ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I & II)

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
DanielosVK
Howardelis Vangeshore
Posty: 7893
Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1351 Post autor: DanielosVK » pt lip 22, 2011 11:54 am

hp_gof pisze:Zresztą podejście Desplata jest powszechnie znane: nie odmawia reżyserom współpracy, podporządkowuje się wizji reżysera, bo tylko ten może czuwać nad całością filmu etc.
A ja myślałem, że on woli, by muzyka była bardziej "fiction" niż "function", a mi się to wydaje trochę gryźć z całkowitym podporządkowaniem się wizji reżysera.
hp_gof pisze:Podejrzewam, że gdyby reżyser chciał go wydymać dla dobra filmu, to Desplat też by się takiej wizji podporządkował :mrgreen: <głupi żarcik>
Obrazek
Fe.

Cóż za score, Howard Shore.

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1352 Post autor: Marek Łach » pt lip 22, 2011 12:53 pm

Ja tam od zawsze za pomyłki ilustratorskie główną część odpowiedzialności przypisywałem kompozytorom. Może to nieraz krzywdzące, ale zadaniem kompozytora jest dobrze zilustrować film - jeśli reżyser ma (w opinii kompozytora) zły pomysł na muzykę, to kompozytor powinien ten pomysł skorygować. Jeśli tego nie zrobi albo mu się nie uda (bo reżyser jest uparty), to i tak jest to porażka kompozytora, bo nie wywiązał się ze swojego zadania - nawet jeśli nie mógł nic na to poradzić. Gdy Elfmanowi robili problemy przy drugim Spider-Manie i nie szanowali jego opinii, to rzucił to w diabły i nie wrócił do trzeciej części - i takie podejście mi się podoba. Desplat ma już mocną pozycję, zabiegają o niego wielkie nazwiska, więc powinien się postawić. :) Wiem, że nawet największym zdarza się ugiąć i popełniać błędy (np. fatalny montaż muzyki w niektórych scenach nowych Star Warsów, pewnie wymysł Lucasa, któremu Williams nie wybił tego z głowy), ale to nie znaczy, że nie są za te błędy odpowiedzialni. Za dużo kasy za tę robotę dostają, żeby być bezwolnymi tapeciarzami. ;)

Ale żeby nie cisnąć tak mocno, to dla odmiany powiem, że cała sekwencja w Ministerstwie Magii to najlepsza muzycznie sekwencja Pottera od czasów Azkabanu. Mniam.

hp_gof

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1353 Post autor: hp_gof » pt lip 22, 2011 15:05 pm

Marek Łach pisze: Ale żeby nie cisnąć tak mocno, to dla odmiany powiem, że cała sekwencja w Ministerstwie Magii to najlepsza muzycznie sekwencja Pottera od czasów Azkabanu. Mniam.
Detonators! Mniam!

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1354 Post autor: Marek Łach » pn lip 25, 2011 13:28 pm

SPOJLERY. No i obejrzałem. Film jest w porządku, wspomnienia Snape'a są super, rzadko zdarza się w trakcie seansu zrobić facepalm, co stanowi duży upgrade w stosunku do części 4-7.1. ;) Wkurzało mnie, że dużo rzeczy nie zostało wyjaśnionych albo wyjaśniono je po łebkach - wciąż np. nie wiem, czemu Snape był jakimś tam Księciem Półkrwi i co z tego wynikało, ani czemu był Śmierciożercą, ani o co tak naprawdę chodziło z przeszłością Dumbledore'a, ani czemu Harry nie zareagował w ogóle na słowa, że był chowany jak na rzeź... Jest tyle zaległości z poprzednich filmów, że nadgonienie ich w ostatnich dwóch częściach, mimo że godne pochwały, nie mogło się już udać. Ale jest ok. Jak dla mnie obiema częściami Insygniów Yates troszeczkę zmył okropne wrażenie, jakie zrobił na mnie Half-Blood Prince.

