FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
bladerunner22
Zdobywca Oscara
Posty: 2805
Rejestracja: ndz sie 21, 2011 14:16 pm

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2851 Post autor: bladerunner22 » wt maja 10, 2016 12:10 pm

już widze jak ta sieka zwana ,, 70 minutowa ścianą dźwięku'' od Błajana pobije partytury Goldsmitha i Sylvka :D. Może chociaż pokusi się o napisanie fajnego tematu jak Edelman w trójce. :)
Jedna z najpiękniejszych piosenek Lady Pank :

''Zabić Strach''

Awatar użytkownika
Cisek
Asystent orkiestratora
Posty: 476
Rejestracja: pt lip 09, 2010 10:03 am

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2852 Post autor: Cisek » wt maja 10, 2016 12:29 pm

Hej. Adam prosił, żebym podrzucił na forum relację z koncertu i kilka zdjęć co też czynię. Miejcie jednocześnie świadomość, że ekspert od Tylera ze mnie żaden i merytorycznej analizy ode mnie nie uświadczycie :).

Obiekt, który Brian Tyler wybrał sobie na miejsce swojego koncertowego debiutu jest położony malowniczo nad brzegiem Tamizy. Wokół Royal Festival Hall można doświadczyć pulsującego, kolorowego Londynu, spotkać miss konkursu gay-trans, potykać się o ulicznych grajków i dostać bólu głowy od ilości ogródków piwno-restauracyjnych, które zdają się krzyczeć - wybierz mnie na ten uroczy wieczór w stolicy Anglii.
Wszystkie pokusy nocnego życia jednak na bok, kiedy tuż za ścianą popis swojego talentu (a przy okazji skromności) daje amerykański specjalista od generowania największej ilości epiki/patosu na metr kwadratowy partytury.

Obrazek

Wybór sali ciekawy, pory koncertu również, bo kiedy się zaczynał, czyli o 19:30, było jeszcze kompletnie widno i podniosłości momentu nie czuć było ni cholery. Nie pomagał też brak jakiegokolwiek obrendowania wydarzenia. Nie zrozumcie mnie źle - to ostatnie czego oczekuję po koncercie muzyki, ale przyjemnie jest widzieć, że obiekt „żyje” swoim gościem. Z obwoźnego handlu bluzami przez Hansa śmiałem się już 2 lata temu, ale trzeba oddać, że podświetlony na fioletowo Hammersmith Apollo Theatre ze stylizowanym neonem, ścianką i ludźmi stłoczonymi we foyer w jednym celu nakręcał na coś wyjątkowego.

Obrazek

Wchodzę do Royal Festival Hall, chwila na orientację w terenie i już wiem, że jestem w jakimś pieprzonym domu kultury. Wspaniałym, nowoczesnym, wielofunkcyjnym. Na prawo parkiet dla wieczorków tanecznych, w głębi aktorzy przy stole „czytają” jakiś spektakl przez cały wieczór, na górze jegomość mocno wczorajszy lata sobie na laptopie na symulatorze, a wszędzie przy stolikach próbują nam na wzór Jehowych opchnąć program tego obiektu na sezon 16/17.
Ani - jednego - elementu - który - wskazywałby - że - dziś - jest - tu - jakiś - koncert. Pytam grzecznie wchodząc do usytuowanej na piętrze sali koncertowej czy mogę gdzieś kupić program wydarzenia. Program jest. Nawet za darmo. Skserowana jedna kartka z przedrukiem tekstu reklamowego, który wisi na stronie organizatora i listą bohaterów wieczoru. Jeeeeeeeej! Not.

Obrazek Obrazek

Sala mieszcząca 2500 osób nie była wypełniona szczelnie, sprawdzałem jak sprzedawały się bilety, nie dziwi, że jeszcze w ostatnich dniach Brian naganiał na nie grzecznie na swoim profilu. Jeszcze tylko kilkukrotny przemarsz pana z komunikatem napisanym flamastrem na tekturze, którą znalazł pewnie w jednym z ogródków piwnych, że NO PHOTOS i wyłączać swoje kamery, o nie Marcinie, nie będzie tym razem rejestracji dla potomnych. Takie rzucacie mi wyzwanie? A proszę ja was bardzo, podejmuję rękawicę i przechwycę ten event z 5 rzędu niczym Tom Cruise w M:I (Tom też był na koncercie tak swoją drogą). Jeszcze tylko szanowna małżonka bohatera dnia, wyglądająca i ubrana jak milion dolców, na moment przygasiła światło swoim przemarszem na miejsce obok teściów i mogliśmy zaczynać koncert.
Koncert, nie show, nie pokaz świateł i konkurs na najbardziej skąpo ubraną solistkę. Nikt nawet nie nie bawił się w tworzenie specjalnej atmosfery, postawiono na komfort orkiestry, na komfort kompozytora, który i tak był mocno zestresowany całym wydarzeniem. Postawiono na muzykę i to ona była w centrum Royal Festival Hall.

