Brian Tyler - Battle: Los Angeles

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.

Jak oceniasz score?

1
1
6%
2
2
13%
3
5
31%
4
7
44%
5
1
6%
 
Liczba głosów: 16

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#106 Post autor: Koper » ndz lut 20, 2011 18:03 pm

Paweł Stroiński pisze:Właśnie tutaj jest problem z Hollywood. Kogo mamy piszącego DOBRZE na orkiestrę i z WŁASNYM głosem, tak naprawdę? Z aktualnego pokolenia zostają nam - trochę HGW, Elfman, Powell, Giacchino, Desplat i nie wiem, kto jeszcze tak naprawdę.
W Hollywood nie za wielu, ale w Europie, Australii i Azji masz kolejnych kompozytorów z fachem w ręku mówiących własnym głosem: Coulais, Rombi, Navarrete, Iglesias, Hisaishi, Gordon i inni.
Paweł Stroiński pisze:Głównie albo mamy dobrze piszących wyrobników (Tyler, Beltrami, który po Hurt Lockerze trochę zniknął)
Oj, Beltrami to... szkoda gadać. Remaki, sequele i same shity. Ostatnio słyszałem go w filmie w "Repo Men" - kaszana. Score brzmiał jak siódma woda po kisielu RCP. Przez chwilę się zastanawiałem, który z najgorszych wyrobników od Zimmera to popełnił, a potem w napisach się pokazało nazwisko Beltramiego... :?
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#107 Post autor: Mystery » ndz lut 20, 2011 18:39 pm

Wiem, że mamy tu sporego fana Beltramiego, ale tak uczciwie powiedziawszy był on najsłabszym kompozytorem ubiegłego roku, My Soul To Take, Jonah Hex i Repo Men to scory poniżej jakiejkolwiek krytyki, a w tym roku czeka nas jeszcze Scream 4 i The Thing.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#108 Post autor: Koper » ndz lut 20, 2011 19:11 pm

No... Beltrami najwięcej gniotów popełnił w 2010. Może nie największe ale najwięcej. I pomyśleć, że kiedyś miał łatkę młodej nadziei gatunku. A teraz aż strach się bać jak pokaleczy The Thing. Dobrze, że Ennio żyje, bo inaczej to by się w grobie przewracał. ;):D Swoją drogą jedyna szansa na znośny score to pewnie podkładanie Ennia w temp-tracku i zmuszenie Beltramiego by to kopiował. ;):D
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Ele
Początkujący orkiestrator
Posty: 626
Rejestracja: ndz maja 17, 2009 16:05 pm

#109 Post autor: Ele » ndz lut 20, 2011 20:26 pm

Oczywiście osobom lubiącym Tylera nie zamierzam ubliżać i przeszkadzać w wyczekiwaniu tego score'u i cieszenia się tą muzyką.
Już się bałem. Wielkie dzięki :)

Naprawdę, uwierzcie mi, istnieją osoby które słuchają filmówki i nie obchodzi ich jak bardzo naiwne i głupie granie to jest. Po prostu brzmi fajnie, słucha się tego wyśmienicie, prostota sprawia że motywy zostają w głowie na długi czas. I czasami naprawdę - musicie wyluzować. Bo po prostu psujecie frajdę innym.

Podam przykład swój: młody wiek (za kilka dni przekroczę pewną magiczna barierę, przez niektórych nazywaną jako 'dorosłość'), słucham głównie Soule'a i RCP. Na tego Tylera wyczekiwałem, i w końcu wyszedł. Spodobał mi się strasznie. Epicko, potężnie, masywnie. Ta wasza 'sieczka' naprawdę mi się podoba, i jakbym miał oceniać LA, to oceniłbym na coś pomiędzy 4 i 4,5. Dlatego bo mi się to po prostu podoba i mam olbrzymią przyjemność obcowania z tym scorem. Ale potem wchodzę na forum i czytam komentarze. Komentarze, które krytykują Tylera (to że krytykują RCP to już normalka, więc się przyzwyczaiłem). Mówicie że wyrobnik, że słaby composer etc. Ok ja to rozumiem. Ale mam wrażenie że na forum jest pewna malkontentów którzy krytykują wszystko nowe co wychodzi. Nie będę wskazywał palce, ale serio, są tutaj użytkownicy którzy nie lubią dokładnie tego co mi się podoba. A rozpływają się nad jakimś kolejnym nudnym i trudno przyswajalnym Desplatem. Przez to coraz trudniej mi się cieszyć z tego co słucham. Sprawia że czuję się trochę winny że słucham takiej 'dennej, słabej i kiepskiej technicznie muzyki'. Teraz, przy którymśtam słuchaniu LA myślę sobie 'wowowow, fajne to! ale w sumie, to podobno jest słabe i w ogóle nie umywa się do tej so called Prawdziwej Muzyki Filmowej'. Po prostu coraz trudniej mi jest przymknąć oko na to co piszecie, za bardzo się tym przejmuje, i w efekcie nie mam już takiej samej przyjemności ze słuchania.

I teraz widzę że HGW jest popularnym tematem. OK, macie prawo po nim jechać. Teraz pisze słabe rzeczy, muszę się zgodzić. Ale np. w The Town uraczył mnie chwytliwym "Leaving". Napisał także niesamowitą pracę, jaką jest KoH.

Naprawdę, nie wiem czy kiedykolwiek będzie jakiś score który będzie się podobał i nam młodym, i wam starym.

Ok, jest smok. Lubicie smoka, ale przez fakt że Powell jest z MV delikatnie go chwalicie. Tak jakby jakiekolwiek powiązania z Zimmerem byłby skazą na karierze. Pominę tu także pewną waszą poprawność polityczność (nagroda dla Badelta).

Macie rację, dzisiaj większość brzmi mniej lub bardziej RCP-owo. Jednak mimo tego że nienawidzicie takiej muzyki, zrozumcie. Skoro jest to takie popularne i tak szeroko rozpowszechniane, może to się właśnie podoba najbardziej? Może Ci kolejni reżyserzy wynajmują composerów z RCP dlatego bo wiedzą że to pewna, sprawdzona marka i że zawsze napiszą coś na mniej więcej ogólnym poziomie RCP?