Muzyka wypada w filmie naprawdę dobrze. Tak jak mówiłem wcześniej, Part II to głównie akcyjniak, co materiał w filmie dodatkowo potwierdza (szkoda paru niewydanych fragmentów akcji, zwłaszcza tego jak Neville ucieka przez most, fajna rzecz). Na pewno na plus jest niegłupie, konsekwentne promowanie Lily's Theme na temat przewodni filmu. Na początku temat nie za bardzo mi się podobał, ale z czasem zaczął rosnąć w moich oczach - tak samo zresztą jak A Window of the Past 7 lat temu. Ogólnie satysfakcjonuje mnie nieoczekiwane czasem wykorzystanie tematu (lot na smoku, śmierć Voldemorta) - nadaje to score'owi spójności i pewnej niejednoznaczności. Muzyka akcji jak to zwykle u Desplata jest na wysokim poziomie, mi szczególnie do gustu przypada świetne prowadzenie niepokojącego motywu w The Tunnel, miło że ktoś bawi się ciągle w tematyczną muzykę akcji. Mam jednak żal, że finałowe starcie nie otrzymało jakiejś wyjątkowej muzycznej sygnatury - a przecież o taki temat sceniczny dla finału (jak w ROTJ Williamsa, czy nawet - w uboższym wydaniu - ROTS) można się było pokusić, nie przejmując się chaotycznym montażem scen i przeplataniem różnych wątków. Showdown i Voldemort's End są w filmie bardzo funkcjonalne i efektowne - przez to pamięta się, że muzyka w finałowej walce działała, ale nie pamięta się za bardzo co było w niej takiego, że działała. Wkradła się tu anonimowość, której co ciekawe nie miało ani Part I, ani wcześniejsze utwory z Part II. Ogólnie album po Severus and Lily (piękna rzecz) zaczyna kuleć, właśnie przez brak pomysłu na jakieś unikalne domknięcie muzyką akcji. Z drugiej strony, HP nigdy nie miał jakiejś szczególnie pasjonującej muzyki akcji, nawet najlepsze utwory Williamsa w tym względzie były co najwyżej porządnym rzemiosłem, gorszym niż to, co równolegle pisał do nowych SW (może The Werewolf Scene to poziom ROTS, i w zasadzie tyle). Dziwne że tak efektowna przygodówka jak HP w tej kwestii była przez 8 filmów tak mało inspirująca.

Co do materiału Williamsa. W Part I brakowało mi A Window... np. w scenie na cmentarzu - tam mógłby pięknie zadziałać, materiał Desplata był w tamtej scenie zbyt niemrawy. W Part II brakuje mi tylko williamsowskiego tematu Voldemorta - nie był on niczym wybitnym, ale łatwo wyobrazić sobie, jakie rzeczy można by z tym prostym, ale mocarnym motywem zrobić w scenach akcji. Szkoda że zupełnie go porzucono już wiele lat temu. Ogólnie nawiązania do JW są fajne, ciągłość serii udało się na koniec zachować, Desplat w sumie jako pierwszy z następców Williamsa postanowił naprawdę sensownie się do ścieżek Maestro odwołać. Co do zakończenia - wciąż żałuję, że powtórzono dawny materiał, ale na niewielką obronę Desplata i Yatesa można zauważyć, że Leaving Hogwarts dostało nieco zmienioną aranżację, czyli nie jest to zupełnie bezmyślne kopiuj-wklej. To że ten utwór tak przyjemnie wypada w finale nie wynika z tego, że jest szczególnie lepszy od materiału Francuza - po prostu finał tradycyjnie stawia na emocjonalną kulminację, a co więcej utwór ten znamy dobrze od dekady, więc dlatego wydaje nam się tak wyrazisty i w ogóle wzruszający. Mogło być lepiej, ale mogło też być gorzej.

Gdybym miał oceniać udział Desplata w serii, to zaryzykowałbym stwierdzenie, że był on mało potrzebny. Part I to tylko przedłużenie zwykłej maniery Francuza (choć fajne), więc nie wnosi nic szczególnego do jego dyskografii. Part II jest ciekawe jako próbka ewolucji w stronę bardziej mainstreamowego brzmienia, ale kosztem spójności, score wydaje się na płycie trochę poszatkowany. Part I pod tym względem ładnie i inteligentnie się rozwijał, tutaj gdyby nie temat Lily byłoby z tym krucho. W każdym razie bez obu części Desplat mógłby się spokojnie obejść. Co do serii, to wreszcie wróciła ona moim zdaniem na porządny muzyczny poziom, którego brakowało od czasów Azkabanu. A że moim zdaniem ponad poziom "porządny" nigdy ona nie wykroczyła, to zastanawiam się czy do tych wszystkich Potterów w ogóle dało się napisać muzykę wybitną, której przy każdym filmie oczekiwaliśmy.


Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34969
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1356 Post autor: Wawrzyniec » pn lip 25, 2011 22:44 pm

Marek ostatnio w tym temacie, bardzo mądrze pisze. Swój chłop 8) Polać mu 8)
Marek Łach pisze:SPOJLERY. No i obejrzałem. Film jest w porządku, wspomnienia Snape'a są super, rzadko zdarza się w trakcie seansu zrobić facepalm, co stanowi duży upgrade w stosunku do części 4-7.1. ;) Wkurzało mnie, że dużo rzeczy nie zostało wyjaśnionych albo wyjaśniono je po łebkach - wciąż np. nie wiem, czemu Snape był jakimś tam Księciem Półkrwi i co z tego wynikało, ani czemu był Śmierciożercą, ani o co tak naprawdę chodziło z przeszłością Dumbledore'a, ani czemu Harry nie zareagował w ogóle na słowa, że był chowany jak na rzeź... Jest tyle zaległości z poprzednich filmów, że nadgonienie ich w ostatnich dwóch częściach, mimo że godne pochwały, nie mogło się już udać. Ale jest ok. Jak dla mnie obiema częściami Insygniów Yates troszeczkę zmył okropne wrażenie, jakie zrobił na mnie Half-Blood Prince.
Niestety jeżeli chcesz znać odpowiedzi na te pytania musisz zapoznać się z materiałem książkowym :? Albo mnie grzecznie zapytać to ładnie wytłumaczę :wink:
Yates niestety tak nakręcił te filmy, że dla osób nie znających książek są one nie do końca zrozumiałe. Zresztą ma też swoisty talent nie poruszania w nich podstawowych kwestii i tak w "Księciu Półkrwi" o Księciu prawie w ogóle nic nie ma, podobnie jak i w "insygniach Śmierci" nie za wiele się o tych Insygniach mówi, szczególnie w drugiej części, a sam Dumbledore zostaje przedstawiowny w bardzo negatywnym świetle, bez dokładnego wytłumaczenia, jak było naprawdę i jakie kierowały nim cele.
Marek Łach pisze:Muzyka wypada w filmie naprawdę dobrze. Tak jak mówiłem wcześniej, Part II to głównie akcyjniak, co materiał w filmie dodatkowo potwierdza (szkoda paru niewydanych fragmentów akcji, zwłaszcza tego jak Neville ucieka przez most, fajna rzecz). Na pewno na plus jest niegłupie, konsekwentne promowanie Lily's Theme na temat przewodni filmu. Na początku temat nie za bardzo mi się podobał, ale z czasem zaczął rosnąć w moich oczach - tak samo zresztą jak A Window of the Past 7 lat temu. Ogólnie satysfakcjonuje mnie nieoczekiwane czasem wykorzystanie tematu (lot na smoku, śmierć Voldemorta) - nadaje to score'owi spójności i pewnej niejednoznaczności. Muzyka akcji jak to zwykle u Desplata jest na wysokim poziomie, mi szczególnie do gustu przypada świetne prowadzenie niepokojącego motywu w The Tunnel, miło że ktoś bawi się ciągle w tematyczną muzykę akcji. Mam jednak żal, że finałowe starcie nie otrzymało jakiejś wyjątkowej muzycznej sygnatury - a przecież o taki temat sceniczny dla finału (jak w ROTJ Williamsa, czy nawet - w uboższym wydaniu - ROTS) można się było pokusić, nie przejmując się chaotycznym montażem scen i przeplataniem różnych wątków. Showdown i Voldemort's End są w filmie bardzo funkcjonalne i efektowne - przez to pamięta się, że muzyka w finałowej walce działała, ale nie pamięta się za bardzo co było w niej takiego, że działała. Wkradła się tu anonimowość, której co ciekawe nie miało ani Part I, ani wcześniejsze utwory z Part II. Ogólnie album po Severus and Lily (piękna rzecz) zaczyna kuleć, właśnie przez brak pomysłu na jakieś unikalne domknięcie muzyką akcji. Z drugiej strony, HP nigdy nie miał jakiejś szczególnie pasjonującej muzyki akcji, nawet najlepsze utwory Williamsa w tym względzie były co najwyżej porządnym rzemiosłem, gorszym niż to, co równolegle pisał do nowych SW (może The Werewolf Scene to poziom ROTS, i w zasadzie tyle). Dziwne że tak efektowna przygodówka jak HP w tej kwestii była przez 8 filmów tak mało inspirująca.
Ja nie mogę, ale ostatnio się Marek ze mną zgadza :shock: :P Ostatnio przyznał mi rację co do wykorzystania "Hedwige's Theme" w "Sky Battle". Co prawda musiałem czekać pół roku, ale na warto było 8) A teraz przyznaje mi rację, że w finałowej walce zabrakło kawałków na miarę "Battle of the Heroes", "Duel of the Fates" czy też "Neodaemmerung" Davisa.
Niestety w finale Desplat postąpił zbyt ilustracyjnie.
Marek Łach pisze:Co do materiału Williamsa. W Part I brakowało mi A Window... np. w scenie na cmentarzu - tam mógłby pięknie zadziałać, materiał Desplata był w tamtej scenie zbyt niemrawy. W Part II brakuje mi tylko williamsowskiego tematu Voldemorta - nie był on niczym wybitnym, ale łatwo wyobrazić sobie, jakie rzeczy można by z tym prostym, ale mocarnym motywem zrobić w scenach akcji. Szkoda że zupełnie go porzucono już wiele lat temu. Ogólnie nawiązania do JW są fajne, ciągłość serii udało się na koniec zachować, Desplat w sumie jako pierwszy z następców Williamsa postanowił naprawdę sensownie się do ścieżek Maestro odwołać. Co do zakończenia - wciąż żałuję, że powtórzono dawny materiał, ale na niewielką obronę Desplata i Yatesa można zauważyć, że Leaving Hogwarts dostało nieco zmienioną aranżację, czyli nie jest to zupełnie bezmyślne kopiuj-wklej. To że ten utwór tak przyjemnie wypada w finale nie wynika z tego, że jest szczególnie lepszy od materiału Francuza - po prostu finał tradycyjnie stawia na emocjonalną kulminację, a co więcej utwór ten znamy dobrze od dekady, więc dlatego wydaje nam się tak wyrazisty i w ogóle wzruszający. Mogło być lepiej, ale mogło też być gorzej.
