HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Ja też generalnie nie lubię skrajności.
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9895
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
muaddib_dw pisze:Goldsmith o i przy komponowaniu http://www.youtube.com/watch?v=Wnp0cClT ... re=related
O matko, Goldsmith zmienia metrum nawet przy mówieniu


Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Na pewno jest sporo słuchaczy, którzy cenią Zimmera za jego wcześniejsze dokonania, nie uważają go za geniusza, ale i nie napiętnują jego wszystkich dzieł (np. ja
). Nawet na tutejszym forum nie ma chyba nikogo, kto by w czambuł potępiał wszystkie twory Hansa. A że dyskusje są owocne i kolorowe? To chyba dobrze... 


- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 35042
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
To w przeciwieństwie do mnie.hp_gof pisze:Ja też generalnie nie lubię skrajności.


Właśnie, ale dyskusje są, gdyż jest o o czym dyskutować. Kolorowe i owocne, gdyż taka jest jego muzyka. Zresztą już nawet ten podział na "magicznego Zimmera" i "napuszonego Zimmera", czyni go nietuzinkowym. Ja oczywiście w przeciwieństwie do większości forumowiczów, wolę "napuszonego Zimmera". Wiadomo wczesny Zimmer z muzyczką do tych komedii, filmów familijnych, czy lekkich akcyjniaków z Melem Gibsonem, zanim oficjalnie zaczął nienawidzić naprzemiennie Żydów i kobiety, był fajny. Ale większy ładunek emocjonalnie posiada napuszony Zimmer, nie wspominając, że i wolę właśnie te późniejsze filmy.Althazan pisze:Nawet na tutejszym forum nie ma chyba nikogo, kto by w czambuł potępiał wszystkie twory Hansa. A że dyskusje są owocne i kolorowe? To chyba dobrze...
A w ogóle to skąd nagle ni z gruszki ni z pietruszki wziął się Goldsmith w tej dyskusji?


#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9370
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
No, nie do końca familijne. Wczesny Zimmer robił dramaty psychologiczne, czego mi brakuje w jego karierze dzisiaj, ale z wczesnym Hansem mam taki problem, że muzycznie emocjonalnie był dość pusty i nie miał tego rozumienia kina, które obudził w nim chyba dopiero tak na poważnie Król lew. Przy lekkich filmach familijnych i komediach sensacyjnych pomijasz dość poważne i kultowe obrazy, jak na przykład filmy Ridleya Scotta (Czarny deszcz i Thelma i Louise). Prawdziwy romans to też niekoniecznie familijna komedyjka.
Zimmer napuszony i magiczny to formuła strasznie fałszywa z gruntu, niestety. Są pewne elementy nowego stylu Zimmera, które mi się nie podobają. Nie chodzi tutaj o przeładowanie elektroniką, ale zauważyłem jeden negatywny element związany z funkcjonalnością. Z wyjątkiem Pearl Harbor, Hans w latach 1998-2001 był funkcjonalnie bezbłędny, nawet jak robił takie gówienko jak Chill Factor (którego jest pewnie minimalnie, bo to tak naprawdę Rona, Powell i Badelt, jak znam życie), poza tym zrobił ten projekt chyba tylko po to, by nie wypaść z obiegu po dwóch filmowych traumatycznych przeżyciach, jakie miał w 1998 roku. Cienka czerwona linia i Książę Egiptu go wypaliły, Hans wziął rok przerwy, napisał parę tematów (w tym telewizyjne Motorrad Cops w Niemczech, oddał ten projekt Burnettowi potem, który odszedł z MV/RCP razem z HGW i do tej pory jest jego asystentem) i bum - Gladiator, M:I-2, zupełnie różne rzeczy.
