Ech co za życie, pochwaliłem score Zimmera, nazwałem go jednym z najlepszych w tym roku, a i tak tyle pretensji i niezrozumienia na mnie spada.

Dlaczego fani innych kompozytorów nie reagują tak negatywnie gdy ich idolowi wystawię ocenę 4/5?

Jednak miałem czuja, żeby szybko iść na film, szybko wyrazić opinię, a potem czym prędzej uciekać z tego wątku.
Wawrzek, gdybyś przeczytał uważnie to co napisałem, to w żadnym momencie nie krytykowałem głośności score'u Zimmera - gdybym chciał to zrobić, to pojechałbym po końcówce filmu, gdzie dominuje ckliwy patos, ale tego nie zrobiłem, bo nie miałem z takim finałem muzycznym problemu, uważam że Hans go nie skopał (w odróżnieniu od Nolana). Tak samo nie mam problemu ze "sceną dokowania" pod względem intensywności czy ekspresji muzyki, bo jest ona pomyślana bardzo, bardzo dobrze i fajnie, że Hans poszedł w dramatyzm o takiej skali (nieporównywalnie zresztą mniejszej niż pretensjonalne kulminacje Incepcji). Ja tak naprawdę w ogóle nie mam problemu z Interstellar, bo gdybym miał, to oceniłbym ten score dużo niżej. Natomiast uwagi, które powołałem nie tyle zaniżają ocenę tej ścieżki, co nie pozwalają mi jej zawyżyć - ale to chyba nic niezwykłego, bo punktem wyjściowym przy ocenianiu nie jest 5/5 tylko okolice 3/5, do których co najwyżej dokładam/odejmuje punkty za określone walory/wady.
Tak samo kwestia Goblinów też nie jest kwestią pierwszoplanową, choć może tak to zabrzmiało z mojej pierwszej wypowiedzi. Jest to moje (choć nie tylko moje, sądząc po reakcjach na opublikowany utwór) wrażenie subiektywne, które niekoniecznie musi znaleźć poparcie w czysto muzykologicznej analizie i jeśli tak się stanie, to za tę konkretną uwagę posypię uszy popiołem (aczkolwiek na obronę tej tezy można przywołać podobne "analogie" z Hannibala i The Ring). To jednostkowe mrugnięcie okiem w kierunku Goblinów popsuło mi scenę, bo wybiło mnie z klimatu, ale nie ma to żadnego związku z intensywnością czy głośnością ilustracji.
Dlatego kompletu gwiazdek z mojej perspektywy nie odbiera Interstellarowi jakiś tam potencjalny plagiat czy nieświadome nawiązanie. Clue moich uwag, wskutek których ścieżka Zimmera dostała ode mnie na gorąco skandalicznie surowe 4 gwiazdki na 5, odnosi się do ogólnej koncepcji ścieżki i jej osadzenia w kontekście gatunkowym. Moim zdaniem Interstellar jest po prostu w dużej mierze zlepkiem pewnych konwencji, które przez lata definiowały kino SF i od których gatunek ten nie może się uwolnić, mimo że minęło 20, 30, 50 lat. Przy czym oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że Nolan i Zimmer w pewnym stopniu celowali w taki hołd i chwała im, że nie jest nazbyt ostentacyjny.
Dlatego o ile score'y Martineza i Price'a do pewnego stopnia wytyczają nową konwencję (podobnie jak robili to europejscy kompozytorzy w kinie SF lat 70. i początku 80.), tak Interstellar tego nie robi i jest mniej od nich kreatywne, w rezultacie czego ścieżkę Zimmera mogę uznać tylko za jedną z najlepszych pozycji tego roku...
Koniec odbioru w tym wątku.

I rozmawiajcie o Interstellar, a nie o mnie.
