Film na pewno lepszy od dwóch ostatnich, ogląda się go przyjemnie, robotę robią przede wszystkim nakręcenie go na taśmie filmowej 35 mm co jest dziś niestety rzadkością - Spielberg tak zrobił jedynkę - oraz świetne efekty (wow

) i plenery, plaże i doliny w Tajlandii (wspomagane tłem z CGI), plus sporo akcji co wpisuje film w klimat Lost World. Alien-Dino z finału jest mega słaby i niewykorzystany, plus wygląda jak z finału Aliena Resurekcji, co jest komiczne. Fabuła oklepana do bólu i dziecinna - po 20 minutach filmu wiemy dokładnie kto zginie (no ok, Czarny nie ginie tym razem jako pierwszy, no ale to zrobili pod woke Amerykanów), jak się film skończy, kto jest złym, kto i kiedy zejdzie na Dobrą Stronę Mocy...
Muzyka sobie gra, robi tło, podłożona wyraźnie, tylko że nie robi żadnych emocji, jest kompletnie bezpłciowa, poza sceną z łodzią przy polowaniu na pierwszego wieloryba znaną z singla. Wstawki z Williamsa są wstawione w 2/3 w idiotycznych miejscach - np rozmawiają sobie na łódce dwie osoby w nocy w ciszy o dupie marynie bez związku z dinozaurami, a w tle leci wolny aranż tematu Parku (wtf

). Jedyne muzycznie miejsce, gdzie muzyka w całym filmie serio robi robotę, to długa i piękna scena na słynnej polanie Thab Prik na Krabi (gdzie Edwards nakręcił też sceny w Creatorze), z długimi godami wielkich dinozaurów (szkoda że Edwards nie miał jaj pokazać jak się ruchają

), tyle że to... temat Williamsa w pełnej orkiestrowej krasie. Także muzyka jest ogólnie dobrym, orkiestrowym rzemiosłem, ale słabe, że kompozytor tego formatu z takim talentem do melodii nie zrobił tutaj żadnego wyraźnego swojego tematu i że po 2 minutach każdą scenę muzycznie się zapomina. No i fajnie było na początku posłuchać w oryginale prawie 15-letnie już logo Universalu w aranżu Briana Tylera

bo rzadko jest na to okazja w filmach Universalu ostatnio, które na tym logo od razu zaczynają z oryginalnym scorem najczęściej
O albumie już pisałem, fatalnie wydany, ponad połowę do wyrzucenia z automatu. Jego prezentacja znacznie osłabia ten score, który i bez niego przecież i tak nie jest żadnym wielkim dziełem w filmie. Valerian znacznie lepszą robotę robił w filmie, jak i na płycie. Cóż, Olek dalej nie bardzo umie pamiętliwie w przygodowe blockbustery
Gjaczino w Jurajskiej serii zrobił to znacznie lepiej. Piszę to z żalem, bo jednak Olek u mnie jest wyżej rangą niż Majkel i mam więcej jego płyt na półce.