Obrazek

Brian Tyler na podwyższeniu, lakierki, czarne spodnie i t-skirt, wystylizowany jak zwykle, przerażony jak pewnie nigdy. Batuta w górę, na ekranie nad głowami logo "Thor: The Dark World", tytułowy utwór, pierwsze wejście kotłów, chór czysty, wyraźny, nieśmiało dołączają smyki, współtowarzysze pokazują mi gęsią skórkę na rękach. Charakterystyczna pauza i wejście majestatycznych trąb, a ja mam mokro. Czuję muzykę całym ciałem, a wrażenie jest osobliwe. Jakbym słuchał płyty, jest idealnie, z tą różnicą, że nagle rozszerzyło się spektrum, słyszę ile tam się dzieje pod spodem, jak pracują smyki, na płycie przykryte natłokiem ściany epickiego dźwięku, ledwo słyszalny flet tu dzielnie dotrzymuje kroku reszcie orkiestry.
Tyler dyryguje pewnie, nie ma w tym egzaltacji, zbędnych gestów i wygłupów, dynamicznie i z gracją uruchamia kolejne sekcje, po jego ruchach wiemy kto w danym momencie jest najistotniejszy na scenie.

Obrazek

Dwie minuty później Brian wita się z publicznością, podkreśla, że to pierwszy jego koncert. „Przywiozłem Wam trochę filmowo-muzycznych przygód, które sam przeżyłem”. Docenia i podkreśla radość ze współpracy z tą konkretną orkiestrą i chórem, których poznał przy okazji prac nad "Age of Ultron” w ubiegłym roku. „Usiądźcie, zrelaksujcie się, to będzie fajny wieczór. Zaczynajmy."

„Now You See Me”. Zakładałem przed koncertem, że chłopak będzie chciał się wyżyć multiinstrumentalnie podczas swojego debiutu i zaprezentuje wachlarz swoich umiejętności, a temat główny z „Iluzji” był świetną do tego okazją. Ale nie, jak się okazało z roli dyrygenta Brian wyszedł tylko raz tego wieczoru. Iluzja zabrzmiała odrobinę cieplej niż w wydaniu „płytowym”, z dominacją dęciaków. W finale bębny - tak to się robi Hansiu, weź korki zanim kolejny raz na koncercie zarżniesz swój perkusyjny Everest - "Człowieka ze Stali".

Nie zwalniamy tempa, „Iron Man 3” prawie wysłał publiczność piętro niżej głównie za sprawą chóru. Te 90 osób usytuowanych nad orkiestrą miało taką siłę rażenia, że na powrót doceniłem tę pracę Amerykanina i chylę czoła przed jej koncertowym wykonaniem, w którym to ludzki głos był najpiękniejszym i najważniejszym instrumentem. Bezsprzecznie highlight imprezy.

Kolejny element tego segmentu (Brian rozgadał się dopiero po jakimś czasie) to "Far Cry 3". Bardziej majestatycznie niż w oryginale, bez początkowej partii wokalnej, bez elektroniki, podmienionej tu na zawodzące smyki, za to z tym samym delikatnym chórem. Kolejny dobry wybór i póki co najdłuższy z utworów, a podkreślam to nie bez znaczenia.

Obrazek

„Let’s go into space” - wielki fan "Star Treka" wydał polecenie i zaproponował fragment z serialu „Enterprise”. Powspominał jak wielkim pochłaniaczem wszystkiego co związane z tą tematyką jest. Kiedy komponował do „The Hunted” dostał telefon z Paramountu w sprawie angażu do ukochanej franczyzy. „Zrobię to niezależnie ile mi zapłacicie”. Tu musiał wkroczyć jego agent (siedzący dziś na sali), a częścią kontraktu była możliwość pobuszowania w kokpicie statku Enterprise. Brian żartował, że to był szczytowy moment jego życia.