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#110 Post autor: Mystery » ndz lut 20, 2011 20:50 pm

Brian jest awesome 8)
Obrazek

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#111 Post autor: Marek Łach » ndz lut 20, 2011 22:12 pm

Ja nie do końca rozumiem, o co Ele ma pretensje. O to że nieraz rozmowy nt. RCP przeradzają się w pyskówki - ok, zdarza się, że tutaj emocje ponoszą i tak nie powinno być.

Ale nie rozumiem np:
Ele pisze: Ale mam wrażenie że na forum jest pewna malkontentów którzy krytykują wszystko nowe co wychodzi.
Przecież wystarczy poczytać recenzje u nas na stronie (ale te spoza kręgu RCP), żeby zobaczyć, ile dobrych ocen dostają u nas nowe ścieżki. Jasne, maksy trafiają się rzadko, ale wspaniałe ścieżki też trafiają się rzadko, więc nawet odrobina krytycznego spojrzenia (która sprawia, że dajemy mocną czwórkę zamiast piątki) nie jest chyba czymś złym. Nowości to nie tylko ścieżki RCP czy quasi-RCP - to mnóstwo fajnych prac z Europy, Azji, nawet z samego Hollywoodu, i wiele z tych prac jest docenianych przez nas, "malkontentów". Wystarczy poczytać i posłuchać.
Nie będę wskazywał palce, ale serio, są tutaj użytkownicy którzy nie lubią dokładnie tego co mi się podoba.
Też nie rozumiem w czym problem. Mają zupełnie inne gusta niż Ty.
A rozpływają się nad jakimś kolejnym nudnym i trudno przyswajalnym Desplatem.
To pewnie pod moim adresem. ;) Sorry, ale argumenty o "nudzie" i "trudnym przyswajaniu" są tak skrajnie subiektywne, że w ogóle nie ma co na ich temat dyskutować. Coś Cię nudzi, ok - przyjmuję do wiadomości, ale to taka informacja, która dla konwersacji czy próby racjonalnej oceny muzyki ma niewielkie znaczenie. Mnie np. nudzi Haendel, czy ma to jakieś przełożenie na jakość jego muzyki?
Po prostu coraz trudniej mi jest przymknąć oko na to co piszecie, za bardzo się tym przejmuje, i w efekcie nie mam już takiej samej przyjemności ze słuchania.
Hmm to zależy, czy za sprawą tego co piszemy rozumiesz nasze zarzuty i dostrzegasz te rzeczy, które krytykujemy, czy po prostu przejmujesz się ot tak. :) Jeśli to drugie to niedobrze, natomiast jeśli to pierwsze, to czy jest coś złego w tym, że zaczynasz zwracać uwagę na wskazane przez nas wady i przez to cenisz muzykę mniej?
I teraz widzę że HGW jest popularnym tematem. OK, macie prawo po nim jechać. Teraz pisze słabe rzeczy, muszę się zgodzić. Ale np. w The Town uraczył mnie chwytliwym "Leaving". Napisał także niesamowitą pracę, jaką jest KoH.
Nie ma na forum chyba nikogo, kto nie lubiłby KoH. A to czy ta praca jest niesamowita czy tylko dobra, to już można polemizować.
Ok, jest smok. Lubicie smoka, ale przez fakt że Powell jest z MV delikatnie go chwalicie. Tak jakby jakiekolwiek powiązania z Zimmerem byłby skazą na karierze. Pominę tu także pewną waszą poprawność polityczność (nagroda dla Badelta).
Powell w ogóle ma u nas przyzwoite notowania, nie tylko zresztą tutaj, ale w całym internetowym światku. Bo to dobry kompozytor, z dobrą techniką, pisze taką muzykę, którą doceniamy. I zbierał od nas przyzwoite oceny na długo przed Smokiem.
Macie rację, dzisiaj większość brzmi mniej lub bardziej RCP-owo. Jednak mimo tego że nienawidzicie takiej muzyki, zrozumcie. Skoro jest to takie popularne i tak szeroko rozpowszechniane, może to się właśnie podoba najbardziej? Może Ci kolejni reżyserzy wynajmują composerów z RCP dlatego bo wiedzą że to pewna, sprawdzona marka i że zawsze napiszą coś na mniej więcej ogólnym poziomie RCP?
Ale przecież my nie ograniczamy się do stwierdzenia, że RCP jest złe bo "nam się nie podoba". W naszych recenzjach jest z reguły dość konkretna argumentacja, z którą oczywiście nie musisz się zgadzać, ale wskazujemy co i dlaczego w tej muzyce nam nie pasuje, gdzie widzimy błędy, dlaczego ta muzyka jest wg nas gorsza od innych propozycji gatunku. Jasne że na forum nieraz dyskusja z mocnymi argumentami nie ma miejsca, bo dochodzą do głosu nadmierne emocje, ale tak naprawdę czytając teksty każdego z nas i śledząc co od dawna piszemy na forum, dobrze wiesz, jakie argumenty wysuwamy przeciwko RCP.

