HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9371
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Dokładnie o tym, że kompozytor ma słuchaczy w czterech literach mówię.
Problem polega na tym, że generalnie (nie tylko w muzyce filmowej, ale także popularnej) od melodyki się odchodzi na rzecz brzmień bardziej albo rytmicznych (stąd tak wielka popularność łupanek na imprezach) albo czegoś ambientowego. Minimalizm wcale nie jest niemelodyjny, tylko po pierwsze skraca linię melodyczną do formy albo arpeggia (piękny włoski termin, który brzmi przerażająco oznacza tylko tyle, co "jak na harfę", czyli rozbijanie akordów na ich poszczególne elementy i granie ich po kolei, szybko) albo ostinata (krótkie powtarzalne motywy, klasycznym i bardzo cenionym skądinąd przykładem ostinata jest główny motyw ze Znaków Jamesa Newtona Howarda, ten szybki trzynutowy przebieg to właśnie ostinato), które powtarzane są tak często, że zamiast odbierać to jako melodię sensu stricto (chociaż, jakby je zagrać powoli, ostinato JEST melodią - moja była znajoma nie chciała nazwać Frost/Nixona minimalizmem, póki nie zagrałem jej Nixon Defeated 2 razy szybciej - może to było Final Interview), traktujemy to jako swoisty rytmiczny puls.
W tej chwili technika kompozytorska sprowadza się głównie do prowadzenia rytmu, skomplikowania harmonicznego i polifonii. Prowadzenie rytmu jest proste - ile warstw jesteśmy (różniących się od siebie!) na siebie nałożyć? Pod tym względem muszę pochwalić kompozytora, którego nie lubię, bo mimo walonych na chama schematów rytmicznych (tych samych od początku kariery), świetnie sobie z tym radzi Brian Tyler, problem w tym, że leżą (być może przez to) pozostałe dwa elementy techniki. Skomplikowanie harmoniczne to coś, w czym na przykład nigdy (delikatnie mówiąc) nie specjalizował się Hans, który z wyjątkiem wczesnej fascynacji akordami septymowymi (nie będę wnikał w to głębiej) w zasadzie jest tutaj prosty jak konstrukcja cepa. Skomplikowanie harmoniczne nie tylko oznacza wychodzenie poza najprostsze akordy (czego w swojej tematyce nie robi także Tyler), ale także polega na dodaniu (mniej lub bardziej) ukrytych dysonansów (mistrzem subtelnego wplecenia zupełnie niespodziewanego dysonansu w środek pięknego tematu, co mało kto zauważa!, jest James Horner, czasami, jak to zauważę, jestem w bardzo pozytywnym szoku), takich, które podskórnie odczuwamy jako coś lekko niepokojącego, ale jednocześnie nie przeszkadza nam to w płynnym odbiorze melodii. Jedynym samoukiem, który doskonale sobie z tym radzi (wśród kompozytorów filmówki) jest Danny Elfman. Trzecim elementem jest polifonia, czyli równoległe prowadzenie samodzielnych, ale i wzajemnie uzupełniających się melodii. Pamiętasz szybkie smyczki w muzyce dramatycznej Hornera (zwłaszcza Samuel's Death z Legends of the Fall i początek Falkirk z Bravehearta)? To właśnie to. Na zasadzie klasycznie rozumianej polifonii pracuje często w materiale dramatycznym (choć wprowadza tam dysonanse, oczywiście) John Williams, czego najcudowniejszym moim zdaniem przykładem jest przepiękne Immolation z Listy Schindlera.