„Partition” - podział Indii i Pakistanu po II Wojnie Światowej, najwidoczniej temat ważny dla kompozytora, bo nie bez emocji próbował zachęcić do zapoznania się z tym mało znanym filmem z jego dorobku. Podkreślał powiązania reżysera i jego rodziny z tragiczną historią miłosną z filmu. 2 minuty i ten rodzaj liryki, którą zapomina się chwilę po odsłuchu.

„Wiesz, nie mamy tematu muzycznego dla naszego studia”. „Mam wykręcić w waszym imieniu do Johna Williamsa?” Tą anegdotą Brian wprowadził rozszerzoną suitę z której wyodrębnił fanfarę towarzyszącą pojawieniu się loga wytwórni. Zgrabnie ominął fakt, że studio równie szybko z tego zabiegu zrezygnowało.

Pędźmy dalej. Tori Letzler na scenie. Pani Tori robiła wokale do wielu prac Briana, ostatnio coś tam podśpiewywała do "Batman v Superman", zapracowane dziewczę, ale znalazła czas, żeby ubogacić „Inama Nushif” z „Children of Dune” swoim głosem. I jak pięknie go ubogaciła. Z dodanym ciepłym pogłosem wybrzmiało to wyjątkowo, nie wiem o czym śpiewa, zważywszy, że to wymyślony dialekt, ale to musi być coś wzruszającego bo takie też uczucia towarzyszyły mi w tej wyjątkowej chwili. Wspaniały, wspaniały moment. Po nim na dokładkę z tego samego serialu otwierające „Summon the Worms”, przygodowe, świetnie korespondujące z mistycznym i łagodnym wcześniejszym utworem. Żal, że skrócone do pierwszych jego 2 minut. Jedną anegdotkę mniej i dałoby się upchnąć. Smutek. Brian podkreślał, że technicznie rzecz biorąc to najwcześniejsza jego praca, bo melodie układał sobie już w głowie w wieku 12 lat, czytając prozę Fraka Herberta.

Obrazek

Chwila przerwy na Tylera mniej melodyjnego, mroczniejszego, z posępnym męskim chórem - „Constantine” był interesującym przerywnikiem w bardzo łatwo przyswajalnej reszcie koncertu, choć w tak krótkiej formie to raczej ciekawostka.

„The Greatest Game Ever Played” to urocze granie, take troszkę hornerowskie, potrzebny był moment oddechu przed kolejną jazdą kolejką górską w której specjalizuje się Tyler.

Owacja dla rodziców połączona z podziękowaniami za wsparcie w podjęciu decyzji o takim a nie innym sposobie na życie poprzedziła utwór im dedykowany (bo podobno ich ulubiony). Logo "Fast & Furious" wyświetlone na ekranie, ale wydaje mi się, że muzycznie dostaliśmy motyw przewodni z "Fast Five”. Gitara, perkusja i charakterystyczne, agresywne pociągnięcia skrzypiec. Fajne, to kwintesencja popcornowej zabawy Briana i nie mogło jej zabraknąć na koncercie.

Opisując to co miało się stać w finale pierwszej części występu kompozytor sam użył słowa EPIC. To praca z jego wieloletnim przyjacielem (będącym na sali), który zaangażował Briana już na wstępnym etapie prac nad filmem. Powiedział wtedy: "Zobaczmy co mamy - najlepszą orkiestrę, trochę chóru, zróbmy to tak epicko jak to tylko możliwe". No i zrobili. „Teenage Mutant Ninja Turtles”. Akcentując zamknięcie tej części koncertu Tyler zdecydował się na pełne 5 minut tytułowego utworu z długim rozwinięciem i szaleńczą jazdą w drugiej jego części, po której chyba wszyscy członkowie orkiestry musieli mieć za kulisami przyspieszone okłady z lodu na obolałe kończyny. Świetny wybór, aż szkoda, że to nie ten kawałek wieńczył całość imprezy.

Obrazek

A szkoda tym większa, że druga jej połowa była już odrobinę gorsza i im bliżej finału tym wybory Amerykanina wydawały się bardziej dyskusyjne. Rozpoczęliśmy od wyprawy w przyszłość, Tyler kokietował, że przed nami tylko jedna osoba, obecny na sali Alex Kurtzman (producent) słyszał ilustrację do nadchodzącego „Now You See Me 2”. Jednak lekki zawód, bo przypominało to zlepek znanych melodii, wygrywanych w troszkę innym tempie, tu Żółwie, tu fanfara Marvela, tematyczna odtwórczość dała się we znaki.

