Robin Carolan - Nosferatu (2024)
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
W.D.: Staram się trzymać jak najdalej
od polityki, jeśli chodzi o interpretacje
filmów.
R.E.: Nie żyjemy w próżni. Trzeba zakła-
dać, że współczesne wydarzenia w jakiś
sposób wpłyną na film, niezależnie od
tego, czy się tego chce, czy nie. I szczerze
mówiąc, cieszy mnie to, bo inaczej to był-
by problem – wtedy robiłbym filmy skie-
rowane do XIX-wiecznych latarników,
wikingów i wiktorian, a niewielu z nich
zostało, by je oglądać (śmiech).
Willem, dlaczego poczułeś,
że to dobry czas, żeby opowiedzieć
historię Nosferatu ponownie?
W.D.: Przede wszystkim to kwestia tego,
że reżyserem jest Robert. Pracowałem
z nim już kilka razy [wcześniej przy „The
Lighthouse” i „Wikingu” – red.] i zawsze
były to fenomenalne doświadczenia.
Wiedziałem, że to projekt, który jest dla
niego bardzo ważny, że poświęca mu wie-
le lat życia, więc kiedy zaproponował mi
tę rolę, odpowiedziałem: „Super, wcho-
dzę w to”. Dopiero potem przeczytałem
scenariusz, ale na szczęście bardzo mi się
podobał (śmiech). Muszę też zaznaczyć,
że Robert bardzo pomaga aktorowi przy-
gotować się do roli. W przypadku „Nosfe-
ratu” dawał mi wspaniałe materiały do
nauki, które lepiej pozwoliły mi zrozu-
mieć tę postać i jej motywacje. Gram le-
karza, więc Robert podsuwał mi to, co mój
bohater mógł wtedy, w XIX w., czytać, ja-
kie nowinki i rewelacje ze świata medycy-
ny mogły na niego wpływać.
Zagrał pan prof. Albina Eberharta
von Franza, eksperta od okultyzmu.
W okultyzm też się pan zagłębiał
na potrzeby roli?
W.D.: Robert był z tematem okultyzmu
za pan brat i mówił mi o wielu kwestiach.
Co nie zmienia faktu, że w tekście sce-
nariusza jest wiele odniesień do rzeczy,
których tak naprawdę nie rozumiałem
ani nie wiedziałem, skąd pochodzą
i o co w nich chodzi. Musiałem więc
dowiedzieć się, o czym mówię. Mam
też osobiste ciągoty do tych tematów,
bo od zawsze interesowały mnie sprawy
związane z życiem pozafizycznym.
Lubi pan mieć dokładnie rozpracowaną
postać?
W.D.: Od tego się zaczyna budowanie
roli, dopiero potem dochodzą elemen-
ty zewnętrzne, jak kostiumy i rekwizyty.
Kiedy masz jedno i drugie, to wchodzisz
w buty tej osoby, bo czujesz ducha epo-
ki i miejsca, w którym twoja postać się
znajduje. Kiedy moja wyobraźnia jest
odpowiednio pobudzona, to wtedy mogę
płynąć z nurtem jako postać.
R.E.: To niesamowite, że Willem stwo-
rzył na planie taką wersję von Franza,
jaką sobie wyobrażałem, kiedy pisałem
scenariusz. Ta postać wynikała z tekstu,
ale jednocześnie była też autorską wer-
sją Willema, który choć opierał się na
tekście, to szukał jej też na własną rękę,
choć nie poprzez improwizacje.
W.D.: Nie potrzebuję improwizować,
dla mnie postać stwarza się poprzez ję-
zyk. To język mną kieruje, poprzez język
stwarza się forma, kształt, który trzeba
wypełnić. Nie chodzi o to, żebym ja jako
aktor poczuł się w tej formie komforto-
wo. W ogóle mnie nie interesuje taki styl
grania. Skupiam się na tym, żeby poczuć
się jak mój bohater, któremu przecież
niekoniecznie jest wygodnie w życiu.
Brak komfortu jest dla mnie inspirują-
cy – zaczyna sugerować mi różne rzeczy,
często podświadomie. Właśnie tak bym
określił siebie i mój styl grania – jestem
aktorem niekomfortowym (śmiech).
Wasz „Nosferatu” to także koronkowa
robota operatorska. Niektóre ujęcia są
niesamowicie długie. Jak się do nich
przygotowywaliście?
R.E.: Chodzi przede wszystkim o to, żeby
wszyscy na planie byli skupieni. W bu-
dowaniu choreografii najważniejsze jest
wzajemne zaufanie. Willem polega na
Aaronie, który polega na Ralphie, który
polega na Emmie – wszyscy muszą pra-
cować, jakby byli zawodowymi tance-
rzami. Muszą znać choreografię wokół
kamery, operatora, osoby obsługującej
wózek kamerowy, techników oświetle-
nia. W ten sposób stajemy się jednym
organizmem, współpracujemy ze sobą
w pełnej symbiozie. To, co się wtedy dzie-
je, jest niesamowite – skupienie sprawia,
że wydziela się niesamowita energia.
