Dziękuję uprzejmie Drogi Marku, na Tobie zawsze można polegać.

Dobra, no to jazda z tym koksem!
Paweł Stroiński pisze:Z drugiej strony mamy Wawrzyńca, który jest tak wściekły na to, że ktoś opowiada taką historię
Dokładnie jako wieloletni członek Klu Klux Klan i potomek plantatorów bawełny z Luizjany uważam, że to jest HAŃBA! HAŃBA! HAŃBA!, że taki film w ogóle powstał! Tego należy zakazać i spalić na stosie!...
OK ma to być poważna dyskusja na argumenty czy nie? Trzymajmy się faktów, zamiast je wymyślać. Stwierdzenie, że jestem wściekły, że powstają filmy o niewolnictwie można łatwo odebrać i zrobić ze mnie rasistę. A naprawdę mam dość napięty ten tydzień i wolałbym się nie użerać ze Spikem Lee. Tego by mi jeszcze do szczęścia brakowało.
Zresztą napisałem to już wcześniej, ale mogę rozwinąć swoją myśl: Nic nikomu nie zabraniam. Jako, że jestem za tworzeniem społeczeństwa liberalnego i to jak najbardziej, tak też naturalnie jestem przeciwny zakazów, nawet jeżeli mają one obrażać czyjeś uczucia itd. Oczywiście nie każdy musi się ze mną zgadzać, ale dla mnie to jest cena, którą za wolność warto płacić. Jednak wolność tolerowania oznacza także wolność krytykowania. I tutaj nie ma znaczenia jak dla przykładu ważną tematykę film porusza i wszystko co z nim jest związane. Prawo do krytyki ma każdy z nas i tak samo ja i z niego korzystam. Ale to już wcześniej nawet dosadniej powiedziałem.
Paweł Stroiński pisze:Ludzie, czy jest na tym forum jeszcze ktoś z odrobiną rozsądku? Czy kompozytor nie może po prostu zrobić czasami czegoś, bo uważa za ważne? Zimmer dostaje pewnie z 50 projektów rocznie, co najmniej i może sobie dowolnie wybierać. A wziął film, który miał mniejszy budżet niż to, co robi zwykle, poszedł za temp-trackiem, czego nie znosi, a na pewno mógł się spodziewać, co tym temp-trackiem będzie, bo w kinie bywa. Jak myślicie, dlaczego? Jasne, prestiż ten projekt ZAWSZE miał (o czym niech świadczy to, że w filmie cameo mają tacy aktorzy jak Alfre Woodward czy Paul Giamatti) i to jest dla PR-u dobrze. Ale czy zawsze, nawet Zimmerowi, chodzi o nagrody? Z drugiej strony, czy reżyser nie ma prawa żądać I OCZEKIWAĆ takiej muzyki, jakiej chce?
I tutaj wracam do punktu wyjścia, czy patrz moja zdania wyżej. Kompozytor i reżyser mogą wszystko, wolność artystyczna, jasne jestem jak najbardziej za, ale znowu artystów i sztukę można, krytykować co też się robi od wieluset lat.
Co mi się mniej podoba to to poszukiwanie tej "odrobiny rozsądku". To, że jako jedyny na świecie rozumiesz tę całą kampanię, której nawet diabeł by nie zrozumiał, to nie znaczy, że każdy kto jej nie pojmuje, jest z góry debilem. Naturalnie masz do tego prawo, ale ja osobiście bym tak nie potrafił.
A i odnośnie tych nagród: Oczywiście jak zawsze mogę się mylić, ale z reguły nagrody trudniej dostać niż ich nie dostać. Tak też jeżeli naprawdę Zimmer nie chce nagród za ten score, co jest najbardziej zrozumiałe, gdyż co to za "score", to z tym chyba nie powinno być problemy. OK Studia, Bossowie i wszyscy inni chcą, aby film był nominowany za muzykę, nie warto narażać się studiom itd. Ok to jest zrozumiałe i oczywiście znowu moje pytanie może świadczyć o mojej ignorancji i głupocie, niewiedzy, ale czy kompozytor o którym mówimy nie jest przypadkiem jednych z czołowych hollywoodzkich kompozytorów, który wręcz dominuje i trzęsie tą branżą? Myślałem, że z taką pozycją może sobie na więcej pozwolić od np. takiego Abla Korzeniowskiego?
Paweł Stroiński pisze:Z drugiej strony mamy Wawrzyńca, który (...) zachowuje się, jakby McQueen porwał Zimmera ze studia, założył mu kajdany i wymierzył 50 batów dziennie, jeśli kawałek nie dość przypominał temp-track.
