#25
Post
autor: Paweł Stroiński » pt sty 15, 2016 17:12 pm
Problem, wydaje mi się, leży gdzie indziej.
Johannsson został dość wyraźnie o taki score poproszony, właśnie o to, by działał takim podskórnym (choć nie okołoambientowym, w żadnym razie), okrutnym wręcz brzmieniem. Nie jest to score jakoś wybitnie głęboki pod względem np. psychologicznym (w odróżnieniu od np. Prisoners, gdzie nawiązania do muzyki sakralnej jak najbardziej mają symboliczne dla psychiki głównych bohaterów znaczenie - i dla religijnego desperata, i dla policjanta, wręcz radykalnego ateisty), ale jego zadaniem jest tym razem nie tyle (choć trochę tego jest) odwzorowanie zupełniej nieświadomości naiwnej bohaterki wobec tego, co się wokół niej dzieje, ale całej społecznej otoczki walki z handlem narkotykami.
Niezależnie od tego, jak postrzegamy płytowo dzieło Johannssona, a fakt, że nie jest łatwe w odsłuchu nie czyni jej ciekawym, pod względem formalnym, co się dzieje w tej muzyce, maksymalnie uproszczonej pod względem przecież środków wyrazu (poza muzyką akcji), ma działać na najprostsze instynkty. To ścieżka behawiorystyczna, warunkująca nasz odbiór świata przedstawionego, dołująca, prosta w swej brutalności i, przede wszystkim, nie dająca nadziei. Dzieje się muzycznie trochę ciekawych rzeczy - wiolonczele w Convoy i Tunnel Music, sam muzyczny zjazd kontrabasów jest rozwiązaniem arcyprostym acz ciekawym (ale cóż, jak Goldsmith robił podobnie na puzonach jako "motyw niedźwiedzia" w The Edge, to to się chwaliło, ja sam uwielbiam). Tutaj chodzi o pewnego rodzaju uproszczenie, nawet może i zbanalizowanie, środków wyrazu. Po to, by odwzorować piekło na ziemi, jakim jest przedstawiony filmowo Meksyk i przedstawiony filmowo świat handlarzy narkotyków. Ma to wszystko swoje uzasadnienie.
Jest to muzyka ambitna i inteligentna. Ale psychologicznej głębi czy filozoficznej, czy jakiejkolwiek, bym nie przeceniał, bo nie o to w filmie chodzi. Chodzi też o to, by muzyka, zmiksowana całkiem mocno i wyrazista, nie przeszkadzała też świetnemu aktorstwu.