Jaskółka, kukułka, to i to ptak.
A w ogóle tak czytam co niektóre posty i memy w internetach odnośnie tego finału, przedzierając się przez te erekcje zachwytów z lewej i prawej i tak się zastnawiam. Z jednej strony nie chcę odbierać nikomu radości i cieszę się widząc tylu szczęśliwych ludzi, którzy nawet twierdzą, że od czasów "Imperium kontratakuje", czy też "Wyjścia robotników z fabryki" Braci Lumiere nie przeżyli tyle emocji co w ostatnim odcinku "Mandolarianina". Ale tak się zastanawiam na ile ta cała radość i to całe fapowanie jest naprawdę związane z jakością omawianego finału? Czy może disney'owska Trylogia Gwiezdnych wojen tak zaniżyła poziom, że już jak otrzymamy coś z marką Star Wars, co jest przyzwoite, albo po prostu nie jest złe to zostaje to uznane jako drugie przyjście Mesjasza? I to, że tutaj Luke Skywalker nie obciąga kosmicznym, nadmorskim krowom, nie oznacza, że to jest nagle najlepszy Luke Skywalker Ever!
I to nawet mogę przytoczyć wobec tych 2 sezonów, które traktowane są jak jakieś wybitne osiągnięcie telewizji. Nie twierdzę, że jest to zły serial, ale naprawdę zastanawiam się na ile te zachwyty są podyktowane prawdziwą jakością, a na ile głodem czegoś z marką Star Wars co nie jest złe, albo nie wywołuje złości i negatywnych emocji?
Przy czym dalej twierdzę, że stworzenie OK serialu, i OK dwóch filmów (Rogue One i Solo) z produktu wartego 4 miliardy dolarów, to tak trochę średnio.