Problem Hansa z funkcjonalnością pojawił się moim zdaniem już w roku 2003. Miał parę geniuszy (moim zdaniem Tears of the Sun muzycznie ratuje dość nieudolny film, po prostu), ale: trafił się Ostatni samuraj, w którym błędy funkcjonalne zrzucam na narratora niekoniecznie subtelnego, czyli Zwicka (do tej pory, mimo, że po prostu kocham go na płycie, nie jestem w stanie wybaczyć muzyki na końcu filmu). 2004 to początek problemów z formą. Kiepski Król Artur (sorry, wiem, że to kultowy score, ale ja go średnio toleruję i mówię to delikatnie, Gladiator dla opornych i przy standardach po 2000 roku, po prostu fatalnie - choć bez błędów jak w np. 1990 roku - zorkiestrowany), ale genialne wprost Spanglish. 2003 to bardzo kreatywny (choć, na żądanie Ridleya, temat jest uznaną w filmie i na płycie kopią z Roty) Matchstick Men. 2005 to funkcjonalnie bardzo dobry Batman początek, ale poza tym nic naprawdę dobrego. Wtedy też weszły te beznadziejne animacje komediowe z muzyką Hansa, czyli Madagaskar, a wcześniej Shark Tale, które ja rzygnąłem, jak słuchałem suity z albumu. 2006 to oczywiście genialny album i jedna z piękniej zorkiestrowanych ścieżek Hansa - Kod da Vinci. Ale w filmie? Ledwo przeżyłem, poza Chevaliers de Sangreal. Tylko, że cholera Ron Howard, który ma rękę cięższą niż Kolos z Rodos (jego też obwiniam za końcówkę Pięknego umysłu, którą mi Horner w filmie po prostu zepsuł). 2007 to Piraci 3 - kiepsko czasem w filmie, ale super orkiestracje, itd. (suity, cholera, suity, to Zimmer narzucił takie klasyczne brzmienie, nie ghostwriterzy), Simpsonowie - bardzo orkiestrowa ścieżka, ale pewnie dużo ghostwritingu i piękny hołd dla Elfmana, chociaż oczywiście do doskonałości daleko. 2008 - świetny, także filmowo najbardziej narracyjnie subtelny obok Apollo 13 film Rona Howarda, Frost/Nixon, zepsuta końcówka, totalnie zepsuta Mrocznego rycerza. 2009 - Sherlocka Holmesa jedynkę ja jakoś przeżyłem, choć kiksował trochę w filmie i score pisany na luzie. Anioły i demony w filmie dużo lepiej niż Kod da Vinci (może dlatego, że w filmie się coś dzieje). Ale, niestety, Modern Warfare 2, ścieżka w grze funkcjonalna, ale fatalna jako muzyka. 2010 - Incepcja, pierwszy raz Zimmer tak bardzo pomyślał od lat.
Ale, co się stało muzycznie? Zimmer, przechodząc w minimalizm, stał się dużo lepszym technikiem niż był. Naprawdę. Niektórzy tego nie słyszą, ale on te ostinata rozwija, rozszerza, operuje większą polifonią i NIE jest to bynajmniej wpływ Lorne'a Balfe'a czy kogokolwiek. Zimmer jest bardziej polifoniczny, choć delikatnie. Tylko że nikt tego nie chce widzieć.
Zimmer napuszony i magiczny to formuła strasznie fałszywa z gruntu, niestety. Są pewne elementy nowego stylu Zimmera, które mi się nie podobają. Nie chodzi tutaj o przeładowanie elektroniką, ale zauważyłem jeden negatywny element związany z funkcjonalnością. Z wyjątkiem Pearl Harbor, Hans w latach 1998-2001 był funkcjonalnie bezbłędny, nawet jak robił takie gówienko jak Chill Factor (którego jest pewnie minimalnie, bo to tak naprawdę Rona, Powell i Badelt, jak znam życie), poza tym zrobił ten projekt chyba tylko po to, by nie wypaść z obiegu po dwóch filmowych traumatycznych przeżyciach, jakie miał w 1998 roku. Cienka czerwona linia i Książę Egiptu go wypaliły, Hans wziął rok przerwy, napisał parę tematów (w tym telewizyjne Motorrad Cops w Niemczech, oddał ten projekt Burnettowi potem, który odszedł z MV/RCP razem z HGW i do tej pory jest jego asystentem) i bum - Gladiator, M:I-2, zupełnie różne rzeczy.
