JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Mefisto

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1201 Post autor: Mefisto » wt sty 31, 2012 14:22 pm

lis23 pisze:Ale badziewna ta recenzja ...
ojeje, bo piątki nie ma :lol:
Gdzie Ty tu widzisz pompatyczność?
W co drugiej scenie? Bo wiesz - to słowo nie odnosi się tylko i wyłącznie do wojny i powiewających flag, jak sobie wymyśliłeś :P
ale my jesteśmy za bardzo przesiąknięci XXI wiekiem, żeby to dostrzec i docenić.
No po prostu niegodniśmy całować stópek Stefana za ten "porywający" przykład starego kina :)
Weź sobie takiego " Władcę Pierścieni: Drużyna Pierścienia "
Wymiękłem :D Czekam jeszcze na porównanie do Wiedźmina i Czarnoksiężnika z Oz :lol:
" radosna przygoda " jest tu więc jak najbardziej na miejscu, gdyż film zaczyna się na dwa lata przed wybuchem wojny, więc przez ten czas obserwujemy zwykłe życie, zwykłych ludzi, którzy nie zawracają sobie głowy tym, że może być wojna, ich to nie interesuje.
No i? Radosna przygoda odnosi się do całego filmu, który takąż jest, mimo wojny.
Po pierwsze, ja do " War Horse " wracam bardzo często, więc w Twojej ocenie jest coś nie tak
Po 1: wybacz, następne recenzje będę pisał wyłącznie z Twojego punktu widzenia :lol:
Po 2: pogadamy za 5 lat - zobaczymy jak wtedy będziesz często wracał, na razie się jarasz, bo to najświeższy Dżon.
a porównanie z tyłka wzięte, gdyż " Szeregowiec " ma tylko dwa świetne tematy ( jest jeszcze świetna Omaha Beach ), a tu tematów jest sporo, na dodatek część pracy jest bardzo ciepła, wręcz słoneczna, chyba jedyny taki moment u Williamsa z okresu 2000 - 2011.
błagam :D weź tu z fanbojem dyskutuj :D

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14466
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1202 Post autor: lis23 » wt sty 31, 2012 14:23 pm

bladerunner22 pisze:
Zaczyna się kurwa ! zaczyna się ! Wiedziałem, że komuś popuszczą nerwy :D .
Ja mam jeszcze jeden zarzut do utworów akcji, zauważcie, że każdy dosłownie gaśnie z nie zrozumiałych dla mnie przyczyn. Można je było lepiej dostosować na potrzeby albumu .
A co Ci się nie podoba? ;)

utworów akcji jest niewiele, bo i samej akcji w filmie jest niewiele - i tak " No Mens Land " na płycie jest bogatszy od wersji filmowej.
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14466
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1203 Post autor: lis23 » wt sty 31, 2012 14:30 pm

No i? Radosna przygoda odnosi się do całego filmu, który takąż jest, mimo wojny.
Wiesz, ja tam " radosnej przygody " nie widzę, bo choć przemoc jest tu bardzo plastyczna i zakamuflowana, to jednak jest ( scena egzekucji dezerterów robi jednak wrażenie, podobnie jak sceny w okopach ).
pogadamy za 5 lat - zobaczymy jak wtedy będziesz często wracał, na razie się jarasz, bo to najświeższy Dżon.
Oj, moim zadaniem będę wracał dużo częściej, niż do pierwszych Potterów ( poza Więźniem ) czy do " Wojny Klonów ", obok " Więźnia ", " Terminalu " i ' Gejszy ' będzie to album, do którego będę wracał najczęściej - biorąc pod uwagę, oczywiście tylko prace z okresu 2000 - 2011.