Film o niewolnictwie, który ponoć bardzo brutalnie je obrazuje i alegoria niewolnicza odnośnie muzyki i jej procesu powstawania. Osobiście miałbym opory, ale skoro już przekroczyliśmy tę "Cienką Czerwoną Linię" to ja dorzucę coś od siebie:
McQueen nie porwał Zimmera, ale w pewnym sensie to Zimmer dał się zniewolić McQueenowi narzuconymi mu kajdanami w postaci temp-tracku. Nawet jeżeli zrobił to świadomie i dla dobra filmu to z mojej strony na poklask nie ma co liczyć. A nawet chyba na mą wyrozumiałość zważywszy też z rozmów z kompozytorami podczas FMFów jaka panuje opinia o temp-tracku. I zawsze myślałem, że jest to dla kompozytora największa obraza. Gdyż jest to swego rodzaju brak wiary w umiejętności danego kompozytora i jego wrażliwość muzyczną i rozumowanie jej.
Przy nie tak sobie kompozytorzy z temp-trackiem radzili i akurat liczyłem, że kompozytor takiej klasy jak Zimmer, mógł z tego inaczej wybrnąć, w stylu: "Słuchaj Steve, to bardzo miło, że jesteś takim fanbojem tego szczególnego motywu, ale co powiedziałbyś na to, abyśmy może spróbowali "tego", albo zaaranżowali go "tak", albo troszkę byśmy go zmienili na "tak"?"
Nie uwierzę, że cały ten "Solomon" nie mógł zostać inaczej zaaranżowany i że inaczej nie dało się tego filmu zilustrować.
I tym samym chyba przechodzimy do głównego problemu, który wnioskuję też inni tak też odbierają.
Paweł Stroiński pisze:nie chce pozwolić by score na albumie przesłonił to, co jego zdaniem jest ważniejsze, czyli fabułę filmu.
Wiem robię się nudny, ale oczywiście Zimmer ma do tego prawo i ma prawo tak myśleć, przy czym ja tego nie rozumiem. Ten film nie opowiada o jakiś nieznanych i nigdy nie opowiedzianych wydarzeniach historycznych. Już rok temu mieliśmy tematykę niewolniczą w "Django" i "Lincolnie". Plus właśnie Spielberg parę już lat temu nakręcił "Amistad" z przepiękną muzyką Johna Williamsa. I ten sam duet stworzył też film pt. "Schindler's List", gdzie mieliśmy do czynienia z Holocaustem. Czy w takim razie Williams postąpił niegodnie, gdyż wydał bardzo ładnie oba soundtracki, które tym samym przesłoniły fabułę filmy? Ale przynajmniej osobiście się cieszę, że Spielberg ma inną wrażliwość muzyczną, a może w ogóle jej nie ma, gdyż jeszcze kazałby w "Liście Schindlera" przepisać temat z "E.T.", albo użyć tematu "Jaws" do zilustrowania zagrożenia.
I naprawdę jeżeli Zimmer nie chce, aby mówiono o muzyce, tylko skoncentrowano się na samym filmie, to niech sam zakończy jego promocję. Gdyż od kompozytora w kontekście filmu oczekuje się muzyki i po niej się go ocenia. Nie muszę znać całej zawiłej otoczki. A jeżeli jedyne co ma do zaoferowania to 4 minuty i taniej podróbki, to nie dziwota, że się pojawiają takie spekulacje, że dlatego nie wydano normalnego soundtracku, gdyż tak naprawdę to po najniższej linii oporu skopiowana "Inception" i "The Thin Red Line". OK, żeby poznać może lepiej ten score, najwidoczniej trzeba obejrzeć film, ale właśnie przez taką dziwaczną i niezrozumiałą kampanię promocyjną, niestety Zimmer kompletnie mnie zniechęcił.
Wiele się pewnie cieszy, że jestem wściekły na Zimmera, czy też zachwiała się moja wiara. Mogę tylko napisać, że to nie jest złość, a bardziej czuję smutek i to spory, że jeden z moich ukochanych kompozytorów, którego muzykę zawsze tak wysoko ceniłem i dalej cenię, traktuje i uważa mnie za niedorozwiniętego, skończonego debila. I to jest przykre tym bardziej, że on tak NIGDY mnie nie pozna, więc co to dla niego za różnica. Ale jest mi po ludzku przykro. Czy jak wolicie to ująć, po "fanbojsku", chociaż nie ukrywam, że określenie "muzyczna wrażliwość" bardziej mi się podoba. Tak więc Koper, Adam na przyszłość, wiecie jak się macie do mnie zwracać.
Okropnie się rozpisałem, przez co pewnie nikomu nie będzie się chciało tego czytać, ale cóż przynajmniej wyrzuciłem to z siebie. I tym, którym chciało się czytać serdecznie dziękuję za uwagę.