A co do motywu Voldemorta Williamsa to się absolutnie zgadzam. W sumie główny badass zasługiwał na wyrazisty motyw w ostatniej części.
Motyw Lily, rzeczywiście bardzo ładny, ale "A Window to the Past" ładniejsze, zawsze ładniejsze :mrgreen:
A jak oceniasz wykorzystanie motywu Williamsa, kiedy Harry pojawia się w Hogwarcie, przez sekretne przejście w portrecie? Tutaj niestety moim zdaniem Desplat z Yatesem trochę sparodiowali i ośmieszyli motyw Williamsa, gdyż ta aranżacja i jej podkład wypadł dość tandetnie.
A jak oceniasz nawiązania do Hoopera? Moim zdaniem wypadły naprawdę dobrze, choć motyw z "The Kiss" dalej uważam za zbyt niemrawy. Mimo wszystko szkoda, że wiele tych nawiązań nie znalazło się na płycie.
I wcale nie miałbym nic przeciwko, gdyby płytę kończyły utwory Williamsa. Zwłaszcza, że jak sam zauważyłeś Desplat pierwszy utwór trochę zmienił, znacznie wydłużył.
Ja wiem, że jest to pójście na łatwiznę, ale jak dla mnie jest w tym pewna rehabilitacja. Nie czuję się w 100% usatysfakcjonowany, ale nie jestem też podkurwiony. A taki byłbym, gdyby na sam koniec filmu olano Williamsa.
Marek Łach pisze:Co do zakończenia - wciąż żałuję, że powtórzono dawny materiał, ale na niewielką obronę Desplata i Yatesa można zauważyć, że Leaving Hogwarts dostało nieco zmienioną aranżację, czyli nie jest to zupełnie bezmyślne kopiuj-wklej. To że ten utwór tak przyjemnie wypada w finale nie wynika z tego, że jest szczególnie lepszy od materiału Francuza - po prostu finał tradycyjnie stawia na emocjonalną kulminację, a co więcej utwór ten znamy dobrze od dekady, więc dlatego wydaje nam się tak wyrazisty i w ogóle wzruszający. Mogło być lepiej, ale mogło też być gorzej.
Masz prawo to tak interpretować, ale tutaj mój Drogi Marku jesteś w błędzie :wink: I my nie mówimy tutaj o jednym, ale o dwóch utworach: "Leaving Hogwart" i "Hedwige's Theme". Toż to w filmie od razu się rzuca w uszy, że o to mamy zupełnie inną muzykę, bardziej magiczną. Oczywiście efekt nostalgiczny jest, wszak siedząca przede mną dziewczyna, aż zawołała "O rety, dali tę śliczną muzykę na koniec" mimo to, ta muzyka już dobrze wypadała przy pierwszym i drugim filmie. I choć ten score Francuza bardzo mi się podoba i często go jak na razie słucham, to jednak te dwa końcowe utwory są bardziej wyraziste od reszty muzyki i najbardziej zostają w pamięci po wyjściu z kina. Bardziej od "lily's Theme", które choć ładne, nawet bardzo ładne, nie jest aż tak motywem chwytliwym.
Marek Łach pisze:Gdybym miał oceniać udział Desplata w serii, to zaryzykowałbym stwierdzenie, że był on mało potrzebny. Part I to tylko przedłużenie zwykłej maniery Francuza (choć fajne), więc nie wnosi nic szczególnego do jego dyskografii. Part II jest ciekawe jako próbka ewolucji w stronę bardziej mainstreamowego brzmienia, ale kosztem spójności, score wydaje się na płycie trochę poszatkowany. Part I pod tym względem ładnie i inteligentnie się rozwijał, tutaj gdyby nie temat Lily byłoby z tym krucho. W każdym razie bez obu części Desplat mógłby się spokojnie obejść. Co do serii, to wreszcie wróciła ona moim zdaniem na porządny muzyczny poziom, którego brakowało od czasów Azkabanu. A że moim zdaniem ponad poziom "porządny" nigdy ona nie wykroczyła, to zastanawiam się czy do tych wszystkich Potterów w ogóle dało się napisać muzykę wybitną, której przy każdym filmie oczekiwaliśmy.
Oh Fuck :shock: :?: :!: Do czego to doszło, że muszę usprawiedliwiać angaż Desplata przy Potterze :shock: :roll: I to jeszcze w oczach Marka :wink:
Wiadomo, nie ma co się oszukiwać, że najlepszym rozwiązaniem mimo Yatesa jako reżysera, byłby angaż Johna Williamsa Wielkiego. Ale jako, że producenci i Yates olali geniusza, to wybór Desplata nie okazał się aż taki zły. Co prawda nie dokonał on może muzycznej rewolucji, ani nie przywrócił wielkiego muzycznego blasku chwały, tej serii, ale przynajmniej uchronił tę serię przed muzycznym spadkiem w głąb hogwarckich lochów.
Desplat uratował muzycznie serię, przed zderzeniem czołowym, takim tytułowym dzwonem, ale nie obeszło się bez obrażeń. Muzyczny samochód nie zaliczył dzwona i nie nadaje się do kasacji, ale zarysowania na karoserii są i gdzieniegdzie trzeba będzie wyklepać :)
Jedno jest pewne Nicholas Hooper by sobie nie poradził, szczególnie z finałową częścią. Nic dziwnego, że honorowo zrezygnował, choć odchodząc i mówiąc, że serię powinien zakończyć ten, który ją rozpoczął, chyba nie miał na myśli Desplata.