Widzisz, skoro mówisz, że słuchasz przede wszystkim Soula i RCP to siłą rzeczy zamykasz się trochę w tym muzycznym gronie. Tutaj na forum są ludzie, którzy filmówki słuchają od kilkunastu lat, przerobili filmografie Williamsa, Goldsmitha, Morricone, przerobili cały kanon gatunku, przerobili Golden Age, przerobili sporo muzyki europejskiej, kina niezależnego i hollywoodzkiego - więc nie wiem, dlaczego się dziwisz, że na tle tego wszystkiego co niektórzy z nas słyszeli, RCP wypada blado, czy momentami nawet żałośnie. To jest kwestia perspektywy, komparatystyki. Nie chcę, żeby brzmiało to protekcjonalnie (na zasadzie Ty młodzian vs. starzy wyjadacze), bo każdy kiedyś zaczynał, każdy miał na początku jakieś fascynacje, wreszcie nie każdy musi się gatunkiem interesować "od podszewki". Ale Remote Control tak surowo oceniamy dlatego, że słyszeliśmy już tyle wspaniałej muzyki filmowej, że mamy pewne wymagania - i nie są to jakieś kosmiczne wymagania znudzonych malkontentów: po prostu wiemy, że da się pisać o wiele, wiele lepiej, niż robią to chłopcy Zimmera, i wiemy, że wcale nie wymaga to lepsze pisanie AŻ TAK wielkiego talentu. Natomiast dla mnie z kolei obrona niektórych prac RCP to dla odmiany zaniżanie standardów. Bo pamiętam, że kiedyś standardem był 13 wojownik, a dzisiaj fani RCP za standard uznają, czy ja wiem - Robin Hooda, Henry 4? A ja tu widzę przepaść, przepaść JAKOŚCI, już nie tylko stylu. W każdy razie - kwestia perspektywy.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#112 Post autor: Koper » ndz lut 20, 2011 22:30 pm

Ele pisze:Naprawdę, uwierzcie mi, istnieją osoby które słuchają filmówki i nie obchodzi ich jak bardzo naiwne i głupie granie to jest. Po prostu brzmi fajnie, słucha się tego wyśmienicie, prostota sprawia że motywy zostają w głowie na długi czas. I czasami naprawdę - musicie wyluzować. Bo po prostu psujecie frajdę innym.
A jakież to fajne motywy napisał ostatnio (pomijam już to całe B:LA bo jeszcze nie słuchałem) Brian Tyler, o którym tu mowa?
Ele pisze:Podam przykład swój: młody wiek (za kilka dni przekroczę pewną magiczna barierę, przez niektórych nazywaną jako 'dorosłość'), słucham głównie Soule'a i RCP.
To chyba trudno tu mówić o słuchaniu muzyki filmowej, której RCP jest ledwie wycinkiem (nawet jeśli w obecnych czasach mającym tak duże znaczenie w Hollywood) a Soule to w ogóle inna bajka?
Ele pisze:Nie będę wskazywał palce, ale serio, są tutaj użytkownicy którzy nie lubią dokładnie tego co mi się podoba.
Pewnie ja. :P
Ele pisze:A rozpływają się nad jakimś kolejnym nudnym i trudno przyswajalnym Desplatem.
A to jednak Łach? :D
Ele pisze:Przez to coraz trudniej mi się cieszyć z tego co słucham. Sprawia że czuję się trochę winny że słucham takiej 'dennej, słabej i kiepskiej technicznie muzyki'. Teraz, przy którymśtam słuchaniu LA myślę sobie 'wowowow, fajne to! ale w sumie, to podobno jest słabe i w ogóle nie umywa się do tej so called Prawdziwej Muzyki Filmowej'. Po prostu coraz trudniej mi jest przymknąć oko na to co piszecie, za bardzo się tym przejmuje, i w efekcie nie mam już takiej samej przyjemności ze słuchania.
Drugi Wawrzyniec rośnie? Sami cierpiętnicy wśród fanów RCP? ;) Nie bardzo Cię rozumiem, bo przecież jak wynika z Twoich własnych słów, Ty za bardzo nie słuchasz muzyki filmowej. Słuchasz głównie Soule'a i RCP. Zatem czemu się przejmujesz tym, co mówimy my - fani filmówki z czasów od Prokofiewa po ... niech będzie... Desplata? To jakbym ja się przejmował, że fanom zespołu A-ha nie podoba się muzyka Johna Barry'ego.
Ele pisze:Naprawdę, nie wiem czy kiedykolwiek będzie jakiś score który będzie się podobał i nam młodym, i wam starym.
Przecież jest niejeden taki score? Gladiatora chyba lubisz?
Ele pisze:Ok, jest smok. Lubicie smoka, ale przez fakt że Powell jest z MV delikatnie go chwalicie.
?? Chyba nie do końca napisałeś to, co chciałeś, nie mniej to skąd jest Powell, nie ma wpływu na ocenę jego scoru.
Ele pisze:Tak jakby jakiekolwiek powiązania z Zimmerem byłby skazą na karierze. Pominę tu także pewną waszą poprawność polityczność (nagroda dla Badelta).
No to już w ogóle śmieszne określenie. Polityczna poprawność, pfff... Badelt dostał bo płodził dużo i na zaskakująco przyzwoitym poziomie. Jego scory z ostatnich lat były raczej kiepskie a w 2010 pozytywnie zaskakiwał. To czy jest ex-chłopcem z MV nie ma nic do rzeczy. Gdyby to pisał nie on, a Beltrami, to Beltrami miałby tę nominację i co wtedy? Pisałbyś o politycznej poprawności? Wszystkim fanom RCP wydaje się, że to studio Zimmera to pępek świata?
Ele pisze:Macie rację, dzisiaj większość brzmi mniej lub bardziej RCP-owo. Jednak mimo tego że nienawidzicie takiej muzyki, zrozumcie. Skoro jest to takie popularne i tak szeroko rozpowszechniane, może to się właśnie podoba najbardziej? Może Ci kolejni reżyserzy wynajmują composerów z RCP dlatego bo wiedzą że to pewna, sprawdzona marka i że zawsze napiszą coś na mniej więcej ogólnym poziomie RCP?
na ten temat Marek już Ci szerzej napisał i nie będę po nim powtarzał.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Ele
Początkujący orkiestrator
Posty: 626
Rejestracja: ndz maja 17, 2009 16:05 pm