Problem Hansa z funkcjonalnością pojawił się moim zdaniem już w roku 2003. Miał parę geniuszy (moim zdaniem Tears of the Sun muzycznie ratuje dość nieudolny film, po prostu), ale: trafił się Ostatni samuraj, w którym błędy funkcjonalne zrzucam na narratora niekoniecznie subtelnego, czyli Zwicka (do tej pory, mimo, że po prostu kocham go na płycie, nie jestem w stanie wybaczyć muzyki na końcu filmu). 2004 to początek problemów z formą. Kiepski Król Artur (sorry, wiem, że to kultowy score, ale ja go średnio toleruję i mówię to delikatnie, Gladiator dla opornych i przy standardach po 2000 roku, po prostu fatalnie - choć bez błędów jak w np. 1990 roku - zorkiestrowany), ale genialne wprost Spanglish. 2003 to bardzo kreatywny (choć, na żądanie Ridleya, temat jest uznaną w filmie i na płycie kopią z Roty) Matchstick Men. 2005 to funkcjonalnie bardzo dobry Batman początek, ale poza tym nic naprawdę dobrego. Wtedy też weszły te beznadziejne animacje komediowe z muzyką Hansa, czyli Madagaskar, a wcześniej Shark Tale, które ja rzygnąłem, jak słuchałem suity z albumu. 2006 to oczywiście genialny album i jedna z piękniej zorkiestrowanych ścieżek Hansa - Kod da Vinci. Ale w filmie? Ledwo przeżyłem, poza Chevaliers de Sangreal. Tylko, że cholera Ron Howard, który ma rękę cięższą niż Kolos z Rodos (jego też obwiniam za końcówkę Pięknego umysłu, którą mi Horner w filmie po prostu zepsuł). 2007 to Piraci 3 - kiepsko czasem w filmie, ale super orkiestracje, itd. (suity, cholera, suity, to Zimmer narzucił takie klasyczne brzmienie, nie ghostwriterzy), Simpsonowie - bardzo orkiestrowa ścieżka, ale pewnie dużo ghostwritingu i piękny hołd dla Elfmana, chociaż oczywiście do doskonałości daleko. 2008 - świetny, także filmowo najbardziej narracyjnie subtelny obok Apollo 13 film Rona Howarda, Frost/Nixon, zepsuta końcówka, totalnie zepsuta Mrocznego rycerza. 2009 - Sherlocka Holmesa jedynkę ja jakoś przeżyłem, choć kiksował trochę w filmie i score pisany na luzie. Anioły i demony w filmie dużo lepiej niż Kod da Vinci (może dlatego, że w filmie się coś dzieje). Ale, niestety, Modern Warfare 2, ścieżka w grze funkcjonalna, ale fatalna jako muzyka. 2010 - Incepcja, pierwszy raz Zimmer tak bardzo pomyślał od lat.
Ale, co się stało muzycznie? Zimmer, przechodząc w minimalizm, stał się dużo lepszym technikiem niż był. Naprawdę. Niektórzy tego nie słyszą, ale on te ostinata rozwija, rozszerza, operuje większą polifonią i NIE jest to bynajmniej wpływ Lorne'a Balfe'a czy kogokolwiek. Zimmer jest bardziej polifoniczny, choć delikatnie. Tylko że nikt tego nie chce widzieć.
- kiedyśgrześ
- + W.A. Mozart +
- Posty: 6104
- Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Zaszczepiłeś doktorze Mengele wirusa to i jest wysypkaWawrzyniec pisze:A w ogóle to skąd nagle ni z gruszki ni z pietruszki wziął się Goldsmith w tej dyskusji?Trochę to dziwne i niepokojące zarazem.

Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Czy pół to nie powiedziałbym, aczkolwiek naprawdę sporo, i co ważniejsze, napisali główne sceny akcji.Bo napisali Zimmerowi pół Piratów od dwójki do czwórki.
Chociaż zgadzam się z Tobą że polifonii Zimmerowi nie brakuje, to moim zdaniem wpływ Lorne'a jest istotny, szczególnie w ostatnich latach.NIE jest to bynajmniej wpływ Lorne'a Balfe'a czy kogokolwiek.
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
O nie nie, mój drogi. Ciągłe wahania formy i popadanie ze skrajności w skrajność nie świadczą zbyt dobrze. Popadanie w skrajność a zaskakiwanie kreatywnością i różnorodnością to dwie różne sprawy. Co do muzyki filmowej wnosi szumnie zapowiadany, ale w ostateczności marny score, który w ostateczności budzi skrajne emocje? O czym jest wówczas cała ostra dyskusja? O niczym. Wówczas dyskusja dotyczy image'u a nie muzyki.Wawrzyniec pisze:To w przeciwieństwie do mnie.hp_gof pisze:Ja też generalnie nie lubię skrajności.Skrajności nas określają, sprawiają istotami z emocjami. Ja wolę, aby coś było gorące, lub lodowate niż letnie. I dlatego też mi nie przeszkadza, a nawet odpowiada, że Zimmer tak polaryzuje. Jego twórczość budzi emocje, bardzo pozytywne, ale i bardzo negatywne. Wolę to od beztroskiego plumkania, bez urazy.
![]()
Dobrze jest się zdefiniować, określić, ale jak popadasz w skrajność skupiasz się na jednym wymiarze całej sprawy, a gubisz całą gamę emocji po drodze.
