Marek ostatnio w tym temacie, bardzo mądrze pisze. Swój chłop

Polać mu
Marek Łach pisze:SPOJLERY. No i obejrzałem. Film jest w porządku, wspomnienia Snape'a są super, rzadko zdarza się w trakcie seansu zrobić facepalm, co stanowi duży upgrade w stosunku do części 4-7.1.

Wkurzało mnie, że dużo rzeczy nie zostało wyjaśnionych albo wyjaśniono je po łebkach - wciąż np. nie wiem, czemu Snape był jakimś tam Księciem Półkrwi i co z tego wynikało, ani czemu był Śmierciożercą, ani o co tak naprawdę chodziło z przeszłością Dumbledore'a, ani czemu Harry nie zareagował w ogóle na słowa, że był chowany jak na rzeź... Jest tyle zaległości z poprzednich filmów, że nadgonienie ich w ostatnich dwóch częściach, mimo że godne pochwały, nie mogło się już udać. Ale jest ok. Jak dla mnie obiema częściami Insygniów Yates troszeczkę zmył okropne wrażenie, jakie zrobił na mnie Half-Blood Prince.
Niestety jeżeli chcesz znać odpowiedzi na te pytania musisz zapoznać się z materiałem książkowym

Albo mnie grzecznie zapytać to ładnie wytłumaczę
Yates niestety tak nakręcił te filmy, że dla osób nie znających książek są one nie do końca zrozumiałe. Zresztą ma też swoisty talent nie poruszania w nich podstawowych kwestii i tak w "Księciu Półkrwi" o Księciu prawie w ogóle nic nie ma, podobnie jak i w "insygniach Śmierci" nie za wiele się o tych Insygniach mówi, szczególnie w drugiej części, a sam Dumbledore zostaje przedstawiowny w bardzo negatywnym świetle, bez dokładnego wytłumaczenia, jak było naprawdę i jakie kierowały nim cele.
Marek Łach pisze:Muzyka wypada w filmie naprawdę dobrze. Tak jak mówiłem wcześniej, Part II to głównie akcyjniak, co materiał w filmie dodatkowo potwierdza (szkoda paru niewydanych fragmentów akcji, zwłaszcza tego jak Neville ucieka przez most, fajna rzecz). Na pewno na plus jest niegłupie, konsekwentne promowanie Lily's Theme na temat przewodni filmu. Na początku temat nie za bardzo mi się podobał, ale z czasem zaczął rosnąć w moich oczach - tak samo zresztą jak A Window of the Past 7 lat temu. Ogólnie satysfakcjonuje mnie nieoczekiwane czasem wykorzystanie tematu (lot na smoku, śmierć Voldemorta) - nadaje to score'owi spójności i pewnej niejednoznaczności. Muzyka akcji jak to zwykle u Desplata jest na wysokim poziomie, mi szczególnie do gustu przypada świetne prowadzenie niepokojącego motywu w The Tunnel, miło że ktoś bawi się ciągle w tematyczną muzykę akcji. Mam jednak żal, że finałowe starcie nie otrzymało jakiejś wyjątkowej muzycznej sygnatury - a przecież o taki temat sceniczny dla finału (jak w ROTJ Williamsa, czy nawet - w uboższym wydaniu - ROTS) można się było pokusić, nie przejmując się chaotycznym montażem scen i przeplataniem różnych wątków. Showdown i Voldemort's End są w filmie bardzo funkcjonalne i efektowne - przez to pamięta się, że muzyka w finałowej walce działała, ale nie pamięta się za bardzo co było w niej takiego, że działała. Wkradła się tu anonimowość, której co ciekawe nie miało ani Part I, ani wcześniejsze utwory z Part II. Ogólnie album po Severus and Lily (piękna rzecz) zaczyna kuleć, właśnie przez brak pomysłu na jakieś unikalne domknięcie muzyką akcji. Z drugiej strony, HP nigdy nie miał jakiejś szczególnie pasjonującej muzyki akcji, nawet najlepsze utwory Williamsa w tym względzie były co najwyżej porządnym rzemiosłem, gorszym niż to, co równolegle pisał do nowych SW (może The Werewolf Scene to poziom ROTS, i w zasadzie tyle). Dziwne że tak efektowna przygodówka jak HP w tej kwestii była przez 8 filmów tak mało inspirująca.
Ja nie mogę, ale ostatnio się Marek ze mną zgadza

