Pierwsza Planeta z 68 jak na tamte czasy miala poza fajna realizacja i muzyka to szokujaca niespodzianke na koncu + oczywisty przekaz dotyczacy broni atomowej. Miales osobista historie ale i bardziej szeroko zakrojony watek.Koper pisze: ↑czw maja 23, 2024 19:18 pmTylko pierwsza Planeta z '68. Reszta co najwyżej może się bić o drugie miejsce bez szans na doścignięcie pierwszej ekranizacji. Notabene książka też jest od niej słabsza. Ale masz trochę racji. W pierwszym filmie z tej zrebootowanej serii jeszcze o coś chodziło i jakiś tam pomysł był, a dalej to już takie ciągnięcie tematu żeby kasę trzepać na widzach, choć realizacyjnie trudno się tam szczególnie czegoś przyczepić.
Nowe Malpy tylko w pierwszej czesci poszly podobnym sladem - osobiste watki + motyw o tym jak malpy zyskaly inteligencje i co sie stalo z ludzmi. Jako prequel nawet fajnie to bylo skrojone. I dla mnie muzyka Doyla to miod na uszy.
Pozostale czesci za bardzo sie skupily na osobistych pierdolach. Druga czesc zupelnie nic nowego nie wniosla. Trojka dodala motyw utraty glosu przez ludzi ale reszta to takie pitu, pitu z wojna bez wojny wlasciwie. Muzyka nie najgorsza, ale bez jakiegos specjalnego kolorytu i pazura. Niby mi sie te filmy podobaly, ale poza pierwsza czescia jakos nigdy mi sie nie chcialo do nich wracac. Chociaz Giacchino se lubie czasami posluchac jak mam nastroj.
A sama ksiazka to byla chyba bardziej zakrecona niz filmowa ekranizacja. Czesciowo chyba Burton sie na niej wzorowal tylko tez cos przekombinowal.
Bo wszystkie kolejne sequele to byly takie niskobudzetowe, telewizyjne popeliny - jakos fabularnie byly ze soba powiazane ale czym dalej w las tym mniej kasy na nie dawali.