Oczywiście, fantastycznie jest mieć za idoli dwóch z najbardziej rozpoznawalnych kompozytorów muzyki filmowej HZ i JW i cieszyć się ich popularnością, ale wg mnie największą umiejętnością i wartością jest w miarę obiektywna krytyka swojego idola. Dlaczego właśnie tak? Bo ktoś kto nie jest związany z twórczością danego kompozytora łatwo może skreślić dany score z byle powodu. Z braku cierpliwości kolejnego słuchania. A kiedy fan potrafi wskazać wady score'u a nie skakać w obłokach, taka krytyka jest najbardziej wartościowa i wówczas dyskusja nie jest jałowa i wreszcie coś wnosi. Bo jak fanboj jest 100%owym fanbojem, to zawsze stawia 5 i jest mało wiarygodny i jego obecność nic nie wnosi. Nie bez powodu na olimpiadzie w niektórych dyscyplinach, np. skoki do wody, z opinii sędziów skreślają dwa najwyższe i dwa najniższe wyniki, a resztę mnożą przez stopień trudności skoku. Więc skrajności wykluczamy. W naszym kraju mamy dużo skrajności i nie budzą one większej sympatii wśród obywateli nie związanych z ani jedną ani drugą formą skrajności.
- DanielosVK
- Howardelis Vangeshore
- Posty: 7894
- Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Nie. Napuszony Zimmer nie posiada nic poza patosem (w większości dzisiejszych przypadków). Ten wcześniejszy Zimmer był subtelniejszy i posiadał o wiele większy ładunek emocjonalny (House of the Spirits, Beyond Rangoon, Thin Red Line etc.).Wawrzniec pisze:Ale większy ładunek emocjonalnie posiada napuszony Zimmer, nie wspominając, że i wolę właśnie te późniejsze filmy.
Fe.
Cóż za score, Howard Shore.
Cóż za score, Howard Shore.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9370
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Nie mówię, że wpływ Balfe'a nie jest istotny, tylko że rozwój polifonii u Zimmera nie jest jego wpływem.Ele pisze:Czy pół to nie powiedziałbym, aczkolwiek naprawdę sporo, i co ważniejsze, napisali główne sceny akcji.Bo napisali Zimmerowi pół Piratów od dwójki do czwórki.
Chociaż zgadzam się z Tobą że polifonii Zimmerowi nie brakuje, to moim zdaniem wpływ Lorne'a jest istotny, szczególnie w ostatnich latach.NIE jest to bynajmniej wpływ Lorne'a Balfe'a czy kogokolwiek.
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 35042
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
"The Thin Red Line" to już Napuszony Zimmer. Mniej więcej własnie rok 1998 uważam, za koniec Magicznego Zimmera, a początek Napuszonego. I właśnie od tego 1998 roku, zaczyna się moja ulubiona twórczość Zimmera. I od 1998 roku po dzień dzisiejszy posiadam najwięcej jego soundtracków.DanielosVK pisze:Nie. Napuszony Zimmer nie posiada nic poza patosem (w większości dzisiejszych przypadków). Ten wcześniejszy Zimmer był subtelniejszy i posiadał o wiele większy ładunek emocjonalny (House of the Spirits, Beyond Rangoon, Thin Red Line etc.).
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- DanielosVK
- Howardelis Vangeshore
- Posty: 7894
- Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
To nie jest żaden Napuszony Zimmer, o czym Ty mówisz. 

Fe.
Cóż za score, Howard Shore.
Cóż za score, Howard Shore.
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 35042
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Jak to nie? Zapytaj się Kopra, on wymyślił te pojęcia. Magiczny Zimmer, to ten grający na syntezatorku fajne melodyjki. Ambitniejszy Zimmer, to Napuszony Zimmer. I właśnie rok 1998 jest przełomowy i od niego zaczyna się czas Napuszonego Zimmera, który trwa po dzisiaj.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- DanielosVK
- Howardelis Vangeshore
- Posty: 7894
- Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
Definicja co najmniej bezsensowna.
Fe.
Cóż za score, Howard Shore.
Cóż za score, Howard Shore.
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 35042
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - THE DARK KNIGHT RISES (2012)
(z offu szeptem)
"Dlaczego Danielos znowu mnie krytykuje, skoro to nie ja wymyśliłem ten podział?"
"Dlaczego Danielos znowu mnie krytykuje, skoro to nie ja wymyśliłem ten podział?"
#WinaHansa #IStandByDaenerys