Ostatnio słuchałem sobie klasyka, " JFK " i tam, oprócz genialnego motywu przewodniego, który ciągle za mną łazi, nie ma wiele uniesień a i część materiału to nie Williams.
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
bladerunner22
Zdobywca Oscara
Posty: 2805
Rejestracja: ndz sie 21, 2011 14:16 pm

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1204 Post autor: bladerunner22 » wt sty 31, 2012 14:31 pm

lis23 pisze:
bladerunner22 pisze:
Zaczyna się kurwa ! zaczyna się ! Wiedziałem, że komuś popuszczą nerwy :D .
Ja mam jeszcze jeden zarzut do utworów akcji, zauważcie, że każdy dosłownie gaśnie z nie zrozumiałych dla mnie przyczyn. Można je było lepiej dostosować na potrzeby albumu .
A co Ci się nie podoba? ;)

utworów akcji jest niewiele, bo i samej akcji w filmie jest niewiele - i tak " No Mens Land " na płycie jest bogatszy od wersji filmowej.
Zawierają one świetne fragmenty, ale giną gdzieś przytłoczone nudnym underscore, wybitne dla mnie No Mens Land też o dobrą minutę się za długo rozkręca :) .
Jedna z najpiękniejszych piosenek Lady Pank :

''Zabić Strach''

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9370
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1205 Post autor: Paweł Stroiński » wt sty 31, 2012 14:33 pm

Ja mam jedną uwagę bardzo ogólną i jedną szczegółową. I zacznę od tej szczegółowej.

Lisie, drogi fanboju, nie znasz kariery swojego ukochanego kompozytora na tyle, by walnąć się o rok? Szeregowiec Ryan jest z roku 1999, nie 2000. To jedno. Nie ma nic wspólnego historycznie z okresem 2000-2011, ponieważ powstał rok-dwa wcześniej.

Druga rzecz i problem generalny: Co ma za przeproszeniem nie zgadzanie się z argumentacją recenzenta do jakości samego tekstu? Wiele osób popełnia błąd kojarzenia recenzji z tym, że nam się podoba muzyka. Więc recenzja Mefisto jest beznadziejna, bo ci się muzyka podoba? Gdzie tu logika?

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14466
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1206 Post autor: lis23 » wt sty 31, 2012 14:36 pm

Paweł Stroiński pisze:
Lisie, drogi fanboju, nie znasz kariery swojego ukochanego kompozytora na tyle, by walnąć się o rok? Szeregowiec Ryan jest z roku 1999, nie 2000. To jedno. Nie ma nic wspólnego historycznie z okresem 2000-2011, ponieważ powstał rok-dwa wcześniej.

Druga rzecz i problem generalny: Co ma za przeproszeniem nie zgadzanie się z argumentacją recenzenta do jakości samego tekstu? Wiele osób popełnia błąd kojarzenia recenzji z tym, że nam się podoba muzyka. Więc recenzja Mefisto jest beznadziejna, bo ci się muzyka podoba? Gdzie tu logika?
A gdzie ja napisałem, że zaliczam " Szeregowca " do okresu 2000 - 2011?
czytaj ze zrozumieniem
argumentu z " Szeregowcem " użył sam autor recenzji, ja tylko nań odpowiedziałem
nie twierdzę też, że recenzja jest źle napisana, tylko że pisał ją hejter ;)
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9370
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1207 Post autor: Paweł Stroiński » wt sty 31, 2012 14:37 pm

Ale badziewna ta recenzja ...

Dla mnie to oznacza, że tekst jest źle napisany i skonstruowany.

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14466
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1208 Post autor: lis23 » wt sty 31, 2012 14:43 pm

Paweł Stroiński pisze:Ale badziewna ta recenzja ...

Dla mnie to oznacza, że tekst jest źle napisany i skonstruowany.
Nie, badziewna bo przehejtowana ;)

nie pamiętam już, czy to Mefisto czy Koper, czy obaj, ale ktoś z tej dwójki od dawna pokazuje, że film mu się całkowicie nie podoba - ewentualnie, ciekawym zabiegiem byłoby pisanie recenzji na podobnej zasadzie, jak kiedyś robił " Film ", tzn. dwie recenzje, jedna na + a druga na - w ten sposób mógłby się wypowiedzieć i " fanboy " i " hejter ".
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
bladerunner22
Zdobywca Oscara
Posty: 2805
Rejestracja: ndz sie 21, 2011 14:16 pm

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1209 Post autor: bladerunner22 » wt sty 31, 2012 14:47 pm

lis23 pisze:
Paweł Stroiński pisze:Ale badziewna ta recenzja ...