#113 Post autor: Ele » ndz lut 20, 2011 23:51 pm

O to że nieraz rozmowy nt. RCP przeradzają się w pyskówki - ok, zdarza się, że tutaj emocje ponoszą i tak nie powinno być.
Mnie troszkę poniosły emocje. Sorry
Przecież wystarczy poczytać recenzje u nas na stronie (ale te spoza kręgu RCP), żeby zobaczyć, ile dobrych ocen dostają u nas nowe ścieżki. Jasne, maksy trafiają się rzadko, ale wspaniałe ścieżki też trafiają się rzadko, więc nawet odrobina krytycznego spojrzenia (która sprawia, że dajemy mocną czwórkę zamiast piątki) nie jest chyba czymś złym. Nowości to nie tylko ścieżki RCP czy quasi-RCP - to mnóstwo fajnych prac z Europy, Azji, nawet z samego Hollywoodu, i wiele z tych prac jest docenianych przez nas, "malkontentów". Wystarczy poczytać i posłuchać. ]
Troszkę razi mnie 3 dla nowej Narnii i Trona - oba oceniłbym znacznie wyżej.
Sorry, ale argumenty o "nudzie" i "trudnym przyswajaniu" są tak skrajnie subiektywne, że w ogóle nie ma co na ich temat dyskutować
Są subiektywne. Ja słucham muzyki filmowej bo sprawia mi ona przyjemność. Nawet najlepszy doskonały uber hiper super score który jest dojrzały i w ogóle świetny, ale znudzi i zmęczy mnie niesamowicie, nie dostanie ode mnie dobrej oceny.
czy za sprawą tego co piszemy rozumiesz nasze zarzuty i dostrzegasz te rzeczy, które krytykujemy
Rozumiem zarzuty. Czasami nie dostrzegam tych rzeczy. Mówicie że akcja w w tym konkretnym przykładzie - Battle LA - jest toporna. Dla mnie to bardzo przyjemne potężne orkiestrowe granie. Potem patrzę, widzę komentarz w stylu 'eletroniczne plumkadełko' (o Hymnie) i myślę sobie: No ok, chociaż nie wiem co oni w tym takiego złego widzą, przecież to fajny kawałek!
że słuchasz przede wszystkim Soula i RCP to siłą rzeczy zamykasz się trochę w tym muzycznym gronie.
To nie znaczy że słucham tylko tego. I nie, nie zamykam się w tym gronie, wręcz przeciwnie - często rzucam się na inne score-y zupełnie nieznanych mi composerów. I staram się do nich podchodzić obiektywnie, a nie myśleć "To nie Soule/RCP, pewnie będzie słabe!". A czasami odnoszę wrażenie że wy tak robicie. Potracie skreślić totalnie najnowszego Lorne'a czy kogośtam, dlatego bo nie ma na koncie żadnych dobrych prac + podaje Zimmerowi kawę.
A jakież to fajne motywy napisał ostatnio (pomijam już to całe B:LA bo jeszcze nie słuchałem) Brian Tyler, o którym tu mowa?
Nie pisałem wtedy konkretnie o LA, jeżeli o tym mowa, ale Tyler pisał fajne motywy w Timeline, Expendables, Dragonball, Children of Dune, The Lazarus Project (chyba mój jego ulubiony score) i cośtam jeszcze by się znalazło.
Ty za bardzo nie słuchasz muzyki filmowej. Słuchasz głównie Soule'a i RCP. Zatem czemu się przejmujesz tym, co mówimy my - fani filmówki z czasów od Prokofiewa po ... niech będzie... Desplata?
Nie róbcie ze mnie teraz osoby która słucha tylko tego. Znam o wiele więcej niż to, podałem tylko przykład siebie jako osoby która słucha RCP i naprawdę w większości lubi dokonania tejże wytwórni. Co nie oznacza że mam klapki na oczach i nie dotykam Desplata czy innych, nie róbcie ze mnie takiego outsidera.

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10445
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

#114 Post autor: Ghostek » ndz lut 20, 2011 23:51 pm

Przesłuchałem Battle: LA i muszę przyznać, że to solidny score.
Brian stylistycznie nic nowego nam nie pokazał, ale tematy całkiem ładne. Całkiem przyjemnie słucha się również chóru, choć zbyt błyskotliwie Tyler się nim nie posłużył. Ogólnie rzecz biorąc, solidna porcja rozrywki, która mam nadzieje znajdzie swoje odzwierciedlenie w filmie.
Btw... pierwsze dwa kawałki miażdżą cyce :)
Obrazek

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#115 Post autor: Wawrzyniec » pn lut 21, 2011 00:39 am

Koper pisze:Drugi Wawrzyniec rośnie?
Dlatego też Was nie zdziwi, że się z wypowiedzią Ele w 2/3 zgadzam.
Chociaż i tak raczej marny ze mnie obrońca, gdyż Tylera nie lubię i sam tutaj sobie po nim pojeździłem, więc tutaj porozumienia nie znajdziemy, ale co do reszty podpisuję się pod tym.

Gdyż Panowie z całym moim wielkim szacunkiem wobec i faktem, że naprawdę Was lubię to jednak z bólem serca stwierdzam, że jesteście w pewnym sensie hipsterami muzyki filmowej :?

Wystarczy zresztą spojrzeć na FILMMUZY z ostatnich lat, zawsze pod prąd, zawsze przeciwko mainstreamowi. Czasami naprawdę ta strona kojarzy mi się z europejskimi festiwalami filmowymi, gdzie się liczy tylko "wielka artystyczna sztuka", a jak ktoś wspomni o Hollywood to wszyscy się obruszają, jakby im splunięto w twarz.

Oczywiście wystawiacie dobre oceny, ale często najczęściej jednak europejskim score'om i oby nie były z mainstreamu. Malkontentami to jesteście wobec znanych nazwisk i większych projektów... Może nie tyle co malkontentami, ale jesteście strasznie surowi. Od tzw. "wielkich nazwisk" wiadomo wiele się wymaga, trochę więcej, ale czasami naprawdę to oczekujecie, że każdy ich score będzie arcydziełem. I w sumie to np. Williams nie ma u Was łatwo :wink: Za to mniej znanym a już w szczególności europejskim, najlepiej z Francji czy Hiszpanii kompozytorom to dajecie sporą taryfę ulgową.

