Nie wiem co mam powiedzieć, po jednym odsłuchu ciężko wyrokować. Mam wrażenie, że w kinie to wszystko powinno zadziałać, bo mniej więcej rozumiem skąd wybór takiej muzyki do tego filmu. Aczkolwiek nie zmienia to faktu, że słucha się tego ciężkawo... Po pierwsze brak jakichkolwiek chwytliwych motywów. Niby jest główny temat Godzilli z pierwszego utworu, ale pojawia się w całym scorze może ze 3 razy i łatwo to przegapić. Liryki mało i kompletnie nieciekawa jak na Desplata. Muzyka akcji mało słuchalna, przyciężkawa, trochę już wtórna i nie przesadzajmy, wcale jej tak dużo też nie ma. Większość filmu to underscore. Olo trzyma się rytmu i znowu uderza w militarne tony. Ciągle tylko marsz, marsz, marsz... Nienawidzę shakuhachi. Ten flet mnie wkurwia. Niepotrzebne są te etniczne wstawki. Końcówka (ostatni utwór) mdła i trochę przelukrowana, nie wiadomo skąd to się wzięło, jakby dokleili na siłę. Co do chórów, w ogóle nie słychać ich mocy, a Olo zatrudnił tyle ludzi. Trochę użył chóru w inny sposób niż zawsze. Plus pobawił się w dźwiękonaśladownictwo i co jakiś czas robi instrumentami jakieś wycie, zawodzenie czy coś. Generalnie score jest bardzo anonimowy i gdyby to napisał kto inny to po jednym odsłuchu zapewne bym odłożył to na półkę. A tak to jeszcze się pomęczę, żeby na seansie nie było mi smutno