Dla mnie to oznacza, że tekst jest źle napisany i skonstruowany.
Nie, badziewna bo przehejtowana ;)

nie pamiętam już, czy to Mefisto czy Koper, czy obaj, ale ktoś z tej dwójki od dawna pokazuje, że film mu się całkowicie nie podoba - ewentualnie, ciekawym zabiegiem byłoby pisanie recenzji na podobnej zasadzie, jak kiedyś robił " Film ", tzn. dwie recenzje, jedna na + a druga na - w ten sposób mógłby się wypowiedzieć i " fanboy " i " hejter ".
Dobrze się akurat stało, że Mefisto napisał te recenzje, bo on jest specjalistą od smętów wszelakich ( przecież to fanboj Newmana) , jak to niektórzy ( nazwali War Whorsea) . Potrafi docenic piękno muzyki spokojniejszej i bardziej stonowanej .
Jedna z najpiękniejszych piosenek Lady Pank :

''Zabić Strach''

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14466
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1210 Post autor: lis23 » wt sty 31, 2012 14:56 pm

bladerunner22 pisze:
Dobrze się akurat stało, że Mefisto napisał te recenzje, bo on jest specjalistą od smętów wszelakich ( przecież to fanboj Newmana) , jak to niektórzy ( nazwali War Whorsea) . Potrafi docenic piękno muzyki spokojniejszej i bardziej stonowanej .
Nie jestem pewien czy docenia, skoro narzeka na powtarzalność motywu przewodniego ;)
dla mnie to akurat największa zaleta muzyki filmowej, częste powroty tematu / tematów.
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
bladerunner22
Zdobywca Oscara
Posty: 2805
Rejestracja: ndz sie 21, 2011 14:16 pm

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1211 Post autor: bladerunner22 » wt sty 31, 2012 15:00 pm

lis23 pisze:
bladerunner22 pisze:
Dobrze się akurat stało, że Mefisto napisał te recenzje, bo on jest specjalistą od smętów wszelakich ( przecież to fanboj Newmana) , jak to niektórzy ( nazwali War Whorsea) . Potrafi docenic piękno muzyki spokojniejszej i bardziej stonowanej .
Nie jestem pewien czy docenia, skoro narzeka na powtarzalność motywu przewodniego ;)
dla mnie to akurat największa zaleta muzyki filmowej, częste powroty tematu / tematów.
No ja dzięki jego recenzjom polubiłem i zacząłem doceniać pewne zalety muzyki Newmana i za to facet ma plusa :) On mi wskazał drogę :) . Ty tak, ale u Williamsa to jest mocno irytujące akurat, właśnie dzisiaj przypomniałem sobie przypadkiem recenzję Wudarskiego na temat muzyki do Terminala, który właśnie zwraca na ten sam fakt uwagę ! . Warto przemyśleć co piszą słynni recenzenci i przyjąć krytykę z pokorą :) .
Jedna z najpiękniejszych piosenek Lady Pank :

''Zabić Strach''

Awatar użytkownika
DanielosVK
Howardelis Vangeshore
Posty: 7894
Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1212 Post autor: DanielosVK » wt sty 31, 2012 15:03 pm

Wszystko może być dobre, jeśli jest odpowiednio wyważone.
Fe.

Cóż za score, Howard Shore.

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14466
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1213 Post autor: lis23 » wt sty 31, 2012 15:10 pm

Mi się akurat " Terminal " podoba, właśnie dlatego, że mamy stałą obecność tematów
nie lubię underscore i typowej ilustracyjności muzyki, dlatego nie przepadam za starą trylogią " Star Wars " ( przy odsłuchu ' Imperium Kontratakuje ' udało mi się nawet raz zasnąć :mrgreen: , ale to było daaaawno, prawie na początku mojej muzycznej edukacji ;) )
ale różnie z tym bywa, pamiętam, że największy zawód przy kupionym Williamsie miałem po odsłuchu " Wojny Światów ", myślę sobie; ' k ..., gdzie tu jakiś temat?, no k ... " ;)
a teraz?, bardzo lubię tę prace, mimo braku tematu, gdyż muzyka akcji jest po prostu świetna, podobnie lubię " Monachium ", gdzie underscore przeplatany jest spokojnymi utworami.
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

hp_gof

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1214 Post autor: hp_gof » wt sty 31, 2012 15:14 pm