Dalej rozluźniony Brian opowiadał jak to jego przyjaciel uwielbiał go wkręcać naśladując różne znane osobistości. Gdy usłyszał w słuchawce Sylvestra Stallone rzucił nią uznając występ kolegi za mało udany. Po kilku minutach odezwał się do niego jego spanikowany agent dlaczego ten zrzuca potencjalnego pracodawcę na drzewo. Od tej anegdoty był już tylko krok do Johna Rambo i dwa kroki do „The Expendables” i to temat przewodni z pierwszej części przebojowego cyklu był właśnie kolejnym punktem programu.

Czekałem, długo czekałem, zdążyłem zwątpić, że limit Thora w dniu dzisiejszym już wyczerpaliśmy, ale na scenę ponownie wskoczyła skromna Tori Letzler i swoim przypominającym momentami Lisę Gerrard głosem zaczarowała na kilka minut salę wykonując „Into Eternity” z drugiej odsłony przygód nordyckiego boga. Kolejny przypadek, kiedy całość zaprezentowała się lepiej niż na płycie, którą mam za produkt niemal idealny, ale przez to mało hmmm, organiczny? Ludzki? Nieco sterylny? Koncert pozwolił mi na powrót uwierzyć w projekt p.t. „The Dark World” i od tych kilku dni wracam doń nieprzerwanie.

Dalej otrzymaliśmy kolejną kolaborację z Alexem Kurtzmanem - "Transformers Prime". Świetny, marszowy temat sprawił, że chciałem stać na baczność i salutować. Olbrzymia owacja dorosłych ludzi dla muzyki z bajki o robotach. Magia.

Obrazek

Kolejny gość na scenie - Lola Marsh. Duża niespodzianka, mijałem w metrze plakaty „Criminal” i mówiłem głośno - ale by było, gdyby przywiózł tę wspaniałą dziewczynę. W czerwonej sukience, ta bardzo szczupła dziewczyna, o oryginalnych, nieco niepokojących scenicznych ruchach, wytworzyła z Tylerem podczas wykonywania "Drift and Fall Again” specyficzną relację na pograniczu flirtu. Ciekawe doświadczenie i piękna piosenka.

Dalej nastąpił ten moment który zapowiadałem. Brian opuścił mostek, poszedł poromansować z bębnami, a efektem była perkusyjna część tematu z "Call of Duty: Modern Warfare 3”. Wyżył się chłopak, miałem wrażenie, że się momentami rozjeżdżali, ale to była chwila na zabawę, a nie muzyczne uniesienia.

Przyszedł czas na bohatera wieczoru. „Avengers: Age of Ultron” na plakatach promujących wydarzenie był wymieniany u samej góry nieprzypadkowo, bo to z muzykami obecnymi na sali przygotowywali tę partyturę i to wtedy zrodził się pomysł na przedstawienie jej w formie koncertowej. Nie lubię tej pracy Amerykanina, wszyscy wiemy w jakich okolicznościach powstawała, ale z uklejeniem z niej 5 minut materiału do prezentacji poradził sobie świetnie, uwypuklając swoją część roboty bez oglądania się na tematyczne dokonania Silvestriego. Naprawdę fajnie to wszystko zagrało, pozytywne zaskoczenie wieczoru.

Następnie tytułowy fragment z "Aliens vs Predator - Requiem" zawładnął sceną, a było to panowanie najkrótsze tego wieczoru, bo kawałek w oryginale trwa 1,5 minuty, dłużej zajęło Brianowi przekonywanie wszystkich, że to co usłyszą/usłyszeli jest szalone, chore etc. Ale był nim autentycznie nakręcony.
Nie ma lepszego momentu na wspomnienie o największej wadzie koncertu. Długość poszczególnych utworów. Duża część z nich trwała nieco ponad 2 minuty i było to bardzo odczuwalne, czasem oklaski i gadka Tylera trwały dłużej niż wykonanie. Debiutant nie zdecydował się na przygotowanie specjalnych suit prezentujących tematyczny przekrój jego filmów, skopiował w zasadzie w 100% pojedyncze utwory z płyt, niektóre nawet skracając.