Problem polega na tym, że są kompozytorzy, którzy wychodząc od dość klasycznej struktury muzycznej (w przypadku muzyki filmowej za taką uznaję strukturę stosowaną przez Williamsa, a wziętą z Golden Age i, pośrednio przez to, Wagnera), potrafią to pogodzić w sposób bardzo klasyczny i melodyjny. OK, pięknie. Ja też takie ścieżki lubię, o czym świadczy moja recenzja muzyki do War Horse, która jak pamiętasz, była bardzo pozytywna. Pominę tutaj, nie będące przedmiotem dyskusji, stosowanie tematów przez Williamsa, które też jest ilustracyjnym geniuszem. Chodzi mi o to, że model klasycznie pisanej muzyki filmowej to jeden z modeli i tylko tyle. Jest jeszcze muzyka mówiąc szeroko atonalna (pomysły Herrmanna, Leonard Rosenman, w ostatnich dekadach Elliot Goldenthal i Don Davis), która, zwłaszcza w przypadku Davisa może być pozbawiona szeroko rozumianego materiału tematycznego (mówię tu o pierwszym Matrixie, tylko pierwszym!), a działa tak samo efektywnie. Może być muzyka elektroniczna, ambientowa. Są score'y ambientowe działające doskonale. Są też score'y minimalistyczne działające doskonale.
Ewolucja muzyki filmowej idzie w kierunku połączenia dwóch trendów, które w muzyce poważnej skończyły się... gdzieś dwie-trzy dekady temu (ale muzyka filmowa rozwojowo *zawsze* jest sto lat za Murzynami, po prostu idziemy za trendami wolniej niż same trendy). Po pierwsze ambient w swej klasycznej i mrocznej formie, po drugie minimalistyczne. Oba oczywiście jeszcze w swej niszy funkcjonują, ale nie mają takiego wpływu na muzykę klasyczną i popularną takiego, jak wtedy. Fakt, że w ciągu poprzedniej dekady kilka score'ów do projektów dość prestiżowych zostało napisanych przez jednego z ojców-założycieli minimalizmu Phillipa Glassa (który do tej pory był aktywnym, ale jednak dość rzadkim, członkiem środowiska kompozytorów filmowych), pominę tutaj Michaela Nymana, który pracował jeszcze dekadę wcześniej i (by mnie Babuch nie zabił!) Wima Mertensa, którego większość filmowej kariery przypadła na lata bodaj 80-te, jest bardzo symptomatyczny. Fakt, że do minimalizmu odnosi się także taki Desplat także jest symptomatyczny.
Jestem w stanie zrozumieć, że cenisz najbardziej klasyczny hollywoodzki model, który potrafi brzmieć pięknie i z niego wyszły często najwybitniejsze ścieżki w historii naszego ukochanego gatunku, ale to nie znaczy, że musisz się wyśmiewać (co ci się czasem zdarza i jest to prawdziwą bolączką tego forum, mówiąc generalnie) z innych tak samo uprawnionych (bo to wymusza film, tak jak nie potrafię sobie wyobrazić War Horse z muzyką Clinta Mansella, tak nie potrafię sobie wyobrazić, by muzyka do Incepcji brzmiała jak Tintin) modeli, które zasługują na to, by cenić je za funkcjonalność, by cenić je za to, że kompozytorzy także w nich wkładają swoje serce i umysł (bo wbrew temu, co ci kompozytor powie publicznie, muzyka filmowa jest muzyką pisaną w sposób bardzo intelektualny i wiem to z własnych zarówno doświadczeń osobistych, jak i analiz), niezależnie od tego, czy chwytliwy temat jest, czy go nie ma. Dla Hansa na przykład najważniejszy jest moment znalezienia odpowiedniego brzmienia do filmu, zaprogramowania elektroniki, znalezienia relacji elektronika-orkiestra i wyznaczenie ostatecznej aranżacji. I skończę tym, co cię pewnie przerazi, jeśli o niego chodzi, ale szczerze mówiąc w przypadku jego doświadczeń i przeszłości jako muzyka/kompozytora mnie to nie dziwi...
Hans *woli* tworzyć od zera brzmienie danej ścieżki niż tworzyć tematy. Woli bawić się elektroniką niż pisać melodie. Tak mi powiedział wprost.
