#1109
Post
autor: Paweł Stroiński » ndz sie 12, 2012 16:03 pm
Ponieważ w tej chwili to jedyny temat o Hansie, jaki jest względnie na górze, to napiszę o czymś, co mnie w postrzeganiu jego kariery wkurwia od dawna. A jest to brak rozsądku. Sorry od razu za długiego posta, ale muszę to z siebie wyrzucić.
Wrzuciłem ostatnio w google temat Hans Zimmer meme. Ja jebię, jest tego 3 strony. I to różnych memów. Samemu zrobiłem dwa niedawno pod jego zdjęcie, nie pamiętam, gdzie są linki, może Wojtek wyciągnie z historii FB, bo dawałem mu linki. Problem jest bardzo duży, bo to chyba jedyny kompozytor w historii tego gatunku, którego postrzega się tak skrajnie. Kompletnie nie rozumiem dlaczego.
Pominę tutaj niektórych recenzentów, bo chodzi mi o środowisko fanowskie, chociaż jakiekolwiek słuszne uwagi Clemmensen miałby w przypadku Batmana i w ogóle sposobu postępowania Hansa z PR-em, przestaję brać tego idiotę poważnie w momencie, w którym W RECENZJI, w tekście w dużej mierze użytkowym pisanym z założeniem próby w miarę obiektywnego przedstawienia opinii NA TEMAT DANEJ ŚCIEŻKI, każe kompozytorowi "zamknąć ryj." Tak tłumaczy się określenie "shut his yap."
Hans jest ofiarą nieodróżniania człowieka od efektów jego pracy. Wiele żartów na tym forum niestety także częściowo idzie w tym kierunku. Mówi się, że Hans jest leniwy, mówi się, że nic nie robi, żartuje z tego całego "szukania brzmienia", które wynika z niczego innego, tylko z jego sposobu postrzegania aranżacji, ale o tym nie będę mówił w tym poście. Nie wiem nawet, czy z tych obserwacji zrobię artykuł, ponieważ nie chciałbym być postrzegany (jak się czasem żartuje ze mnie, np. Koper), jako osoba słuchająca wyłącznie Hansa Zimmera. Ktokolwiek by zobaczył moją kolekcję muzyki filmowej w tej chwili zorientowałby się, że oprócz ok. 30 ścieżek oryginalnych Hansa, mam także ponad 15 Williamsa i ok. 10 Goldsmitha, kilka JNH (w tym np. Unbreakable), dwie Poledourisa (w tym, ja hejter Prażan, mam re-rec Conana, chciałbym mieć jeszcze co najmniej dwie Poledourisa), za mało Morricone i tu się biję w piersi (tylko trzy, ale w tym Misję i Days of Heaven - FSM-u!), trochę Hornera, itd. Nie, nie słucham tylko Hansa i słucham go w miarę rzadko, bo muzyki filmowej słucham fazami. Chciałbym napisać także artykuły nie tylko powiązane z Hansem i na pewno przeprowadzić, jak na pewno widzieliście, że czyniłem, wywiady z większą ilością kompozytorów niż tylko Hans Zimmer. Dość mam także prowokowania mnie Piratami 4, bo tego score, powiem wprost, nienawidzę, tak jak każdy na tym forum.
Ale nie o mnie ten post. Chodzi mi o podejście FSM i podejście dzieci neostrady. FSM = "Zimmer to ZŁOOOOOOOOOOOOOO". Najgorszy kompozytor, największe w historii gatunku, w ogóle nie wiadomo co, bo na orkiestrę pisać nie umie i w ogóle. Drugie podejście charakteryzuje się totalną ignorancją, która doprowadza do twierdzenia, że to najlepszy twórca w całej historii muzyki. Chuj z Mozartem, Brahmsem, Mahlerem, Czajkowskim, Prokofiewem, Beethovenem, Berliozem, kimkolwiek (tak, zdaję sobie sprawy, że nie podaję tego historycznie, tylko zgodnie z kolejnością przypominania sobie nazwisk). TYLKO ZIMMER, RESZTA JEST MILCZENIEM. Piraci są zajebiści, wszystko jest zajebiste! Bezbłędne! Geniusz, megakult i takie tam. Nie widzę opinii, że to kompozytor z talentem, ale dość słaby. Nie widzę opinii, że jest średni albo najwyżej po prostu dobry. Totalna polaryzacja opinii.
Za cholerę nie jestem w stanie tego zrozumieć. Obie grupy mylą człowieka z dziełem. Poznałem go osobiście i Hans Zimmer to, nie będę owijał w bawełnę, wspaniały człowiek. Tyle, ile mi dał ot tak, po prostu, doświadczenia związane z nim, powiedziały mi wiele o Hansie jako kompozytorze i jako człowieku. Nie ma to dużego wpływu na moje recenzje, zauważyłem już dawno, że moje oceny są zawyżone o najwyżej pół gwiazdki (pewnie Sherlockowi gdyby nie sesja, dałbym półtorej, ale Piratom 4 już soczystą jedynkę, rozważałem recenzję bez filmu) i przyjmuję to do wiadomości, bo zadość fanbojstwu dać trzeba czasami. Ale widzicie, jest to pewnego rodzaju poczucie lojalności. Lojalności wobec czytelników, wobec strony, wobec siebie i, śmiałbym twierdzić, Zimmera. Hans moim zdaniem zasługuje właśnie na obiektywizm, nie na rzucanie piątkami bez ładu i składu (nie jest to atak na Wawrzyńca, rozumiem jego ocenę Incepcji i im więcej słucham tego score, a tak wracam do niego coraz częściej, tym bardziej rozumiem tę ocenę). Mam pewne zobowiązanie i staram się je wypełniać zgodnie z najlepszymi standardami, jakie mogę sobie w kwestii pisania recenzji wyobrazić.
Ta polaryzacja i ataki na Zimmera po recenzjach i po komentarzach, także zachwyty nad jego muzyką, nawet jeśli nie jest zbyt dobra albo nawet jest, mówiąc nieoględnie o zeszłym roku, po prostu chujowa, mnie strasznie wkurwia, ale przynajmniej to z siebie wyrzuciłem.