Hmmmmm. Twoja obrona Konia, lisie, przypomina mi moją obronę którejś części Insygniów. Mam wrażenie, że ilekroć fanboj broni jakiegoś score'u to owszem, mówi szczerze, chwaląc najsubtelniejsze niuanse w relacji obraz-muzyka, doceniając dzieło muzyczne od strony technicznej i merytorycznej, ale niestety nie wszystkim jest dane tak szczegółowe spojrzenie na dany film.
I tu się pojawia problem - wcześniej zarzekałem się, że nie podoba mi się muzyka do Konia, a po obejrzeniu filmu zmieniłem zdanie, przesłuchałem score jeszcze raz i dostrzegłem to, czego nie słyszałem i/lub nie chciałem usłyszeć wcześniej. Film również urzekł mnie swoją 'klasycznością' i 'umownością', a to co Mefisto w swojej recenzji określa jako naiwne, nierealne i zbyt cukierkowate (nie czepiajmy się, czy akurat takich określeń użył), nie dość że mi nie przeszkadza, to nawet w pewnym stopniu stanowi zaletę. No bo wszystko zależy od początkowych założeń: czy chcemy oglądać filmy, które aż rażą swoim brutalnym realizmem i surowością, czy wolimy te pozycje, które zabierają nas w świat, którego w rzeczywistości nie uświadczymy, który jest poniekąd przestylizowany, bo lubimy oglądać takie bajeczki, przygody, ładne obrazki. I nietrudno zauważyć, że muzyka filmowa ma więcej do zaoferowania w tym drugim podejściu.
Mimo że koń i jego przystojny właściciel ( :mrgreen: ) wzbudzili moją sympatię w trakcie seansu, nie oznacza, że nie widzę wad tego filmu. Wspominałem o nich kilkanaście postów wcześniej. Rozwinę jednak wątek muzyczny: moja początkowa niechęć do tego score'u jest w jakimś stopniu uzasadniona - faktycznie nie jest on dla nie-fanboja zbyt wyrazisty. No ale z drugiej strony tak jest z każdym kompozytorem i każdym scorem. I teraz kolejne pytanie: czy Williams dobrze zrobił, że dostosował swoje muzyczne dzieło do poziomu całego filmu, czy powinien stworzyć coś ciut bardziej genialnego (hehehe) kosztem oddziaływania w filmie. No ale patrząc na to z innej strony - skoro (wg niektórych) muzyka aż tak genialnie nie współgra z obrazem, to by film wiele nie stracił na takiej zmianie, a muzyka sama w sobie by zyskała.
Robi się z tego dyskusja akademicka. Po raz kolejny dochodzę do tych samych wniosków: nie da się obiektywnie ocenić żadnego score'u, a wszystko zależy od naszych chęci, nastroju, podejścia i priorytetów - co się dla nas najbardziej liczy w muzyce filmowej: nazwisko kompozytora? oddziaływanie muzyki w filmie? słuchalność na płycie? wyrazistość, która pozwoli nam nucić tematy po wyjściu z kina? oryginalność? czy czas trwania płyty?
Odnosząc się do w/w kryteriów:
- Czy to, że jest to score Williamsa oznacza, że z automatu otrzymamy geniusz i nie wolno nam dostrzegać jego wad? No bo sorry, nie jest to nawet fizycznie uzasadnione, żeby każda praca kompozytora była genialna, fantastyczna na ocenę 4 i/lub wyżej! Czy to nie jest też tak, że po 3-4 latach przerwy próbujemy się zachłysnąć pracami papy Johna i nawet nie uwzględniamy kryterium oryginalności w kontekście jego wcześniejszego dorobku, bo i tak jego nowe prace wydają się nam oryginalne, bo go dawno nie słyszeliśmy? A w takim Desplacie na przykład, jak nasmaruje 8 prac w ciągu roku to już nawet ja dostrzegam autokopie (stąd moje początkowe oburzenie Ides of March)?
- Czy muzyka Williamsa naprawdę tak świetnie oddziałuje w filmie? Czy nie jest też trochę tak, że na autonomii jego muzyki poza filmem traci oddziaływanie w filmie (nie aż tak bardzo, ale zawsze)? Bo ja mam czasami wrażenie, że innym kompozytorom strasznie się dostaje po uszach, że to i tamto jest mało wyraziste, tu plumka, tam plumka, a jak tak spojrzeć na chłodno, to wiele utworów Williamsa pełni taką samą rolę w filmie. Ja słuchałem wczoraj po raz kolejny Tintina i szczerze mówiąc zacząłem się zastanawiać, co w nim było takiego, że ja się aż tak bardzo podniecałem jego muzyką? No owszem, świetne tematy (choć też nie jakieś wyjątkowo wyraziste), przede wszystkim świetnie zaaranżowane, no ale poza początkiem płyty i jej końcem, to jak dla mnie jej środek wczoraj odbierałem jako ścianę dźwięku. I też pewnego rodzaju monotonię (choć napisaną na dużą orkiestrę). To samo z War Horse - mimo ostatniego niespodziewanego zachwytu nad kilkoma utworami i motywami, nie uważam żeby płyta była jakoś genialnie zmontowana, czy żeby potencjał tej muzyki został w 100% zmaksymalizowany. Dociera do mnie coraz więcej wątpliwości. I to samo mam z Desplatem, Giacchino, Hornerem, Zimmerem, Korzeniowskim, Powellem etc etc kogokolwiek byśmy tu nie wypisali.

