Trochę ciekawych (i nie ciekawych) pozycji z okresu ostatnich gdzieś 2 miesięcy, które udało mi się przesłuchać

:
Amalia (Nuno Malo) - cudne orkiestracje, elementy folkowe, dramatyzm, napięcie, klasowa liryka, delikatne użycie chóru (gdzieś tam przypominające mi genialne "Angel" Rombiego). Filmmuza należała się jak najbardziej ****1/2
AO, le dernier Neandertal (Amar) - z początku lekko anonimowe, ale po kolejnych przesłuchaniach ciekawe emocjonalne tekstury, energetyczne partie perkusyjne, szczypta etniki. Bardzo solidny poziom i duży plus, że album dość krótki ****
Battleship Potmekin (Pet Shop Boys) a.k.a. Mega-kult Adama 
Fakt, bardzo ciekawa elektronika, kreatywność, bardzo dobrze się słucha, pewne rzeczy z lekkim jajem (Niet!Niet!Niet!:D), choć z trudem mogę sobie to wyobrazić w filmie Eisensteina

Elementy orkiestrowe solidnie, choć bez fajerwerków (czasami orkiestracje imitują mocno Maxtrixa). Druga połowa albumu nieco słabsza, Boysi idą nieco za bardzo (wedle mojego gustu) trochę w tony dyskotekowo-rozrywkowe, i gdzieś klimat pierwszej odsłony pryska. Niemniej ****
Beyondness of Things (Barry) - nieco słabsze od "Eternal Echoes". Wszystko w wolny, rozmarzonym tempie, czasami zachwyca, czasami już irytuje. Nie wiem czy użycie harmonijki to tak świetny pomysł. Na pewno jednak klasa ****
Big Wednesday (Poledouris) - czyli Basila początki. Porządnie, pewne sekwencje pobudzają wyobraźnię (fale, morze), ale całość (jako że to Complete FSM) nieco za długa i za epizodyczna. Będzie się działo u Basila lepiej ***1/2
Clash of the Titans (Rosenthal) - Complete Intrady. Zaskakująco jaskrawa, ciekawa orkiestracyjnie muzyka przygodowo-fantasy. Długość lekko maratonowa, ale daje to przyjemność. Co prawda poziom Williamsa i Hornera to to nie jest, ale nie udaje że ma być czymś więcej. Świetne utwory z samymi mroźnymi, echo-ującymi chórami, które wywalono z filmu (i nie było tego na pierwotnym wydaniu). Należy się ****
Czas honoru (Chajdecki) - za pierwszym razem nawet OK. Rozrywkowo, szybko, z nerwem, chórki (Czas honoru, Czas honoru!) z początku brzmiące komediowo ale jednak ma to fajnego powera. Z kolejnymi przesłuchaniami niestety wychodzi miałkość samej muzyki - ot taka muzyka w typie Immediate Music. Szwankuje nieco wykonanie/budżet (sporo elementów syntetycznych imitujących orkiestrę), co przy tego rodzaju scorze jeszcze bardziej rzuca się uszy. Niektóre rzeczy Chajdecki na żywca kopiuje od Lorenca ("Pogoń" z Bandyty). Nie, nie dołączam się do chórów wychwalajacych ***
Elle s'appelait Sarah (Max Richter) - wyciszony minimalizm, może nie jest to Richter wysokich lotów, ale słucha się (gdy się wgryzie) ciekawie, satysfakcjonująca pod kątem emocjonalnym końcówka ***1/2
Eternal Echoes (Barry) - nieco lepsze, bardziej stylistycznie spójniejsze niż Beyondness (...). Szkoda, że Barry więcej nie korzysta z tego magicznego, zawieszonego jakgdyby w tle chóru. Znakomita "kołysanka" i finałowe "Elegy" ****
Extraordinary Measures (Guerra) - muzyka do lekkiego dramatu z H. Fordem. Nieco za bardzo anonimowe. Niby jest melodycznie, lekko, bez zobowiązań, taka muzyka "nie inwazyjna", ale wylatuje to szybciutko z głowy. **1/2
La herencia Valdemar (Arnau Battaler) - gotycki horror z Hiszpanii. Cąłośc nieco za długa i jakoś tak nie zapada w pamięci (może z braku wyrazistych tematów) mimo kilku przesłuchań, ale nowicjusz z Hiszpanii imponuje orkiestrowymi umiejętnościami, atmosferą horroru i tymi potężnymi, gotyckimi partiami na orkiestrę i chór. Battaler na pewno dużo słucha Christopher Younga. Smaczki: chór śpiewający "Cthulhu! Cthulhu! Cthulhu!"

Czekam na score z II częsći

****
Let Me In (Giacchin) - potrzeba mi było sporo przesłuchów, żeby docenić pracę Giacchino. W kwestii horroru, na mapie amerykańskich kompozytorów na takim poziomie pisze chyba tylko Young. Elementy grozy świetnie budując napięcie (te uderzenia w kotły, te pomruki orkiestry, elektroniki), bardzo ładne elementy liryczne, w jednym z utworów wykorzystany motyw z świetnego "Roar" nawet

Gdyby nie monstrualna długość byłoby wyżej, a tak tylko ***1/2
Link (Goldsmith) - re-release Intrady. Nie jest to aż takie beznadziejne

Co prawda niektóre utwory z elektroniką irytują na maxa, ale jest też sporo dobrej akcji pół-orkiestrowej, pół-elektronicznej. Są gorsze score'y Jerrye'go w tym stylu

**1/2
Never Let Me Go (Portman) - Rachel w swojej comfort-zonie (tam nudzi) ale i też dość dobry materiał dramatyczny, a szczególnie świetna końcówka albumu. Warto ***1/2
Rabbit Hole (Anton Sanko) - raczej nieporozumienie. Plumkająca muzyka na kilka smyczek i fortepian. Nuda spora (dobrze, że krótkie!) **
Space Battleship Yamato (Sato) - może się podobać, sporo soczystej orkiestrowej akcji i rozmachu na wysokim poziomie. Nieco znużyła mnie część emocjonalna score'u, bardzo smutnawa w wyrazie i jakoś tak bez większych emocji. Za wizję: ****
Switchback (Poledouris) - atmosferyczne granie Basila. Świetny, napisany z rozmachem motyw dla potężnego pociągu z filmu, trochę muskularnej akcji, ale też sporo elektroniki (w tym bardzo ciekawy motyw dla zabójcy) i underscore'u. Ciekawe, choć raczej dla fanów kompozytora. Za niebanalność ***1/2
Vapor Drawings (Isham) - solowy debiut Ishama. Klimatyczna elektronika, trochę w stylu lat 80-ych, Klaus Schulze, te klimaty. W świecie soundtracków, odpowiednik, który przychodzi mi do głowy to jego "Point Break". Świetny utwór "On the Treshold of Liberty", wykorzystany później jako fundament pod score "Regulaminu zabijania" ****
Wall Street: Money Never Sleeps (Armstrong) - po raz drugi ze Stone'm. Kilka minut score'u Armstronga zupełnie bezpłciowych (to trzeba przyznać), na dodatek jeden kawałek to zżyna z "Ball" z Plunket & Macleane. Nie warto **