Ennio Morricone - po koncercie...
- Łukasz Wudarski
- + Sergiusz Prokofiew +
- Posty: 1326
- Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
- Lokalizacja: Toruń
- Kontakt:
Chłopaki a o co wy się właściwie kłócicie? Każdy z was pewnie ma rację. Z tego co słyszę z opinii koncert nie stał na najwyższym poziomie już choćby przez dobór tematów. Ale i tak liczy się tutaj bardzo ważny fakt – zobaczenie z bliska wielkiego mistrza, zrobienie mu zdjęcia posłuchania Rzymskiej Orkiestry. To jest bezcenne. Jestem przekonany, że maestro ma w swym dorobku tysiące lepszych koncertów (zresztą chłopaki podniecają się zmianami w stosunku co do wersji płytowych, to co słyszałem utwierdza mnie w przekonaniu że są to standardowe moriconowskie orkiestracje koncertowe – wystarczy posłuchać sobie koncertu z Rzymu na sylwestra 2004/05), ale czy to ma znaczenie? Jakość tego koncertu polegała nie na samej muzyce, ale na byciu tam na patrzeniu na Morricone. O kantacie się nie wypowiadam bom nie słyszał, ale patrząc obiektywnie na ostatnie dzieła Włocha nie spodziewam się żadnej rewelacji. Tak więc to czego Wam zazdroszczę to, to że byliście razem, że mogliście słuchać mistrza i mogliście nań patrzeć, bo tego Wam nikt nie zabierze.
Why So Serious !?
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Potwierdzam, zeszłoroczny koncert w Filharmonii Krakowskiej był pierwsza klasa Co prawda był on oczywiście bardziej mainstream'owy, bardziej rozrywkowy (co zresztą widać po tytułach, jak The Magnificent Seven), ale muzycy poradzili sobie naprawdę dobrze, nawet z tak trudnymi fragmentami, jak Star Trek Goldsmitha czy Ben-Hur (ach! to było coś). ET brzmiało jak oryginał. Więc nie tylko Roma Sinfonietta się nadaje
A Kantata była w porządku - nie była to druga Misja, fakt... Ale wydaje mi się, że Pieśń to dość intuicyjne (brakuje mi lepszego słowa) dzieło, intuicyjne przez podporządkowanie głosowi narratora. Zauważyliście jak pięknie płynęły momentami harmonie jako tło dla czytającego Treli? Trzeba faktycznie czekać na edycję płytową, żeby w spokoju przesłuchać ją kilka razy i ocenić. I usłyszeć jeszcze raz Goldsmitha według Morricone
Swoją drogą, ciekawe, jakie były opinie po marcowej premierze w Rzymie...
A Kantata była w porządku - nie była to druga Misja, fakt... Ale wydaje mi się, że Pieśń to dość intuicyjne (brakuje mi lepszego słowa) dzieło, intuicyjne przez podporządkowanie głosowi narratora. Zauważyliście jak pięknie płynęły momentami harmonie jako tło dla czytającego Treli? Trzeba faktycznie czekać na edycję płytową, żeby w spokoju przesłuchać ją kilka razy i ocenić. I usłyszeć jeszcze raz Goldsmitha według Morricone
Swoją drogą, ciekawe, jakie były opinie po marcowej premierze w Rzymie...
Co prawda od koncertu minęło już 6 dni, ale jako, że byłem :] to chciałem się ustosunkować głównie do słów Przema, który jest tutaj największym krytykiem Przmo nie obraź się, ale Twoja postawa to postawa wiecznie nie zadowolonego Polaka, który wiecznie zrzędzi i narzeka Po pierwsze jak widzę, nasze oczekiwania względem koncertu były całkowicie inne. Ja (i reszta chłopaków) pojechałem żeby prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz w życiu zobaczyć legendarnego Ennio Morricone. Nie każdy musi być jego wielkim fanem, więc rozumiem Twoje oczekiwania, kiedy to chciałeś posłuchać wielkie przebojowe kompozycje Włocha. Ale wystarczyło chociaż przeczytać przed koncertem informację co będzie grane - z pewnością zaoszczędziło by to wielu rozczarowania. Czytając 'repertuar' (który błędnie podawał suitę z 1900 (ach jaka wielka szkoda że tego nie zagrał i Nietykalnych) nie trudno można było dojść do wniosku, że koncert został wyprofilowany pod kątem JPII. POdejrzewam, że Morricone postawił przed władzami Krakowa warunek, że koncert powinien mieć jakąś myśl przewodnią, i sumująć Kraków i Morricone nie trudno można dojść do wniosku, że będzie nim osoba JPII. WYstarczy spojrzeć jak często w swojej twórczości czy życiu prywatnym odnosił się do osoby naszego wielkiego rodaka i papieża.
Owszem, nie zadowoliły mnie fragemnty z obu Karoli, bo też uważam obie kompozycje za conajmniej dobre. Ale Kantata prezentowała muzykę ambitną, medytacyjną wręcz, klimatyczną, co rusz przerywaną jakimiś trade-markami Morricone czy jak Koper zauważył fantastycznymi momentami. Mi akurat osobiście tego typu emocjonalna muzyka podchodząca pod muzykę współczesną bardzo odpowiada i pociąga. Również nie skupiałem się na tekście Treli, bo ciężko było - wiele osób gadało itp. itd. Niestety to było masowa impreza. Muzyka symfoniczna i impreza masowa z swojej definicji niezbyt do siebie pasują, choć są oczywiście wyjątki, czytaj: gość w blond-włosach. Ale widziałem też sporo osób, które w czasie kantaty zamykały oczy i w ten sposób ją "pochłaniały". I nie dziwię się, ponieważ to muzyka do przeżywania i kontepmlacji i z pewnością całkowicie inaczej zaprezentuje się na sali koncertowej czy z odsłuchu płytowego. Kantata nie została napisana z myślą o 10-tysięcznym tłumie, z czego na te 10 tysięcy 8 nie ma bladego pojęcia o Morricone (poza "bijącymi dzwonami" w postaci Misji albo jakiegoś innego Chi Mai), tłumu w większości ciekawskich lub spacerowiczów, którzy przypadkiem znaleźli się na masowej imprezie.