Już nie będę więcej lał wody i rozwijał kolejnych kryteriów, bo wszystkie problemy w ocenie chyba już poruszyłem. Wnioski? Nic się nie zmieni. Zawsze fanboje będą bronić swojego pupila, zawsze niezwiązani emocjonalnie będą ostrzy w krytyce. Porady? Niech fanboje w każdej ocenie postarają się zmusić do jakichś uwag krytycznych, żeby była jakaś równowaga między zachwytami a wadami, bo, na Boga! muszą być jakieś wady! A tzw. hejterzy czy przeciętni słuchacze niech spróbują pokochać wroga, wysilić się choć trochę, spróbować posłuchać raz jeszcze, a jak im się nie chce dostrzec tych niuansów wspominanych przez fanbojów i otworzyć umysłów na nieznane, to najlepiej po prostu nie zacietrzewiać się, bo szkoda zdrowia. Wydaje mi się, że najciekawsze dyskusje byłyby wtedy, gdyby fanboje trochę zaczęliby krytykować swoich kompozytorów, a hejterzy zaczęli ich bronić. To byłby hardcore :)
PS. Wyjdzie ze mnie teraz hipokryta (choć każdy wyjątek potwierdza regułę), ale absolutnie nie wzywam do wysilania się i słuchania Dziewczyny z tatuażem duetu R&R :D W tym trudnym przypadku zalecam milczenie w temacie :P

Awatar użytkownika
bladerunner22
Zdobywca Oscara
Posty: 2805
Rejestracja: ndz sie 21, 2011 14:16 pm

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#1215 Post autor: bladerunner22 » wt sty 31, 2012 15:28 pm

Twoja obrona Konia, lisie
Padne zaraz :D .

dla mnie Tintin to akurat spory geniusz , generalnie tak, wolę od innych '' megakultów'' Johna : Parku Jurajskiego czy Raiders of The Lost Ark .
War Horse kuleje, ale wydanie jak dla mnie, po raz kolejny u Johna . Bo sama muzyka i pomysł nań to geniusz Williamsa.
Jedna z najpiękniejszych piosenek Lady Pank :

''Zabić Strach''

ODPOWIEDZ