Problem polega na tym, że generalnie (nie tylko w muzyce filmowej, ale także popularnej) od melodyki się odchodzi na rzecz brzmień bardziej albo rytmicznych (stąd tak wielka popularność łupanek na imprezach) albo czegoś ambientowego. Minimalizm wcale nie jest niemelodyjny, tylko po pierwsze skraca linię melodyczną do formy albo arpeggia (piękny włoski termin, który brzmi przerażająco oznacza tylko tyle, co "jak na harfę", czyli rozbijanie akordów na ich poszczególne elementy i granie ich po kolei, szybko) albo ostinata (krótkie powtarzalne motywy, klasycznym i bardzo cenionym skądinąd przykładem ostinata jest główny motyw ze Znaków Jamesa Newtona Howarda, ten szybki trzynutowy przebieg to właśnie ostinato), które powtarzane są tak często, że zamiast odbierać to jako melodię sensu stricto (chociaż, jakby je zagrać powoli, ostinato JEST melodią - moja była znajoma nie chciała nazwać Frost/Nixona minimalizmem, póki nie zagrałem jej Nixon Defeated 2 razy szybciej - może to było Final Interview), traktujemy to jako swoisty rytmiczny puls.
W tej chwili technika kompozytorska sprowadza się głównie do prowadzenia rytmu, skomplikowania harmonicznego i polifonii. Prowadzenie rytmu jest proste - ile warstw jesteśmy (różniących się od siebie!) na siebie nałożyć? Pod tym względem muszę pochwalić kompozytora, którego nie lubię, bo mimo walonych na chama schematów rytmicznych (tych samych od początku kariery), świetnie sobie z tym radzi Brian Tyler, problem w tym, że leżą (być może przez to) pozostałe dwa elementy techniki. Skomplikowanie harmoniczne to coś, w czym na przykład nigdy (delikatnie mówiąc) nie specjalizował się Hans, który z wyjątkiem wczesnej fascynacji akordami septymowymi (nie będę wnikał w to głębiej) w zasadzie jest tutaj prosty jak konstrukcja cepa. Skomplikowanie harmoniczne nie tylko oznacza wychodzenie poza najprostsze akordy (czego w swojej tematyce nie robi także Tyler), ale także polega na dodaniu (mniej lub bardziej) ukrytych dysonansów (mistrzem subtelnego wplecenia zupełnie niespodziewanego dysonansu w środek pięknego tematu, co mało kto zauważa!, jest James Horner, czasami, jak to zauważę, jestem w bardzo pozytywnym szoku), takich, które podskórnie odczuwamy jako coś lekko niepokojącego, ale jednocześnie nie przeszkadza nam to w płynnym odbiorze melodii. Jedynym samoukiem, który doskonale sobie z tym radzi (wśród kompozytorów filmówki) jest Danny Elfman. Trzecim elementem jest polifonia, czyli równoległe prowadzenie samodzielnych, ale i wzajemnie uzupełniających się melodii. Pamiętasz szybkie smyczki w muzyce dramatycznej Hornera (zwłaszcza Samuel's Death z Legends of the Fall i początek Falkirk z Bravehearta)? To właśnie to. Na zasadzie klasycznie rozumianej polifonii pracuje często w materiale dramatycznym (choć wprowadza tam dysonanse, oczywiście) John Williams, czego najcudowniejszym moim zdaniem przykładem jest przepiękne Immolation z Listy Schindlera.