Nie mam nic przeciwko doceniania mniej znanych score'ów i kompozytorów. Tak też nie mam nic do wysokiego oceniania mniej znanych, bardziej niezależnych score'ów, ale wszystko w ramach zdrowego rozsądku. Szczerze, gdybym z ostatnich lat słuchaj tej tylko "dobrej muzyki" to bym się za... (no wiadomo co :wink: ). Wszystko musi mieć swoje granice. Tak samo jak ja po ponad 10 dniach obcowania z tzw. kinem ambitnym, artystycznym, zaangażowanym, mam ochotę na jakiegoś dobrego blockbustera.

Oczywiście to ładnie brzmi, że ktoś ma inny gust, są różne gusta i w ogóle bardzo pięknie. Ale niestety czasami naprawdę odnoszę wrażenie, że to jest na zasadzie "OK, masz po prostu inny gust... Ale i tak to ja mam rację". Niestety ale w swoim życiu już często spotkałem się z tzw. "psuedoartystami" i "osobami nawiedzonymi", wielkimi miłośnikami kina, którzy dyskutowali o najnowszych filmach jakiegoś wenezuelskiego reżysera. I broń Boże musiałem uważać, żeby nie wspomnieć o mojej "świetej czwórcy" "Lucas, Spielberg, Cameron, Nolan", gdyż od razu wtedy słyszałem teksty, o hollywoodzkim gównie, że to nie jest prawdziwa sztuka i takie tam sranie w banie. :roll:
I czasami niestety, ale podobne objawy hipsterstwa widzę na stronie i na forum.

I naprawdę muszę się przyznać, że mam też paru znajomych, którzy też słuchają filmówki, dla Was to pewnie amatorzy :) Ale tak jak kiedyś polecałem stronę i forum filmmusic.pl, tak teraz przynajmniej forum odradzam, co by nie zatracili tej radości jaką czerpią z tej muzyki, którą słuchają. Gdyż naprawdę, ale sami musicie przyznać, że czasami jesteście ostrzy i bardzo wymagający od innych.


Ok, jest smok. Lubicie smoka, ale przez fakt że Powell jest z MV delikatnie go chwalicie. Tak jakby jakiekolwiek powiązania z Zimmerem byłby skazą na karierze. Pominę tu także pewną waszą poprawność polityczność (nagroda dla Badelta).


Powell w ogóle ma u nas przyzwoite notowania, nie tylko zresztą tutaj, ale w całym internetowym światku. Bo to dobry kompozytor, z dobrą techniką, pisze taką muzykę, którą doceniamy. I zbierał od nas przyzwoite oceny na długo przed Smokiem.
O Powellu to nawet ja już chyba kiedyś pisałem, że jakoś niechętnie się wspomina skąd on się wywodzi, tak samo jak nie wspomina się udziału Howarda przy Batmanach. Normalka :) A z Badeltem to i ja miałem swoje wątpliwości i odczuwałem jakiś haczyk w tej nominacji. Chociaż ja się bardziej sugerowałem faktem, że Badelt porzucił RCP, co mu dało +30 punktów szacunku :wink:

W sumie ode mnie na razie tyle i jak kogoś obraziłem, to najmocniej przepraszam :)

P.S. Mystery, na tym zdjęciu co zapodałeś, to tylko Tyler zdaje się uśmiechać, gdyż uśmiech Williamsa, jakiś taki nie do końca przekonywujący, ale mu się wcale nie dziwię :wink:
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#116 Post autor: Marek Łach » pn lut 21, 2011 01:08 am

Nigdy Cię do końca nie zrozumiem. ;) Na przykład kompletnie nie mogę zrozumieć Twoich kryteriów "mainstreamu". Bo piszesz, jak to idziemy w Filmmuzach na przekór mainstreamowi, ale ja patrzę na tegoroczną stawkę i widzę 3 mainstreamowe tytuły w "Najlepszej muzyce" (superprodukcja TLA, przeznaczony dla masowego widza HTTYD, no i Daybreakers do wypromowanej na cały świat produkcji w gwiazdorskiej obsadzie), w utworach widzę praktycznie głównie mainstream (Alicja, Incepcja, Karate Kid, TLA, HTTYD, również Daybreakers), nawet w odkryciach, mimo że ostatecznie wygrał Malo, dominował też mainstream (TSN, Tron). Więc tak 70% nominacji to mainstream i jego okolice. :P Oczywiście można dyskutować, czy taki Autor Widmo to też nie jest tak naprawdę coś z pogranicza mainstreamu, no ale to już kwestia kryteriów.

Ogólnie mam wrażenie, że macie tendencje do strasznego histeryzowania, jeśli chodzi o muzykę spoza produkcji typu Bay, Cameron czy Nolan (bo chyba aż tak wąskie rozumienie mainstreamu tutaj proponujesz, moim zdaniem błędnie). Ja na przykład nie uważam, żeby za wyjątkiem Room in Rome i może Babies, którakolwiek z ostatnich 20 recenzji na naszej stronie dotyczyła muzyki "artystowskiej". Tak naprawdę te wszystkie Buried, Secret in your eyes, Desplaty to nie są jakieś wzniosłe artystyczne dokonania, które wymagałyby bóg wie jakiego wysiłku intelektualnego, jaki zdajecie się im przypisywać. Męczyć się intelektualnie można przy cięższych Herrmannach, przy Corigliano, przy Fieldingu - ale przy tych score'ach które ostatnio promowaliśmy? Bez przesady, no chyba że oceniamy "trudność" odsłuchu na tle odmóżdżających Transformerów, ale ja nigdy nie kojarzyłem rozrywki z totalnym wyłączeniem mózgu.

Dlatego uważam, że popadacie w jakąś histerię i wyolbrzymiacie cechy tych europejskich ścieżek, chyba dlatego, że mają łatkę "europejskie". ;) Jak to jest trudna, ambitna muzyka, to awangarda Northa jest chyba kakofonią rodem z obcej planety.

