Muzyka Hansa wypada w filmie bardzo dobrze, Zimmer wreszcie poszedł w subtelność i efekt od razu jest dużo lepszy niż we wszystkich jego ostatnich produkcjach. Muzyka jest na tyle subtelna, że momentami łapałem się na tym, że gdybym nie wiedział, kto ją napisał, to w życiu nie wskazałbym na Zimmera.

Od wielu, wielu lat nie napisał czegoś równie odpowiedzialnego względem filmu i zdyscyplinowanego. Podobnie jeśli chodzi o spotting - filmy Nolana od dawna pod tym względem leżały i Interstellar jest bodaj pierwszym od czasu przyjścia Zimmera, który nie jest zajechany ilością i głośnością muzyki w scenach, które jej nie potrzebują. Jest pomysł, jest klimat, jest konsekwencja, jest umiar - jest sukces. Bardzo mi się podoba pieczołowite dążenie do kulminacji i kilkukrotne powtarzanie tego schematu (choć de facto brakuje tej ścieżce prawdziwego finału, który zrywałby czapki z głów).
Nie mogę jednak przymykać oka na pewne słabostki. Po pierwsze, zarówno Nolan jak i Zimmer próbują, ale nie potrafią oderwać się od cienia Kubricka. Jest to trochę schizofreniczne, bo z jednej strony podobieństwa często są dość ukryte, ale z drugiej ciągle ma się wrażenie, że "ok, fajnie to działa, ale dlatego, że takiego właśnie stylu/brzmienia się spodziewaliśmy". Organowy akord na początku filmu brzmi jakby był bezpośrednim przedłużeniem Tako rzecze Zaratusztra, fortepianowa sekwencja z Saturnem to próba napisania czegoś a la "klasyka w kosmosie" (od czego Cuaron dopiero co uciekł)... No i Goblini... Ci Goblini "na sterydach" w muzyce Zimmera są dla mnie pomyłką (i mówię to z bólem serca), bo zupełnie wybili mnie z klimatu bardzo ważnej sceny - inspiracja jest tak bardzo wyraźna, że brzmi to jak pastisz albo jakieś metanawiązanie postmodernistyczne. Wiem, że 97% widowni nie zwróci na to uwagi, no ale cóż, ja jestem jednym z soundtrackowych wariatów.
Dlatego ogólnie jak na dorobek Zimmera jest w miarę oryginalnie i nieszablonowo, natomiast w stosunku do Gravity jest to mimo wszystko krok wstecz w muzyce filmowej do kina SF. Krok fajny, dobrze skomponowany, dość charakterystyczny, skuteczny jako muzyka filmowa - ale jednak odrobinkę rozczarowujący jeśli mieć na uwadze, jakie ambicje miała ta muzyka i czym mogła być z Zimmerem w takiej formie artystycznej. Choć oczywiście, jeśli porównać to do wszystkich filmów, jakie Hans w ostatnich latach swoją muzyką zajechał, to Interstellar jest być może najlepszą rzeczą jaką napisał od Frost/Nixon, a może nawet od Black Hawk Down? I jedną z najlepszych w tym (dobrym) sezonie.
4/5.