Pytasz się, czy do Potterów dało się napisać muzykę wybitną. To ja mam odpowiedź i brzmi ona "Więzień Azkabanu". Posłuchaj sobie, tej muzyki Desplata, a następnie zapodaj muzykę Williamsa z trzeciej części i wtedy może zrozumiesz, dlaczego ja jednak pozostanę przy opcji, że to jednak jest różnica klas. :wink:
Pierwsze trzy Pottery otrzymały muzykę najlepszą, jaką mogły. Końcówka jest jaka jest, ale spora i w tym wina Yatesa, który kto wie, może gdyby nakręcił lepszy finał to i muzyka Desplata byłaby lepsza. :? Gdybanie.

Wow, ale się rozpisałem :)
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25192
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1357 Post autor: Mystery » wt lip 26, 2011 04:46 am

A teraz przyznaje mi rację, że w finałowej walce zabrakło kawałków na miarę "Battle of the Heroes", "Duel of the Fates" czy też "Neodaemmerung" Davisa.
Albo chociażby czegoś takiego 8) - jeden z najbardziej epickich kawałków z uniwersum Pottera
http://www.youtube.com/watch?v=9AKluFJF2HY

Dzisiaj posłucham sobie Potterów 7.1 i 7.2 Hannigana i się zobaczy czy tak jak Brytyjczyk zawstydził Hoopera przy "Order of the Phoenix" i "Half-Blood Prince", tak pokona na tym samym polu Desplata, choć zadanie ma tu na pewno znacznie trudniejsze :)