Ostatnio przyznał mi rację co do wykorzystania "Hedwige's Theme" w "Sky Battle". Co prawda musiałem czekać pół roku, ale na warto było

A teraz przyznaje mi rację, że w finałowej walce zabrakło kawałków na miarę "Battle of the Heroes", "Duel of the Fates" czy też "Neodaemmerung" Davisa.
Niestety w finale Desplat postąpił zbyt ilustracyjnie.
Marek Łach pisze:Co do materiału Williamsa. W Part I brakowało mi A Window... np. w scenie na cmentarzu - tam mógłby pięknie zadziałać, materiał Desplata był w tamtej scenie zbyt niemrawy. W Part II brakuje mi tylko williamsowskiego tematu Voldemorta - nie był on niczym wybitnym, ale łatwo wyobrazić sobie, jakie rzeczy można by z tym prostym, ale mocarnym motywem zrobić w scenach akcji. Szkoda że zupełnie go porzucono już wiele lat temu. Ogólnie nawiązania do JW są fajne, ciągłość serii udało się na koniec zachować, Desplat w sumie jako pierwszy z następców Williamsa postanowił naprawdę sensownie się do ścieżek Maestro odwołać. Co do zakończenia - wciąż żałuję, że powtórzono dawny materiał, ale na niewielką obronę Desplata i Yatesa można zauważyć, że Leaving Hogwarts dostało nieco zmienioną aranżację, czyli nie jest to zupełnie bezmyślne kopiuj-wklej. To że ten utwór tak przyjemnie wypada w finale nie wynika z tego, że jest szczególnie lepszy od materiału Francuza - po prostu finał tradycyjnie stawia na emocjonalną kulminację, a co więcej utwór ten znamy dobrze od dekady, więc dlatego wydaje nam się tak wyrazisty i w ogóle wzruszający. Mogło być lepiej, ale mogło też być gorzej.
A co do motywu Voldemorta Williamsa to się absolutnie zgadzam. W sumie główny badass zasługiwał na wyrazisty motyw w ostatniej części.
Motyw Lily, rzeczywiście bardzo ładny, ale "A Window to the Past" ładniejsze, zawsze ładniejsze
A jak oceniasz wykorzystanie motywu Williamsa, kiedy Harry pojawia się w Hogwarcie, przez sekretne przejście w portrecie? Tutaj niestety moim zdaniem Desplat z Yatesem trochę sparodiowali i ośmieszyli motyw Williamsa, gdyż ta aranżacja i jej podkład wypadł dość tandetnie.
A jak oceniasz nawiązania do Hoopera? Moim zdaniem wypadły naprawdę dobrze, choć motyw z "The Kiss" dalej uważam za zbyt niemrawy. Mimo wszystko szkoda, że wiele tych nawiązań nie znalazło się na płycie.
I wcale nie miałbym nic przeciwko, gdyby płytę kończyły utwory Williamsa. Zwłaszcza, że jak sam zauważyłeś Desplat pierwszy utwór trochę zmienił, znacznie wydłużył.
Ja wiem, że jest to pójście na łatwiznę, ale jak dla mnie jest w tym pewna rehabilitacja. Nie czuję się w 100% usatysfakcjonowany, ale nie jestem też podkurwiony. A taki byłbym, gdyby na sam koniec filmu olano Williamsa.
Marek Łach pisze:Co do zakończenia - wciąż żałuję, że powtórzono dawny materiał, ale na niewielką obronę Desplata i Yatesa można zauważyć, że Leaving Hogwarts dostało nieco zmienioną aranżację, czyli nie jest to zupełnie bezmyślne kopiuj-wklej. To że ten utwór tak przyjemnie wypada w finale nie wynika z tego, że jest szczególnie lepszy od materiału Francuza - po prostu finał tradycyjnie stawia na emocjonalną kulminację, a co więcej utwór ten znamy dobrze od dekady, więc dlatego wydaje nam się tak wyrazisty i w ogóle wzruszający. Mogło być lepiej, ale mogło też być gorzej.
Masz prawo to tak interpretować, ale tutaj mój Drogi Marku jesteś w błędzie