Obrazek

Wracamy do słuchania muzyki. Zapowiadany hołd dla Johna Williamsa to nic innego jak kaprys wykonania tematu Supermana. Wykonania wybitnego, bez jednej fałszywej nuty. Wspaniale było go usłyszeć, nie przeczę, ale patrząc na strukturę koncertu jako pewną opowieść tego typu zabiegi zawsze będą kontrowersyjne. Tym bardziej, jeśli z jednej strony takie arcydzieło jest podgryzane przez Predatora, a tuż po jego zakończeniu mamy muzykowanie na wesoło z tematem przewodnim z Hawaii Five-0. Może kluczem interpretacyjnym ostatnich minut jest właśnie zabawa? Może najwięcej frajdy dał Tylerowi dokładnie taki finisz?

Na finał „Triumph of the Spirit”, zapowiedziany jako coś nowego, niesłyszanego wcześniej. "Coś co napisałem niedawno i jeszcze się nie ukazało”. No nie do końca jest to prawdą, bo ten kilkuminutowy, składający się bodaj z trzech tematów, skomponowany dla organizatorów turnieju golfowego US Open utwór wisi sobie grzecznie na kanale jutubowym Briana od dobrych dwóch tygodni. Taki to przedziwny wynalazek wybrał sobie Brian Tyler na puentę swojego debiutanckiego koncertu.

Owacja po ostatnich dźwiękach trwała wiele minut, kompozytor wychodził 5 czy 6 razy, za każdym razem próbując swoje wyjście obrócić w dowcip i dodać jakąś interakcję z orkiestrą, albo zwrócić uwagę na któregoś z dziesiątek artystów na scenie. Niestety żadnego bisu nie stwierdzono, a przecież idealny byłby „Can You Dig It”, gdzie chłopak mógłby poszaleć dodatkowo na jakimś instrumencie. No niestety, nie tym razem.

O samym koncercie napisałem chyba nawet zbyt dużo, a jak jego główny bohater? Z każdym utworem rozkręcał się coraz bardziej. Gdy był szczególnie zadowolony pozwalał sobie na niewymuszone gesty tryumfu. Co chwilę odwracał się do widowni, szukał mikrofonu, nie miał przygotowanych gotowych kwestii, więc czasem nieporadnie, ale jednak te swoje poczciwe historyjki wtrącał i obudowywał koncert jakąkolwiek treścią pozamuzyczną. Do tego autentyczna radość z obecności rodziny, przyjaciół, gwiazd i muzyków dawały poczucie swobody, posmak familijnego spotkania, a nie napuszonej gali. Chwilę zajęło mi przestawienie się, ale finalnie doceniam pomysł na wydarzenie w którego centrum jest muzyka, zabawa i 44-letni dzieciak autentycznie kipiący z emocji, że może żyć z dostarczania widzom i sobie takiej muzycznej frajdy. Na wielkie, dopracowane show przyjdzie jeszcze czas.

Obrazek
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 59983
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2853 Post autor: Adam » wt maja 10, 2016 13:06 pm

Super elacja! Fajnie, że pisana nie przez Tylerowych-Ultrasów jak ja czy Ghostek :D Zazdroszczę koncertu, super miejsca (widzę że miałeś z 3 rząd max :o ) i dedykacji na dwóch najlepszych scorach mistrzunia 8)
#FUCKVINYL

hp_gof

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2854 Post autor: hp_gof » wt maja 10, 2016 15:53 pm

To ja jeszcze poproszę to co zwykle na privie (jeśli jest) :mrgreen:

Awatar użytkownika
Krelian
Ghostwriter znanego twórcy
Posty: 896
Rejestracja: pn sty 11, 2010 20:28 pm
Lokalizacja: Bytom

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2855 Post autor: Krelian » wt maja 10, 2016 20:38 pm

No ja bym też zobaczył, posłuchał tych koncertowych wykonań może bym się przekonał jakoś do Tylera wiec jeśli priv byłby możliwy będę wdzięczny.

Awatar użytkownika
Kaonashi
Joe Hisaishi
Posty: 13710
Rejestracja: pt sie 19, 2011 17:36 pm
Lokalizacja: Kraina Bogów

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2856 Post autor: Kaonashi » wt maja 10, 2016 20:52 pm

Świetna relacja, można by z tego artykuł zrobić. :)
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.

hp_gof

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2857 Post autor: hp_gof » wt maja 10, 2016 22:33 pm

Jak myślicie, kto w tym roku dostanie na FMFie nagrodę im. Kilara? W tamtym roku o tej porze ogłosili już Goldenthala, a w tym roku cisza... Ktoś coś?