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1358 Post autor: Marek Łach » wt lip 26, 2011 10:36 am

Wawrzyniec pisze:Ja nie mogę, ale ostatnio się Marek ze mną zgadza :shock: :P Ostatnio przyznał mi rację co do wykorzystania "Hedwige's Theme" w "Sky Battle". Co prawda musiałem czekać pół roku, ale na warto było 8) A teraz przyznaje mi rację, że w finałowej walce zabrakło kawałków na miarę "Battle of the Heroes", "Duel of the Fates" czy też "Neodaemmerung" Davisa.
No bo miałeś rację, tylko taki urok muzyki filmowej, że trzeba ją czasem skonfrontować z obrazem. :)
Wawrzyniec pisze: A jak oceniasz wykorzystanie motywu Williamsa, kiedy Harry pojawia się w Hogwarcie, przez sekretne przejście w portrecie? Tutaj niestety moim zdaniem Desplat z Yatesem trochę sparodiowali i ośmieszyli motyw Williamsa, gdyż ta aranżacja i jej podkład wypadł dość tandetnie.
A jak oceniasz nawiązania do Hoopera? Moim zdaniem wypadły naprawdę dobrze, choć motyw z "The Kiss" dalej uważam za zbyt niemrawy. Mimo wszystko szkoda, że wiele tych nawiązań nie znalazło się na płycie.
I wcale nie miałbym nic przeciwko, gdyby płytę kończyły utwory Williamsa. Zwłaszcza, że jak sam zauważyłeś Desplat pierwszy utwór trochę zmienił, znacznie wydłużył.
Co do williamsowego tematu Hedwigi "B", to szczerze mówiąc byłem tak zaskoczony jego obecnością (czy to pierwszy raz od czasu Azkabanu?), że w trakcie filmu nie zastanowiłem się specjalnie, czy był wklejony tandetnie czy też nie. W sumie jak pomyślę to mogło tak być, choć nie uderzyło mnie to tak bardzo, żebym schował się pod krzesło w kinie. ;) Hooper mnie nie zainteresował - o ile nowy aranż Leaving Hogwarts (i niektóre wersje Hedwigi) faktycznie mógłby znaleźć się na płycie, żeby poprawić jej zakończenie, o tyle Hooper moim zdaniem chyba nic specjalnego by nie wniósł.
Toż to w filmie od razu się rzuca w uszy, że o to mamy zupełnie inną muzykę, bardziej magiczną. Oczywiście efekt nostalgiczny jest, wszak siedząca przede mną dziewczyna, aż zawołała "O rety, dali tę śliczną muzykę na koniec" mimo to, ta muzyka już dobrze wypadała przy pierwszym i drugim filmie. I choć ten score Francuza bardzo mi się podoba i często go jak na razie słucham, to jednak te dwa końcowe utwory są bardziej wyraziste od reszty muzyki i najbardziej zostają w pamięci po wyjściu z kina. Bardziej od "lily's Theme", które choć ładne, nawet bardzo ładne, nie jest aż tak motywem chwytliwym.
To prawda że oba utwory Williamsa są bardziej magiczne, no ale pamiętajmy z jakich filmów one pochodzą - z kina familijnego, przepełnionego dziecięcą cudownością i obietnicą kolorowego czarowania. :) Nic więc dziwnego, że po 10 latach obcowania z nimi, wywołują już tylko takie wrażenie, którego nie da się zatrzeć. Charakter finałowych scen dużo tu ułatwia i dzięki temu m.in. Leaving Hogwarts brzmi tak fajnie - nagle jest obrót klimatu filmu o 180 stopni, zapominamy o całej wojnie, tragizmie, dorosłości i wracamy na moment do atmosfery pierwszego filmu Columbusa (to jest coś, czego Desplacik nawet przez sekundę nie miał w obu filmach). Taka emocjonalna, wzruszająca liryka zawsze będzie działać na uczucia widza mocniej niż poważna epika, bo wszyscy jesteśmy wrażliwcami. ;) A że to na dodatek finał ukochanej serii milionów czytelników na całym świecie, to ten sentymentalny efekt jest jeszcze bardziej spotęgowany. Te wszystkie dodatkowe czynniki razem upgradują Leaving Hogwarts na poziom wyższy niż kiedykolwiek ten utwór miał - co oczywiście nie zmienia faktu, że utwór wypada bardzo ładnie i trudno tu coś zarzucić Yatesowi i Desplatowi, poza "lenistwem".