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#117 Post autor: Tomek » pn lut 21, 2011 01:38 am

Muszę wtrącić swoje trzy grosze do dyskusji :) W końcu to ja jestem chyba tym największym RCP-haterem, prawda? :)

Doskonałego posta napisał Marek Łach, więc trudno coś nowego napisać w tej sprawie. Mamy tu postawy ludzi, którzy otwarcie przyznają się, że słuchają jedynie RCP albo słuchają jedynie muzyki filmowej 'obok'. Jednocześnie macie pretensje do osób, które (uwierzcie) słuchają przekrojowo CAŁEJ współczesnej czy starej muzyki filmowej, że mamy inne GUSTA i inne spojrzenie. My - 'weterani' (choć może kilka, kilkanaście ledwie lat starsi) - nie ograniczamy się do gatunków. Jeżeli przesłuchałeś w życiu 500, 1200, 2000 ścieżek dźwiękowych możesz mieć pewien obraz, punkt odniesienia, w którym niechybnie porównujesz to co ukazuje się teraz, raz z tym co dany kompozytor tworzył już w swojej karierze, dwa - z tym co zostało stworzone już w danym podgatunku (epika, dramat, s-f, komedia itp.), trzy - z ogólną kondycją współczenej muzyki filmowej czy przede wszystkim - jej historii. Jak Marek i Koper pisali, swoje racje przeważnie staramy się argumentować, porównywać, wskazywać na słabe punkty. Jeżeli siedzisz w czymś kilka albo kilkanaście lat nie interesuje cię, czy to zaledwie 'fajnie się słucha'. To tak jak z muzyką rozrywkową czy klasyczną. Jest Feel i Pink Floyd, jest Rubik i Górecki. Jednych słuchają miliony (im się to 'fajnie słucha'), drugich dużo mniejsze zastępy (ale oni się tym fascynują). Odpowiedzcie sobie sami, co/kto w ogólnym rozrachunku prezentuje wyższą klasę, sztukę użytkową, poziom, uznanie, szacunek, kogo jak oceni historia? Skoro ograniczacie się jedynie do zamkniętej grupy i strefy, dziwne są Wasze pretensje.

Jak Marek dobrze napisał, każdy kiedyś zaczynał. Tyle, że nie pamiętam, że wchodząc na jakieś strony (oczywiście wtedy internet był dużo bardziej raczkujący a polskie strony czy fora nie istniały po prostu), po osobistym stwierdzeniu, że "Twierdza" jest naprawdę świetna, naraz widząc niską ocenę dla tej ścieżki nie robiłem rewolucji i rabanu, że przecież to jest takie fajne! Jak ktoś mógł coś takiego napisać! Czytałem ARGUMENTY przeciw, próbując zrozumieć co jest nie tak?

Dzisiaj jest trochę inaczej. Popatrzmy na coś takiego jak recenzja niesławnego "Robin Hooda" Marka Łacha. Znakomiecie zargumentowana. I co? Wojna na forum i pod recenzją. Mam wrażenie, że młodsi koledzy nie chcą czytać i diagnozować/analizować podstawianych im pod nos argumentów. Lepiej jest narobić boruty i nakrzyczeć. No ale dziś takie możliwości dają fora i internet.

To nie tak, że my krytykujemy wszystko co nowe się ukazuje. Pokazujemy jedynie, że poza wąskim nurtem komercyjnej papki, którą produkuje Hollywood jest o WIELE więcej ciekawego do odkrycia (również w Hollywood!) i zaoferowania. Szczególnie rozczarowujące są argumenty Wawrzyńca, który zarzuca hipsterowość i krytykę mainstreamu. Wawrzyńcze, pytam się Ciebie otwarcie, czy ty w ogóle zadajesz sobie trud słuchania czegokolwiek poza tym mainstreamem??? Poza swoją "comfort zoną"? Bo wydaje mi się, że nie. Stąd ten śmieszny post pod wynikami Filmmuz... Post ignorancki, w którym rządane czy też "radzone" jest nagrodzenie mainstreamu (!!!), przy jednoczesnym braku argumentów. Czy zadałeś sobie trud na przykład w 2010 roku zapoznania się z pracami np. Armanda Amara, Antona Sanko, Andrea'i Guerry, Victora Reyesa, Paula Cantelona, Maxa Richtera, Jonny Greenwooda, Jocelyn Pook, Naoki Sato, Nuno Malo itd.? Proszę o szczerą odpowiedź. My oprócz tej hipsterowości słuchamy Zimmera, Howarda, Newmana, Portman, Giacchino, Iglesiasa, Silvestriego, Marianelliego, Desplata i wielu wielu innych z szroko pojętego mainstreamu. Nie jesteśmy żadnymi "hipsterami", porównujemy tylko co w obecnej dobie produkuje i oferuje Hollywood, i niestety raczej przegrywa pod kątem jakości, oryginalności, słuchalności, z tym co produkuje się poza nim. To nie tylko nasza, fm.pl odosobniona opinia. Tej opinii są nawet amerykańscy recenzenci czy obserwatorzy branży. Takie mamy czasy. Gdyby to były lat 90-te czy wczesne 2000, bezdyskusyjna byłaby hegemonia Hollywoodu na mapie muzyki filmowej. Niestety dziś tak nie jest. A ty zarzucasz, że nie idzie się z mainstreamem?
Obrazek

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#118 Post autor: Wawrzyniec » pn lut 21, 2011 02:57 am

Wszystko bardzo ładnie, bardzo pięknie i przyjmuję z pokorą Wasze argumenty, tylko czy muszą one być aż tak strasznie ex cathedra?
Ja nie wątpię, że przesłuchaliście dużą ilość soundtracków, ale też już minęły te czasy, kiedy potulnie się zgadzałem, że znam 2 kompozytorów na krzyż.
I dlatego też właśnie znajomym, którzy nawet nie słuchają dużo RCP, ale chociażby Williamsa, czy Hornera, boję się polecać forum do zagłębiania wiedzy, przez tę właśnie "niesamowitą" różnicę i granicę.