Problem polega na tym, że są kompozytorzy, którzy wychodząc od dość klasycznej struktury muzycznej (w przypadku muzyki filmowej za taką uznaję strukturę stosowaną przez Williamsa, a wziętą z Golden Age i, pośrednio przez to, Wagnera), potrafią to pogodzić w sposób bardzo klasyczny i melodyjny. OK, pięknie. Ja też takie ścieżki lubię, o czym świadczy moja recenzja muzyki do War Horse, która jak pamiętasz, była bardzo pozytywna. Pominę tutaj, nie będące przedmiotem dyskusji, stosowanie tematów przez Williamsa, które też jest ilustracyjnym geniuszem. Chodzi mi o to, że model klasycznie pisanej muzyki filmowej to jeden z modeli i tylko tyle. Jest jeszcze muzyka mówiąc szeroko atonalna (pomysły Herrmanna, Leonard Rosenman, w ostatnich dekadach Elliot Goldenthal i Don Davis), która, zwłaszcza w przypadku Davisa może być pozbawiona szeroko rozumianego materiału tematycznego (mówię tu o pierwszym Matrixie, tylko pierwszym!), a działa tak samo efektywnie. Może być muzyka elektroniczna, ambientowa. Są score'y ambientowe działające doskonale. Są też score'y minimalistyczne działające doskonale.
Ewolucja muzyki filmowej idzie w kierunku połączenia dwóch trendów, które w muzyce poważnej skończyły się... gdzieś dwie-trzy dekady temu (ale muzyka filmowa rozwojowo *zawsze* jest sto lat za Murzynami, po prostu idziemy za trendami wolniej niż same trendy). Po pierwsze ambient w swej klasycznej i mrocznej formie, po drugie minimalistyczne. Oba oczywiście jeszcze w swej niszy funkcjonują, ale nie mają takiego wpływu na muzykę klasyczną i popularną takiego, jak wtedy. Fakt, że w ciągu poprzedniej dekady kilka score'ów do projektów dość prestiżowych zostało napisanych przez jednego z ojców-założycieli minimalizmu Phillipa Glassa (który do tej pory był aktywnym, ale jednak dość rzadkim, członkiem środowiska kompozytorów filmowych), pominę tutaj Michaela Nymana, który pracował jeszcze dekadę wcześniej i (by mnie Babuch nie zabił!) Wima Mertensa, którego większość filmowej kariery przypadła na lata bodaj 80-te, jest bardzo symptomatyczny. Fakt, że do minimalizmu odnosi się także taki Desplat także jest symptomatyczny.
Jestem w stanie zrozumieć, że cenisz najbardziej klasyczny hollywoodzki model, który potrafi brzmieć pięknie i z niego wyszły często najwybitniejsze ścieżki w historii naszego ukochanego gatunku, ale to nie znaczy, że musisz się wyśmiewać (co ci się czasem zdarza i jest to prawdziwą bolączką tego forum, mówiąc generalnie) z innych tak samo uprawnionych (bo to wymusza film, tak jak nie potrafię sobie wyobrazić War Horse z muzyką Clinta Mansella, tak nie potrafię sobie wyobrazić, by muzyka do Incepcji brzmiała jak Tintin) modeli, które zasługują na to, by cenić je za funkcjonalność, by cenić je za to, że kompozytorzy także w nich wkładają swoje serce i umysł (bo wbrew temu, co ci kompozytor powie publicznie, muzyka filmowa jest muzyką pisaną w sposób bardzo intelektualny i wiem to z własnych zarówno doświadczeń osobistych, jak i analiz), niezależnie od tego, czy chwytliwy temat jest, czy go nie ma. Dla Hansa na przykład najważniejszy jest moment znalezienia odpowiedniego brzmienia do filmu, zaprogramowania elektroniki, znalezienia relacji elektronika-orkiestra i wyznaczenie ostatecznej aranżacji. I skończę tym, co cię pewnie przerazi, jeśli o niego chodzi, ale szczerze mówiąc w przypadku jego doświadczeń i przeszłości jako muzyka/kompozytora mnie to nie dziwi...
Hans *woli* tworzyć od zera brzmienie danej ścieżki niż tworzyć tematy. Woli bawić się elektroniką niż pisać melodie. Tak mi powiedział wprost.
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
prawie jak SchwarzenneggerAgent pisze:Szczerzemowiac