Może dlatego trochę się czepiam, bo nie lubię takiego sztucznego przeszczepiania utworu z jednego filmu do drugiego i wyrywania go z oryginalnego kontekstu (chociaż tutaj jest on zbliżony). Więcej w tym manipulacji montażysty niż zamysłu kompozytora.
Pytasz się, czy do Potterów dało się napisać muzykę wybitną. To ja mam odpowiedź i brzmi ona "Więzień Azkabanu". Posłuchaj sobie, tej muzyki Desplata, a następnie zapodaj muzykę Williamsa z trzeciej części i wtedy może zrozumiesz, dlaczego ja jednak pozostanę przy opcji, że to jednak jest różnica klas. :wink:
Tematycznie na pewno Williams łatwo wygrywa, koncepcyjnie trochę chyba też, co do reszty (np. muzyki akcji czy epiki) to dużej różnicy imho nie ma, ale fakt faktem że Azkaban pozostaje najlepszym potterowym soundtrackiem. :)
Hejterów co to ośmieszali się ocenami poniżej trzy musi już normalnie skręcać. ;)

hp_gof

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1359 Post autor: hp_gof » wt lip 26, 2011 12:13 pm

Marek Łach pisze: To prawda że oba utwory Williamsa są bardziej magiczne, no ale pamiętajmy z jakich filmów one pochodzą - z kina familijnego, przepełnionego dziecięcą cudownością i obietnicą kolorowego czarowania. :) Nic więc dziwnego, że po 10 latach obcowania z nimi, wywołują już tylko takie wrażenie, którego nie da się zatrzeć. Charakter finałowych scen dużo tu ułatwia i dzięki temu m.in. Leaving Hogwarts brzmi tak fajnie - nagle jest obrót klimatu filmu o 180 stopni, zapominamy o całej wojnie, tragizmie, dorosłości i wracamy na moment do atmosfery pierwszego filmu Columbusa (to jest coś, czego Desplacik nawet przez sekundę nie miał w obu filmach). Taka emocjonalna, wzruszająca liryka zawsze będzie działać na uczucia widza mocniej niż poważna epika, bo wszyscy jesteśmy wrażliwcami. ;) A że to na dodatek finał ukochanej serii milionów czytelników na całym świecie, to ten sentymentalny efekt jest jeszcze bardziej spotęgowany. Te wszystkie dodatkowe czynniki razem upgradują Leaving Hogwarts na poziom wyższy niż kiedykolwiek ten utwór miał - co oczywiście nie zmienia faktu, że utwór wypada bardzo ładnie i trudno tu coś zarzucić Yatesowi i Desplatowi, poza "lenistwem".
Otóż to! - to jest dokładnie to, co trzeba w tym temacie powiedzieć!
Marek Łach pisze:
Hejterów co to ośmieszali się ocenami poniżej trzy musi już normalnie skręcać. ;)
Można się z tą recenzją zgadzać lub nie zgadzać, ale trzeba przyznać, że koleś użył argumentów i przeanalizował ścieżkę wyjątkowo dokładnie w wielu kontekstach, zarówno na płycie jak i w filmie.

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34969
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1360 Post autor: Wawrzyniec » wt lip 26, 2011 16:22 pm

Sugerujecie się opinią faceta, który "Alien 3", "Batman Reurns" i "Inception" wystawił **, a "The Thin Red Line" i "Gladiatorowi" *** :? :wink:

Marek wszystko bardzo ładnie tłumaczy, ale dla mnie i tak muzyka Williamsa jest lepsza :P I tutaj nie chodzi, o to, że liryka działa na widza mocniej niż epika. Gdyż nie oszukujmy się, ale takiej naprawdę wielkiej epiki to w tym filmie i na płycie nie mamy. Zresztą sam jak słucham tej płyty to najczęściej kończę ją na "Procession", gdyż późniejszy materiał nie jest ciekawy. Ten właśnie epicki koniec jest zbyt ilustracyjny i za mało epicki. Dlatego gdyby Desplat walnął pod koniec jakiś naprawdę epicki i niszczący konstrukcje mózgu kawałek to może williamsowate zakończenie, aż tak bardzo nie rzucałoby się w uszy i zakrywało sobą wszystko co się zdarzyło wcześniej.