Tomek pisze: To tak jak z muzyką rozrywkową czy klasyczną. Jest Feel i Pink Floyd, jest Rubik i Górecki. Jednych słuchają miliony (im się to 'fajnie słucha'), drugich dużo mniejsze zastępy (ale oni się tym fascynują). Odpowiedzcie sobie sami, co/kto w ogólnym rozrachunku prezentuje wyższą klasę, sztukę użytkową, poziom, uznanie, szacunek, kogo jak oceni historia? Skoro ograniczacie się jedynie do zamkniętej grupy i strefy, dziwne są Wasze pretensje.
Ciekawy argument, ale przez tą hiperbolę dość obrażający i raczej nie rokujący ma znalezienie wspólnego głosu. Najłatwiej porównywać skrajnościami. I znowu mamy sytuację ex cathedra: My słuchający Góreckiego, Wy słuchający Rubika. Raczej nie akceptuję tego.
Tomek pisze: Szczególnie rozczarowujące są argumenty Wawrzyńca, który zarzuca hipsterowość i krytykę mainstreamu.
Tak, przykro mi.

Tomek pisze:Wawrzyńcze
Słucham?

Tomek pisze:, pytam się Ciebie otwarcie, czy ty w ogóle zadajesz sobie trud słuchania czegokolwiek poza tym mainstreamem???
Chodzi o teraźniejszość, czy przeszłość? Gdyż jak teraźniejszość, to już przestałem się bawić w słuchanie i oglądanie czegoś co wypada, lub po to, aby się pewnej grupie przypodobać. Zależy co się trafi, ale szczególnie za nie wiadomo czym nie poluję, już nie.
Tomek pisze:,Poza swoją "comfort zoną"? Bo wydaje mi się, że nie.
Muzyka, film - oczywiście to sztuka, ale też nie zapominajmy, że obie te dziedziny były i są dalej przede wszystkim rozrywką, przyjemnością. Co mi da obcowanie z "wielką sztuką", czy też będę nie wiadomo jak "natchniony", skoro mi to nie sprawia przyjemności, nie porusza do refleksji, a co gorsza męczy i nuży?
Tomek pisze:Stąd ten śmieszny post pod wynikami Filmmuz...

Nie miał być śmieszny, ale cieszę się, że dostarczyłem trochę radości :)
Tomek pisze:Post ignorancki, w którym rządane czy też "radzone" jest nagrodzenie mainstreamu (!!!), przy jednoczesnym braku argumentów.
Już tak nie dramatyzujmy. Ja nie żądam nagradzanie "mainstreamu", jedynie tylko się dziwię nagradzanie i nazywanie "odkryciem" score'u, który nie jest odkrywczy. Oczywiście rozumiem Was i znam Waszą tęsknotę za klasycznymi score'ami i starymi dobrymi czasami, ale nie wiem czy kierowanie się nostalgią było w tek kategorii akurat słuszne, szczególnie jeżeli chodzi o muzykę z 2008 roku. We wszystkich innych kategoriach rozumiem, kierowanie się nostalgią i nie mam nic przeciwko temu, ale w tej jednej nie, przykro mi.
Tomek pisze:Czy zadałeś sobie trud na przykład w 2010 roku zapoznania się z pracami np. Armanda Amara,
Nie.

Tomek pisze:Antona Sanko
Sample na Amazon. Chyba Mystery i Bucholc rozmawiali o tym scorze, przy ocenianiu okładki. Bucholcowi chyba się nie podobała.
Tomek pisze:Andrea'i Guerry,
Widziałem "Listy do Julii", od taki średni film, ale Włochy ładnie ujęte. Muzyka chyba też dawała radę.
Tomek pisze:Victora Reyesa,
Brzmi Latynosko, a to mnie trochę zniechęca. Do tego, filmu tego mi się nie chciało oglądać, choć chyba na klaustrofobię nie choruję.
Tomek pisze:Paula Cantelona
Widziałem "Motyl i Skafander" (dobry film) "W' (słaby film) "Kochanice Króla" (słaby film) i jakoś nie zachęciła mnie muzyka w tych obrazach do zapoznawania się głębie z dyskografią tego pana.
Tomek pisze:Maxa Richtera
Tak.
Tomek pisze:Jonny Greenwooda,
Chyba, nie pamietam.
Tomek pisze:Jocelyn Pook
Po tej "promocji" i wrzawie na forum musiałem poznać :) O może być, ale wolę "Kupca Weneckiego" może przez sentyment do tego miasta.
Tomek pisze:Naoki Sato
Od tego jest Mystery :) Poznałem kilka prac, ale nie zostałem przekonany innych japońskich kompozytorów uwielbiam i innych odkrywam. Z panem Sato dałem sobie spokój.
Tomek pisze:Nuno Malo
Ani "Backlight" ani "Assalto ao Santa Maria" nie słyszałem
"Amalię" z 2008 roku znam tylko z filmu, który widziałem, już jakiś czas temu na przyjęciu u moich dalekich znajomych, którzy są takimi wielbicielami kultury latynoskiej, Hiszpanii, Portugalii i Ameryki Południowej jak ja Johna Williamsa i Hansa Zimmera :) Szkoda, że ten ich dvdrip nie miał napisów w jakimś ludzkim języku, więc tylko sobie oglądałem go, nie do końca wszystko rozumiejąc. A muzyka ładna była, to fakt, ale nie odkrywcza, to drugi i mój fakt ;)
Tomek pisze:Proszę o szczerą odpowiedź.
Właśnie jej udzieliłem, szczera do bólu i mam nadzieję nie arogancka i ignorancka.
Tomek pisze:My oprócz tej hipsterowości słuchamy Zimmera, Howarda, Newmana, Giacchino, Silvestriego,
Prawidłowo.
Tomek pisze:Nie jesteśmy żadnymi "hipsterami"
Nie napisałem, że w 100% jesteście, ale czasami Wasze wychwalanie pod niebiosa "europejskich ścieżek" i częste brutalne miażdżenie "ścieżek amerykańskich/mainsteamowych", sprawia, że skojarzenia z opiniami jury i widowni na "prestiżowych" festiwalach filmowych nie są bezpodstawne.
Tomek pisze:porównujemy tylko co w obecnej dobie produkuje i oferuje Hollywood, i niestety raczej przegrywa pod kątem jakości, oryginalności, słuchalności, z tym co produkuje się poza nim. To nie tylko nasza, fm.pl odosobniona opinia. Tej opinii są nawet amerykańscy recenzenci czy obserwatorzy branży. Takie mamy czasy. Gdyby to były lat 90-te czy wczesne 2000, bezdyskusyjna byłaby hegemonia Hollywoodu na mapie muzyki filmowej. Niestety dziś tak nie jest. A ty zarzucasz, że nie idzie się z mainstreamem?
Z jednej skrajności w drugą, nie tędy droga. Postaram się to wytłumaczyć obrazowo, gdyż się nie rozumiemy i niestety przypomina mi to właśnie moje pamiętne kółka dyskusyjne filmowo, gdzie nadaremnie próbowałem przekonać, że nie mam nic do kina z poza "mainstreamu" i czasami oglądam sobie coś ambitniejszego, ale lubię też zwykłą rozrywkę. Na co słyszałem, że oglądam gówno i że to co oni oglądają jest wyłącznie dobre.