LOLPaweł Stroiński pisze: Rzeczowa rozmowa będzie wyglądać tak. Ja, Wawrzyniec i ty będziemy próbowali rozmawiać, pewnie polemizować (bo to kontrowersyjne score'y) i przyjdą:
Adam: LOL
Turek: LOL
A Super express co na to?Paweł Stroiński pisze:Tak mi powiedział wprost.
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14474
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Ale ja się nie wyśmiewam z innych rodzajów muzyki, niż ten klasyczny, najbardziej mi odpowiadający
nie chodzi też o to, ze każdy film, każdy gatunek wymaga innej muzyki, też nie wyobrażam sobie muzyki z Tin Tina, np. w Bartmanie, ale kompozytor pokroju Williamsa dobrze o tym wie i jego prace, nawet w przełomie jednego miesiąca, powstałe do zupełnie innych gatunków filmowych są zupełnie inne, tymczasem u Zimmera cały czas słyszę jakąś mieszankę BB, TFK i Incepcji
w muzyce filmowej najbardziej cenię sobie różnorodność, to, ze może ona wychodzić ze swoich ram, może operować chórem, egzotyką, etniką - film którego akcja troczy się w Afryce wykorzystuje tamtejszy folklor, etnikę, film rozgrywający się w średniowieczu korzysta z innych brzmień, podobnie film którego akcja toczy się w Japonii, starożytnej Grecji, itp. kompozytorzy potrafią łączyć ową specyfikę miejsca akcji ze swoim stylem i współczesnością - problem polega na tym, że współczesna muzyka made in Hollywood idzie na pałę, zero oryginalności, zero wykorzystywania potencjału tkwiącego w danym filmie, w jego specyfice wynikającej z miejsca akcji filmu, wszystko robi się na jedno kopyto, wszystko pod sprawdzony wzór, i tak jest właśnie obecnie z muzyką Zimmera.
wolę prace Rombiego i plagiaty Hornera, niż te obecne smęty na jedno kopyto, które zaśmiecają współczesne filmy made i Hollywood.
nie chodzi też o to, ze każdy film, każdy gatunek wymaga innej muzyki, też nie wyobrażam sobie muzyki z Tin Tina, np. w Bartmanie, ale kompozytor pokroju Williamsa dobrze o tym wie i jego prace, nawet w przełomie jednego miesiąca, powstałe do zupełnie innych gatunków filmowych są zupełnie inne, tymczasem u Zimmera cały czas słyszę jakąś mieszankę BB, TFK i Incepcji
w muzyce filmowej najbardziej cenię sobie różnorodność, to, ze może ona wychodzić ze swoich ram, może operować chórem, egzotyką, etniką - film którego akcja troczy się w Afryce wykorzystuje tamtejszy folklor, etnikę, film rozgrywający się w średniowieczu korzysta z innych brzmień, podobnie film którego akcja toczy się w Japonii, starożytnej Grecji, itp. kompozytorzy potrafią łączyć ową specyfikę miejsca akcji ze swoim stylem i współczesnością - problem polega na tym, że współczesna muzyka made in Hollywood idzie na pałę, zero oryginalności, zero wykorzystywania potencjału tkwiącego w danym filmie, w jego specyfice wynikającej z miejsca akcji filmu, wszystko robi się na jedno kopyto, wszystko pod sprawdzony wzór, i tak jest właśnie obecnie z muzyką Zimmera.
Problem polega na tym, że jak Sam zauważyłeś, ja wolę klasyczne podejście do muzyki, jestem tu może konserwatystą ale nie cierpię elektroniki, techno, rapu, wszelkich nowoczesnych gatunków i trendów w muzyce rozrywkowej i filmowej, dla mnie to nie muzyka, to hałas, dlatego najbardziej lubię muzykę do filmów, których akcja nie jest osadzona we współczesności, bo wtedy kompozytor może się okazać - niestety, ostatnio i takie filmy cierpią na brak ciekawej muzyki muzyka zaczyna tracić w filmie na znaczeniu, ma po prostu być i tyle, takie podejście nie przypada mi do gustu i jeżeli Zimmer jest szczery w tym co mówi to może oszczędził mi katorg i upewnił mnie w przekonaniu, że po prostu nie należy słuchać Jego muzyki i tyleHans *woli* tworzyć od zera brzmienie danej ścieżki niż tworzyć tematy. Woli bawić się elektroniką niż pisać melodie. Tak mi powiedział wprost.
wolę prace Rombiego i plagiaty Hornera, niż te obecne smęty na jedno kopyto, które zaśmiecają współczesne filmy made i Hollywood.
Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Klipy:
http://www.youtube.com/watch?v=DR1V6HDub5k
Beretu nie zrywa
Myślałem, że będzie to bardziej chóralna ścieżka, a póki co nic z tych rzeczy.
http://www.youtube.com/watch?v=DR1V6HDub5k
Beretu nie zrywa

