Akurat, to że nie ma genezy to plus, ileż można to wałkować, to samo będzie w F4, od razu jesteśmy wrzuceni do tego świata i teraz rola twórców, jak głęboka będzie to woda, bo moim zdaniem w przypadku Supermana za wiele razy była zbyt głęboka. Np ten Justice Gang, kim oni są, jakie mają moce, nie wiadomo, o Hawkgirl w ogóle nic nie było i jej miny i okrzyki wręcz denerwowały. O dziwo, nie wiele tu humoru, nie pamiętam, żebym się w ogóle śmiał, bardziej byłem rozbawiony gagami na dalszym planie, tu Pacemaker w roli experta jako gość w studio, albo w poważnej scenie Zielona Latarnia naparza w oddali bejsbolem kosmiczny byt, ale bo jego tekst w innej scenie, gdzie poważnie pyta, "masz harem?"

, ogólnie pocieszna postać i fajnie będzie ją zobaczyć w powstającym serialu o Latarniach. Podobał mi się ten kolorowy komiksowy świat, ale Gunn za wiele razy przesadzał, np ten pocket universe, z więzieniem na influencerów i armią małp troli piszących hejt na Supermana... Ogólnie w tym filmie działo się tak dużo, że można zatrzymać przy tak wielu rzeczach (Krypto, Kentowie, Jimmy Olsen, Guy Gardner, Metamorpho, Lex, Ultraman), że listy plusów i minusów, byłby naprawdę pokaźne, bo niestety nie każdy aspekt się tu udał.