Koper pisze:W jedynce przecież w ostatnich 15 minutach była tylko zemsta Maxa przecież. Wcześniej miałeś cały gromadę innych wątków ani generalnie całość nawet nie była za bardzo linearna i schematyczna, bo schemat kina zemsty pojawił się dopiero w końcówce: krzywda na rodzinie i wendeta Maxa. No chyba, że tylko to uznajesz za fabułę co jest dla mnie nieco dziwne podejście.
No i to jest właśnie dla mnie pewien problem, bo te wątki jakoś tak średnio się kupy trzymały, niezbyt do siebie pasowały i były mało angażujące.
Jak dla mnie Fury Road jest świadome tego, że film to medium wizualne i dlatego opowiada historię obrazem w dużo większym stopniu niż dialogiem - np. Wszystko, co musisz wiedzieć o Immorten Joe wiesz już po pierwszych 10 minutach, gdy daje ludziom jakieś marne ochłapy wody pitnej. Co do Furiosy - wspomniano, że nie urodziła się w Cytadeli - może dlatego nie była od małego szykowana do rozpłodu i dlatego wykorzystano inne jej talenty, których zdążyła się nauczyć wcześniej? Brak ręki też mógł studzić amoryKoper pisze:Czwórka tak naprawdę fabularnie jedzie nie dość, że na schematach dwójki i trójki ograniczając się tak naprawdę do jednego rozciągniętego pościgu za dużym pojazdem (który jedynie wieńczył cz. 2 i 3), nie siląc się nawet na wyjaśnienie motywacji bohaterów ani przyczyn takiego a nie innego ich zachowania w tym czasie (skoro wszystkie kobity robiły za matki, czemu Furiosa nie i co ją nagle naszło na "zdradę" etc.). Nijako wypada tu Max (może nie chcieli eksponować tej postaci by nie rzucało się, że to jednak nie jest Mel Gibson?), przyćmiony przez Furiosę, wkurwiające, nie pasujące do filmu i nie wiadomo po co i skąd są te jego wizje, a zakończenie to happy end prawie w stylu "Elysium".


No sorry, ale jak dla Ciebie gość w masce -a konkretniej Joe - to postać porównywalna z Turnerową to naprawdę nie wiem, co powiedziećKoper pisze:Narzekasz Wojtek, że w trójce Gibson "walczył z karłami, downami, tiną turner i pomagał dzikim bajtlom". Zamień Turnerową na gościa w masce, a "bajtle" na kobiety w wieku rozrodczym i oto masz "Fury Road", tylko 30 lat spóźnione i z gorszą muzą.


Taaa.. świńskie gówno i Kaptyn Łoker - serio nie widzę nic złego w skoncentrowaniu osi filmu w okół jednego pościgu, zwłaszcza, że jest to zrobione po mistrzowskuKoper pisze:Na dodatek w trójce (która odstaje trochę od reszty serii, bo Miller za bardzo chciał tam zrobić kino nowej przygody) fabuła nie była tylko jednym banalnym schematem: pościg, walka, kaskaderka - krótki dialog o niczym - pościg, walka, kaskaderka - krótki dialog o niczym - pościg, walka, kaskaderka - krótki dialog o niczym - pościg, walka, kaskaderka - koniec.

Myślę jednak, że obaj się zgodzimy, że żaden film z serii Mad Max nie stawiał fabuły na piedestale - w każdym z tym filmów schodziła ona na (w najlepszym przypadku) drugi plan, chociaż moim zdaniem najnowsza część nie ma się pod tym względem czego wstydzić - tak w porównaniu z poprzednimi częściami, jak i tym bardziej ze współczesnym kinem akcji