- kiedyśgrześ
- + W.A. Mozart +
- Posty: 6104
- Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
No niesamowite, jeśli pomysłem Hansa na nowe brzmienie było wykorzystanie własnych underscoreów sprzed lat 20-tu i uczynienie z nich pierwszoplanowej muzy, to mu się udało 
EDIT: Niech się zapisze do klubu „JUŻ SIĘ SKOŃCZYLIŚMY” razem ze swoim kumplem od reżyserki Scottem

EDIT: Niech się zapisze do klubu „JUŻ SIĘ SKOŃCZYLIŚMY” razem ze swoim kumplem od reżyserki Scottem

Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
dajce se siana
to są tylko klipy 
no ale siarczyście fejlowe. czekamy w takim razie na cała płytę, po klipach się nie ocenia.


no ale siarczyście fejlowe. czekamy w takim razie na cała płytę, po klipach się nie ocenia.
NO CD = NO SALE
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Owszem, czekamyAdam pisze:dajce se sianato są tylko klipy
no ale siarczyście fejlowe. czekamy w takim razie na cała płytę, po klipach się nie ocenia.
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
By the way, chciałem się zapytać, gdzie Wy tu słyszycie Incepcję, którą tak zapowiadaliście i przewidywaliście
Toż to czysty Batman
No dobra, nie nazywajmy tego kompletną zżyną, toż to zachowanie koncepcyjnej ciągłości muzycznej serii
No dobra, trochę Zimmer też plumka na pianinie - jest ciut świeżości.
NIE, WAWRZYNIEC, NIE OCENIAM SCORE'U PO KLIPACH, DZIELĘ SIĘ TYLKO WSTĘPNYMI UWAGAMI, W DALSZYM CIĄGU Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA CAŁOŚĆ I JESTEM POZYTYWNIE NASTAWIONY, BO CHCĘ CZEGOŚ FAJNEGO WRESZCIE POSŁUCHAĆ, BO W PIERWSZYM PÓŁROCZU W TYM TEMACIE UGÓR I PUSTYNIA. NIE, WAWRZYNIEC, TO NIE JEST IRONIA, NAPRAWDĘ CZEKAM NA TEN SCORE I WIEM, ŻE W FILMIE POWINIEN SIĘ SPRAWDZIĆ DOBRZE.




NIE, WAWRZYNIEC, NIE OCENIAM SCORE'U PO KLIPACH, DZIELĘ SIĘ TYLKO WSTĘPNYMI UWAGAMI, W DALSZYM CIĄGU Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA CAŁOŚĆ I JESTEM POZYTYWNIE NASTAWIONY, BO CHCĘ CZEGOŚ FAJNEGO WRESZCIE POSŁUCHAĆ, BO W PIERWSZYM PÓŁROCZU W TYM TEMACIE UGÓR I PUSTYNIA. NIE, WAWRZYNIEC, TO NIE JEST IRONIA, NAPRAWDĘ CZEKAM NA TEN SCORE I WIEM, ŻE W FILMIE POWINIEN SIĘ SPRAWDZIĆ DOBRZE.



Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
http://www.exlibris.ch/musik/cd/hans-zi ... 0#filialenMystery Man pisze:Klipy:
http://www.youtube.com/watch?v=DR1V6HDub5k
Beretu nie zrywaMyślałem, że będzie to bardziej chóralna ścieżka, a póki co nic z tych rzeczy.
przesluchalem wszystkie klipy

powiem tylko tyle, ze daja nadzieje na fajny score w tym roku

najlepsze z BB i TDk wziete - posklejane


takze czekam na calosc



utwor z prologu to jednak 3. Gotham's Reckoning

bedzie czad


Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Klipy w trackowej formie:
http://www.comingsoon.net/news/movienews.php?id=91517
Sample może jakoś szczególnie nie grzeją, ale są niezłe. Aranżacja tematu Bane'a w "Gotham’s Reckoning" działa na wyobraźnię, myślałem, że na tym motywie będzie się opierać cała ścieżka, a na razie zapowiada się głównie mix starszego materiału, ale całkiem udany, mi ta elektronika nawet odpowiada i klimacik tu jest. Szkoda tylko, że póki co nie usłyszeliśmy nic z chóru, ale taki w przynajmniej jednym tracku być powinien. Fortepianowe "Mind If I Cut In?" to zapewne temat kobiety kota, przyjemny, ale raczej nic nadzwyczajnego i w tym temacie Elfman znów górą. Martwi mnie trochę akcja, The Fire Rises, Imagine the Fire ociera się o sieczkę rodem z czwartych piratów i mam nadzieję, że action score nie pójdzie w tym kierunku. Ale nic, czekamy na całość, "Why Do We Fall" zapowiada się highlightowo.
PS
To 20 sekundowe "Death By Exile" to jednak nieporozumienie, na co to komu?
http://www.comingsoon.net/news/movienews.php?id=91517
Sample może jakoś szczególnie nie grzeją, ale są niezłe. Aranżacja tematu Bane'a w "Gotham’s Reckoning" działa na wyobraźnię, myślałem, że na tym motywie będzie się opierać cała ścieżka, a na razie zapowiada się głównie mix starszego materiału, ale całkiem udany, mi ta elektronika nawet odpowiada i klimacik tu jest. Szkoda tylko, że póki co nie usłyszeliśmy nic z chóru, ale taki w przynajmniej jednym tracku być powinien. Fortepianowe "Mind If I Cut In?" to zapewne temat kobiety kota, przyjemny, ale raczej nic nadzwyczajnego i w tym temacie Elfman znów górą. Martwi mnie trochę akcja, The Fire Rises, Imagine the Fire ociera się o sieczkę rodem z czwartych piratów i mam nadzieję, że action score nie pójdzie w tym kierunku. Ale nic, czekamy na całość, "Why Do We Fall" zapowiada się highlightowo.
PS
To 20 sekundowe "Death By Exile" to jednak nieporozumienie, na co to komu?
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14474
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Widać że miałem rację co do obaw o ten score ... zupełnie jakbym słuchał miksu BB i TDK ... miksu tych elementów, które nie przypadły mi do gustu ... te same odgłosy, dźwięki, ten sam, męczący, asłuchalny ( dla mnie ) klimat ... już muzyka z trailerów była dużo lepsza od tych klipów ...
nie skreślam jeszcze tej pracy ale, póki co, Horner górą.
nie skreślam jeszcze tej pracy ale, póki co, Horner górą.
Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
z Hornerem to akurat było oczywiste że będzie górą tutaj, ale poczekamy do całych płyt.
NO CD = NO SALE
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14474
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Najgorsze jest to, że żaden utwór z tych klipów mnie nie zaciekawił, nie czuję potrzeby wysłuchania żadnego z nich w całości, bo wszystko co tam jest już wcześniej słyszałem w dwóch poprzednich Batmanach duetu Zimmer / Howard ... nic mnie nie zachwyciło, żaden utwór ... gdzie ten chór, gdzie ta moc? ...póki co, nie ma nic ... 

Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John