I my nie mówimy tutaj o jednym, ale o dwóch utworach: "Leaving Hogwart" i "Hedwige's Theme". Toż to w filmie od razu się rzuca w uszy, że o to mamy zupełnie inną muzykę, bardziej magiczną. Oczywiście efekt nostalgiczny jest, wszak siedząca przede mną dziewczyna, aż zawołała "O rety, dali tę śliczną muzykę na koniec" mimo to, ta muzyka już dobrze wypadała przy pierwszym i drugim filmie. I choć ten score Francuza bardzo mi się podoba i często go jak na razie słucham, to jednak te dwa końcowe utwory są bardziej wyraziste od reszty muzyki i najbardziej zostają w pamięci po wyjściu z kina. Bardziej od "lily's Theme", które choć ładne, nawet bardzo ładne, nie jest aż tak motywem chwytliwym.
Marek Łach pisze:Gdybym miał oceniać udział Desplata w serii, to zaryzykowałbym stwierdzenie, że był on mało potrzebny. Part I to tylko przedłużenie zwykłej maniery Francuza (choć fajne), więc nie wnosi nic szczególnego do jego dyskografii. Part II jest ciekawe jako próbka ewolucji w stronę bardziej mainstreamowego brzmienia, ale kosztem spójności, score wydaje się na płycie trochę poszatkowany. Part I pod tym względem ładnie i inteligentnie się rozwijał, tutaj gdyby nie temat Lily byłoby z tym krucho. W każdym razie bez obu części Desplat mógłby się spokojnie obejść. Co do serii, to wreszcie wróciła ona moim zdaniem na porządny muzyczny poziom, którego brakowało od czasów Azkabanu. A że moim zdaniem ponad poziom "porządny" nigdy ona nie wykroczyła, to zastanawiam się czy do tych wszystkich Potterów w ogóle dało się napisać muzykę wybitną, której przy każdym filmie oczekiwaliśmy.
Oh Fuck

Do czego to doszło, że muszę usprawiedliwiać angaż Desplata przy Potterze

I to jeszcze w oczach Marka
Wiadomo, nie ma co się oszukiwać, że najlepszym rozwiązaniem mimo Yatesa jako reżysera, byłby angaż Johna Williamsa Wielkiego. Ale jako, że producenci i Yates olali geniusza, to wybór Desplata nie okazał się aż taki zły. Co prawda nie dokonał on może muzycznej rewolucji, ani nie przywrócił wielkiego muzycznego blasku chwały, tej serii, ale przynajmniej uchronił tę serię przed muzycznym spadkiem w głąb hogwarckich lochów.
Desplat uratował muzycznie serię, przed zderzeniem czołowym, takim tytułowym dzwonem, ale nie obeszło się bez obrażeń. Muzyczny samochód nie zaliczył dzwona i nie nadaje się do kasacji, ale zarysowania na karoserii są i gdzieniegdzie trzeba będzie wyklepać
Jedno jest pewne Nicholas Hooper by sobie nie poradził, szczególnie z finałową częścią. Nic dziwnego, że honorowo zrezygnował, choć odchodząc i mówiąc, że serię powinien zakończyć ten, który ją rozpoczął, chyba nie miał na myśli Desplata.
Pytasz się, czy do Potterów dało się napisać muzykę wybitną. To ja mam odpowiedź i brzmi ona "Więzień Azkabanu". Posłuchaj sobie, tej muzyki Desplata, a następnie zapodaj muzykę Williamsa z trzeciej części i wtedy może zrozumiesz, dlaczego ja jednak pozostanę przy opcji, że to jednak jest różnica klas.
Pierwsze trzy Pottery otrzymały muzykę najlepszą, jaką mogły. Końcówka jest jaka jest, ale spora i w tym wina Yatesa, który kto wie, może gdyby nakręcił lepszy finał to i muzyka Desplata byłaby lepsza.

Gdybanie.
Wow, ale się rozpisałem