Dobra obrazowy przykład o co mi chodzi:

Dla Was w 70% aktualna mainstreamowa, hollywoodzka, czy jak ją zwał muzyka filmowa, to ściek. I ja Wam nie zarzucam, że nie płyniecie z tym ściekiem i chwalicie, jak ładnie pachnie. Nie zarzucam Wam też, że płynięcie pod prąd i mimo smrodu i syfu jaki dostaje się do Waszych ust, dalej podążacie pod prąd. Ja tylko krytykuje, że ile razy wejdziecie w ten ściek po pas, to reagujecie z odrazą jakbyście nurkowali w nim godzinami, wspominając co chwile, że woda gdzie indziej jest taka czysta, a kiedyś to w ogóle wszędzie się można było kąpać.



O proszę za 5 godzin muszę wstać, a jeszcze się nie położyłem spać, ale po prostu musiałem, jakoś zareagować skoro grono pedagogiczne wezwało mnie skromnego ucznia do tablicy ;) Mam nadzieję, że przynajmniej otrzymam ocenę dostateczną? ;)

P.S.
Tak naprawdę te wszystkie Buried, Secret in your eyes, Desplaty to nie są jakieś wzniosłe artystyczne dokonania, które wymagałyby bóg wie jakiego wysiłku intelektualnego, jaki zdajecie się im przypisywać. Męczyć się intelektualnie można przy cięższych Herrmannach,
Herrmann aż taki ciężki jest :? Nie znam całej jego dyskografii, ale np. takie "Psycho", "Twisted Nerve", "Vertigo" "Sisters" czy moje ulubione "The Day The Earth Stood Still" to fajne score'y i więcej mam przyjemności z ich słuchania niż chociażby "Last Caution" "Benjamina Buttona", czy też tego najnowszego "Pottera". "Buried" nie znam, więc się nie wypowiadam.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#119 Post autor: Tomek » pn lut 21, 2011 07:21 am

Wawrzyńcu, myślałem, że poza dawką sarkazmu napiszesz coś ciekawszego. Masz rację, wspólnego języka raczej nie znajdziemy, i niech już tak zostanie :)
Obrazek

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#120 Post autor: Mystery » pn lut 21, 2011 11:41 am

O czym Wy w ogóle rozmawiacie :P

Robimy film o inwazji alienów na LA i potrzebujemy przebojowego, bombastycznego scoru. Co robimy? Bierzemy Briana Tylera. Co robi Brian Tyler? Dostarcza nam go. Oczywiście wszelkie obawy co do wielkości zawartości soundtracka sprawdziły się. Tych których nudziły Fast & Furious czy Expendables i nie znaleźli tam nic dla siebie, nie mają tu absolutnie czego szukać i marnować swego cennego czasu. Po prze selekcjonowaniu materiału, soundtrack trwa u mnie 47 minut i zabawa jest nieziemska. Jest to typowe brzmienie Briana Tylera, a wszelkie głosy, że Battle LA brzmi jak Transy są niezwykle przesadzone i stanowią zbyt duże pochlebstwo w stosunku do Jablonsky'ego, oj chciałby Steve mieć w swoich szeregach takie efektowne kawałki jak "Redemption". Jak dobrze wiemy jako kompozytor Brian nigdy nie miał za wiele do zaoferowania, ale jako sprawny muzyk znający wszelkie prawidła różnorakich brzmień, zawsze to przysłaniał i nadrabiał wszelkie ułomności świetnymi orkiestracjami, tutaj jest nie inaczej.
Temat przewodni to wykapany Tyler, melodia z rzędu z rzędu Expandables czy Egle Eye, mało oryginalna, bardzo prościutka, ale niezwykle chwytliwa, działająca i świetnie aranżowana (Command And Control Center!), choć używana ze zbyt dużą częstotliwością, niesie praktycznie każdy utwór akcji. O ile do akcji, która mimo, iż została oparta na wszelkich sprawdzonych schematach tego kompozytora i wydaje się być najbardziej dojrzała w jego karierze, przyczepić się za bardzo nie można, to jak zwykle kolejny raz u Tylera zawodzi liryka. Wolniejsze momenty z "Elegy" na czele są okropnie nudne i zamiast dawać chwilę wytchnienia tylko męczą. Co do chórów to te dodały muzyce energii oraz kolorytu i stanowią tylko dodatkową atrakcję tego scoru, odróżniając trochę tą pracę od poprzednich jego "dzieł" i dodając jej odrobinę świeżości.
Oczywiście jestem świadom wielu wad tej pracy, ale moim zdaniem Brian zrobił to co do niego należało i odwalił kawał porządnej roboty, zapewne adekwatnej do poziomu takiego filmu, a już to jak wywija na gitarze czy perkusji, to tylko przyklasnąć.

ODPOWIEDZ