Awatar użytkownika
Kaonashi
Joe Hisaishi
Posty: 13710
Rejestracja: pt sie 19, 2011 17:36 pm
Lokalizacja: Kraina Bogów

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2858 Post autor: Kaonashi » śr maja 11, 2016 00:11 am

Oby nie wyskoczyli z Moniuszko, albo Karłowiczem.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 59983
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2859 Post autor: Adam » śr maja 11, 2016 08:57 am

cóż, obstawiałbym Desplata, ale skoro go nie będzie, to będzie jakiś wybór z dupy.
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Cisek
Asystent orkiestratora
Posty: 476
Rejestracja: pt lip 09, 2010 10:03 am

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2860 Post autor: Cisek » śr maja 11, 2016 13:27 pm

hp_gof pisze:To ja jeszcze poproszę to co zwykle na privie (jeśli jest) :mrgreen:
Krelian pisze:No ja bym też zobaczył, posłuchał tych koncertowych wykonań może bym się przekonał jakoś do Tylera wiec jeśli priv byłby możliwy będę wdzięczny.
Jest jest, a właściwie będzie wszystko możliwe - jutro postaram się te super tajne nagrania pomontować, żeby to miało ręce i nogi i podeślę.
Kaonashi pisze:Świetna relacja, można by z tego artykuł zrobić. :)
Czym chata bogata, jeśli tylko ktoś chce z tego zrobić artykuł nie będę się opierał zbyt długo ;) .
Obrazek

mixon
Szofer w RCP
Posty: 190
Rejestracja: ndz paź 19, 2014 17:31 pm

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2861 Post autor: mixon » czw maja 12, 2016 17:59 pm

Jóhann Jóhannsson

/strzelam jak w totku; często bywa ostatnio w Krakowie (też m.in.przez KBF), więc może się załapać.../

mixon
Szofer w RCP
Posty: 190
Rejestracja: ndz paź 19, 2014 17:31 pm

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2862 Post autor: mixon » czw maja 12, 2016 17:59 pm

Cisek pisze:
hp_gof pisze:To ja jeszcze poproszę to co zwykle na privie (jeśli jest) :mrgreen:
Krelian pisze:No ja bym też zobaczył, posłuchał tych koncertowych wykonań może bym się przekonał jakoś do Tylera wiec jeśli priv byłby możliwy będę wdzięczny.
Jest jest, a właściwie będzie wszystko możliwe - jutro postaram się te super tajne nagrania pomontować, żeby to miało ręce i nogi i podeślę.
Kaonashi pisze:Świetna relacja, można by z tego artykuł zrobić. :)
Czym chata bogata, jeśli tylko ktoś chce z tego zrobić artykuł nie będę się opierał zbyt długo ;) .

Nooo ja też na Tylera Live bym się pisał.... :)

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25132
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2863 Post autor: Mystery » pt maja 13, 2016 11:33 am

I jak jest ta relacja, bo sam również chętnie bym bym luknął :wink:

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 59983
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2864 Post autor: Adam » pt maja 13, 2016 12:10 pm

thor z 3 rzędu zmiażdżył :o tylko te murzynki głową trochę zasłaniały ;-)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Cisek
Asystent orkiestratora
Posty: 476
Rejestracja: pt lip 09, 2010 10:03 am

Re: FMF i inne Festiwale Muzyki Filmowej oraz Koncerty

#2865 Post autor: Cisek » pt maja 13, 2016 19:04 pm

Mystery pisze:I jak jest ta relacja, bo sam również chętnie bym bym luknął :wink:
mixon pisze:Nooo ja też na Tylera Live bym się pisał.... :)
Jeszcze moment, to jest prawie cały koncert, a jak pisałem w relacji rejestracja to był poligon, troszkę śmieci do usunięcia jest (choć i tak liczy się głównie audio). Każdy dostanie link na privie, myślę, że do końca weekendu.
Adam pisze:thor z 3 rzędu zmiażdżył :o tylko te murzynki głową trochę zasłaniały ;-)
No niestety to dominujący obrazek w całym nagraniu, ale z czasem to dziecko było coraz bardziej zmęczone i jak opadało na bok to odsłaniało dużą część sceny dla obiektywu aparatu ;) .
Obrazek

ODPOWIEDZ