I nie można też tak do końca zlekceważyć Hoopera, gdyż akurat to aranżacja jego utworu kończy płytę. Co niestety sam uznaję za wadę, gdyż jak na koniec serii to przydałaby się jakaś lepsza muzyczna klamra w postaci muzyki ze peronu 3 i3/4 jak i napisów końcowych :)

Mimo wszystko muszę przyznać, że nawet się ten score Desplatowi udał. I sam jestem w szoku, gdyż np. wczoraj nie mogłem się nasłuchać kawałka "The Resuraction Stone", który mimo swej desplatowości i plumkadełkowości, bardzo mi się podoba. Jestem w szoku i boję się o siebie :shock: :wink:

P.S. Mystery muzyka Hanningana jest dobra, ale co do gier nic nie przebije muzyki Soule'a 8)
#WinaHansa #IStandByDaenerys

hp_gof

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1361 Post autor: hp_gof » wt lip 26, 2011 16:45 pm

Wawrzyniec pisze: I nie można też tak do końca zlekceważyć Hoopera, gdyż akurat to aranżacja jego utworu kończy płytę. Co niestety sam uznaję za wadę, gdyż jak na koniec serii to przydałaby się jakaś lepsza muzyczna klamra w postaci muzyki ze peronu 3 i3/4 jak i napisów końcowych :)
Wszyscy w necie powtarzają tę beznadziejną głupotę! Desplat nie zaaranżował utworu "The Kiss" Hoopera w utworze "A New Beginning"! One może i brzmią fragmentami dość podobnie, ale na pewno to podobieństwo nie było zamierzone. No przysłuchajcie się uważnie, to są dwie różne melodie (mimo podobieństwa w brzmieniu). Zresztą nie widzę uzasadnienia, czemu ten utwór z HP5 miałby zostać przypomniany akurat w tej scenie.
Wawrzyniec pisze: Mimo wszystko muszę przyznać, że nawet się ten score Desplatowi udał. I sam jestem w szoku, gdyż np. wczoraj nie mogłem się nasłuchać kawałka "The Resuraction Stone", który mimo swej desplatowości i plumkadełkowości, bardzo mi się podoba. Jestem w szoku i boję się o siebie :shock: :wink:
Wszystko z Tobą w porządku, to naprawdę nie jest wstyd ani hańba lubić Desplata hahahahaha :D Ja też uwielbiam ten utwór! Jest chyba jednym z najlepszych z całej płyty :)

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34969
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1362 Post autor: Wawrzyniec » wt lip 26, 2011 17:38 pm

Czy beznadziejną głupotę :? Niech zacni użytkownicy forum filmmusic.pl zadecydują i sami ocenią:

http://www.youtube.com/watch?v=2gcRF3DPgSM

Ja nie mówię, że lubienie Desplata to wstyd i hańba, szczególnie tutaj. Ale boję się, że Marek lub kto inny rzucił na mnie urok, zły czar, że nagle jego muzyka zaczyna mi się podobać i boję się konsekwencji. Boję się, że nagle rzucę się na Marianellego i porzucę wszystko co słucham na rzecz tzw. muzyki plumkadełkowej :P :wink:
Ale jakby co to pocieszam się, że ten Potter nie jest tak do końca desplatowaty, gdyż np. w porównaniu z innym filmem fantasy Francuza, "Złotym Kompasie" muzyka do Pottera prezentuje się zdecydowanie lepiej i nie powoduje senności.
Jest to chyba obok "Ghost Writera" najciekawsza praca Francuza z jaką miałem do tej pory do czynienia.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1363 Post autor: Marek Łach » wt lip 26, 2011 17:50 pm

Nie rzuciłem uroku, bo The Golden Compass uważam za lepszy niż oba Pottery razem wzięte, więc wciąż jesteśmy po przeciwnych stronach barykady. :D ;)

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34969
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1364 Post autor: Wawrzyniec » wt lip 26, 2011 18:46 pm

Ufff, kamień spadł mi z serca :P :wink: Ja zaś sam rozpocząłem muzyczny maraton z Potterem. Mam już za sobą "Kamień, Filozoficzny" i "Komnatę Tajemnic", a teraz rozpływam się nad "Więźniem Azkabanu". Później Doyle i Hooper, a więc łatwo nie będzie, ale takie sobie muzyczne wyznaczyłem zadanie :)
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26548
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: ALEXANDRE DESPLAT - HARRY POTTER i INSYGNIA ŚMIERCI (I &

#1365 Post autor: Koper » wt lip 26, 2011 18:57 pm

a na koniec kaftanik oraz pokój bez klamek... ;)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

ODPOWIEDZ