Bardzo chcieliśmy, żeby Ennio (szczególnie jak wyszedł na bis z plikiem partytur w ręku) zagrał jakieś Extasy of Gold, ale rozumiem, że gryzłoby się to z troszkę stonowaną atmosferą koncertu. Moim zdaniem numero uno było wykonanie suity z Ofiar wojny, inne od wersji koncertowych, które znam, szczególnie z żeńskim wokalem, który przypominał o póżniejszych utworach z samego soundtracka ("Death of Oahn" itp.).
Natomiast argument, że Morricone miał wziąść mikrofon do ręki i opowiadać o swoich dziełach jest Przemku, nie obraź się, śmieszny Może jeszcze miał swoją biografię przedstawić? Morricone to nie tego typu człowiek, jak się orientujesz w jego osobie, powinienieś to wiedzieć. Wystarczy pooglądać jego genialnie zarejestrowany koncert z Werony na DVD Arena Concerto, żeby wiedzieć jak to będzie wyglądało. Ukłon w stronę publiczności i owacja i to wystarczy. Muzyka mówi (szczególnie jego autorstwa) sama za siebie Rozumiem, gdyby miał 30 lat i zaczynał karierę, ale teraz, mając 70 To nie Zimmer, który bedzie robił wygłupy na scenie. Chyba, tak jak mówisz, za dużo oczekiwałeś
Bardzo fajnie podsumował to wszystko Babuch - najważniejsze było go zobaczyć (nawet z 3 metrów ), wysłuchać legendarnej Romy Sinfonietty pod jego batutą i oczywiście spotakać się z kolegami z portalu Najlepiej podobał mi się obrazek, gdy Ennio 'ewakuował' się do samochodu, idąc jak starszy pan z teczką Poprostu szacuneczek dla wielkiego mistrza!
Owszem, nie zadowoliły mnie fragemnty z obu Karoli, bo też uważam obie kompozycje za conajmniej dobre. Ale Kantata prezentowała muzykę ambitną, medytacyjną wręcz, klimatyczną, co rusz przerywaną jakimiś trade-markami Morricone czy jak Koper zauważył fantastycznymi momentami. Mi akurat osobiście tego typu emocjonalna muzyka podchodząca pod muzykę współczesną bardzo odpowiada i pociąga. Również nie skupiałem się na tekście Treli, bo ciężko było - wiele osób gadało itp. itd. Niestety to było masowa impreza. Muzyka symfoniczna i impreza masowa z swojej definicji niezbyt do siebie pasują, choć są oczywiście wyjątki, czytaj: gość w blond-włosach. Ale widziałem też sporo osób, które w czasie kantaty zamykały oczy i w ten sposób ją "pochłaniały". I nie dziwię się, ponieważ to muzyka do przeżywania i kontepmlacji i z pewnością całkowicie inaczej zaprezentuje się na sali koncertowej czy z odsłuchu płytowego. Kantata nie została napisana z myślą o 10-tysięcznym tłumie, z czego na te 10 tysięcy 8 nie ma bladego pojęcia o Morricone (poza "bijącymi dzwonami" w postaci Misji albo jakiegoś innego Chi Mai), tłumu w większości ciekawskich lub spacerowiczów, którzy przypadkiem znaleźli się na masowej imprezie.
Bardzo chcieliśmy, żeby Ennio (szczególnie jak wyszedł na bis z plikiem partytur w ręku) zagrał jakieś Extasy of Gold, ale rozumiem, że gryzłoby się to z troszkę stonowaną atmosferą koncertu. Moim zdaniem numero uno było wykonanie suity z Ofiar wojny, inne od wersji koncertowych, które znam, szczególnie z żeńskim wokalem, który przypominał o póżniejszych utworach z samego soundtracka ("Death of Oahn" itp.).
Natomiast argument, że Morricone miał wziąść mikrofon do ręki i opowiadać o swoich dziełach jest Przemku, nie obraź się, śmieszny Może jeszcze miał swoją biografię przedstawić? Morricone to nie tego typu człowiek, jak się orientujesz w jego osobie, powinienieś to wiedzieć. Wystarczy pooglądać jego genialnie zarejestrowany koncert z Werony na DVD Arena Concerto, żeby wiedzieć jak to będzie wyglądało. Ukłon w stronę publiczności i owacja i to wystarczy. Muzyka mówi (szczególnie jego autorstwa) sama za siebie Rozumiem, gdyby miał 30 lat i zaczynał karierę, ale teraz, mając 70 To nie Zimmer, który bedzie robił wygłupy na scenie. Chyba, tak jak mówisz, za dużo oczekiwałeś
Bardzo fajnie podsumował to wszystko Babuch - najważniejsze było go zobaczyć (nawet z 3 metrów ), wysłuchać legendarnej Romy Sinfonietty pod jego batutą i oczywiście spotakać się z kolegami z portalu Najlepiej podobał mi się obrazek, gdy Ennio 'ewakuował' się do samochodu, idąc jak starszy pan z teczką Poprostu szacuneczek dla wielkiego mistrza!