W.D.: To wręcz zadziwiające, jak ka-
pitalnie zaprojektowane i jak dobrze
przemyślane były ujęcia. Najpierw dowia-
dywaliśmy się w czasie prób, jak one będą
wyglądały, potem poznawaliśmy swoje
miejsce. I musieliśmy dostosować się do
tej struktury. Ja to bardzo lubię – dosta-
wać kształt, który mam wypełnić. N
Artur Zaborski
od polityki, jeśli chodzi o interpretacje
filmów.
R.E.: Nie żyjemy w próżni. Trzeba zakła-
dać, że współczesne wydarzenia w jakiś
sposób wpłyną na film, niezależnie od
tego, czy się tego chce, czy nie. I szczerze
mówiąc, cieszy mnie to, bo inaczej to był-
by problem – wtedy robiłbym filmy skie-
rowane do XIX-wiecznych latarników,
wikingów i wiktorian, a niewielu z nich
zostało, by je oglądać (śmiech).
Willem, dlaczego poczułeś,
że to dobry czas, żeby opowiedzieć
historię Nosferatu ponownie?
W.D.: Przede wszystkim to kwestia tego,
że reżyserem jest Robert. Pracowałem
z nim już kilka razy [wcześniej przy „The
Lighthouse” i „Wikingu” – red.] i zawsze
były to fenomenalne doświadczenia.
Wiedziałem, że to projekt, który jest dla
niego bardzo ważny, że poświęca mu wie-
le lat życia, więc kiedy zaproponował mi
tę rolę, odpowiedziałem: „Super, wcho-
dzę w to”. Dopiero potem przeczytałem
scenariusz, ale na szczęście bardzo mi się
podobał (śmiech). Muszę też zaznaczyć,
że Robert bardzo pomaga aktorowi przy-
gotować się do roli. W przypadku „Nosfe-
ratu” dawał mi wspaniałe materiały do
nauki, które lepiej pozwoliły mi zrozu-
mieć tę postać i jej motywacje. Gram le-
karza, więc Robert podsuwał mi to, co mój
bohater mógł wtedy, w XIX w., czytać, ja-
kie nowinki i rewelacje ze świata medycy-
ny mogły na niego wpływać.
Zagrał pan prof. Albina Eberharta
von Franza, eksperta od okultyzmu.
W okultyzm też się pan zagłębiał
na potrzeby roli?
W.D.: Robert był z tematem okultyzmu
za pan brat i mówił mi o wielu kwestiach.
Co nie zmienia faktu, że w tekście sce-
nariusza jest wiele odniesień do rzeczy,
których tak naprawdę nie rozumiałem
ani nie wiedziałem, skąd pochodzą
i o co w nich chodzi. Musiałem więc
dowiedzieć się, o czym mówię. Mam
też osobiste ciągoty do tych tematów,
bo od zawsze interesowały mnie sprawy
związane z życiem pozafizycznym.
Lubi pan mieć dokładnie rozpracowaną
postać?
W.D.: Od tego się zaczyna budowanie
roli, dopiero potem dochodzą elemen-
ty zewnętrzne, jak kostiumy i rekwizyty.
Kiedy masz jedno i drugie, to wchodzisz
w buty tej osoby, bo czujesz ducha epo-
ki i miejsca, w którym twoja postać się
znajduje. Kiedy moja wyobraźnia jest
odpowiednio pobudzona, to wtedy mogę
płynąć z nurtem jako postać.
R.E.: To niesamowite, że Willem stwo-
rzył na planie taką wersję von Franza,
jaką sobie wyobrażałem, kiedy pisałem
scenariusz. Ta postać wynikała z tekstu,
ale jednocześnie była też autorską wer-
sją Willema, który choć opierał się na
tekście, to szukał jej też na własną rękę,
choć nie poprzez improwizacje.
W.D.: Nie potrzebuję improwizować,
dla mnie postać stwarza się poprzez ję-
zyk. To język mną kieruje, poprzez język
stwarza się forma, kształt, który trzeba
wypełnić. Nie chodzi o to, żebym ja jako
aktor poczuł się w tej formie komforto-
wo. W ogóle mnie nie interesuje taki styl
grania. Skupiam się na tym, żeby poczuć
się jak mój bohater, któremu przecież
niekoniecznie jest wygodnie w życiu.
Brak komfortu jest dla mnie inspirują-
cy – zaczyna sugerować mi różne rzeczy,
często podświadomie. Właśnie tak bym
określił siebie i mój styl grania – jestem
aktorem niekomfortowym (śmiech).
Wasz „Nosferatu” to także koronkowa
robota operatorska. Niektóre ujęcia są
niesamowicie długie. Jak się do nich
przygotowywaliście?
R.E.: Chodzi przede wszystkim o to, żeby
wszyscy na planie byli skupieni. W bu-
dowaniu choreografii najważniejsze jest
wzajemne zaufanie. Willem polega na
Aaronie, który polega na Ralphie, który
polega na Emmie – wszyscy muszą pra-
cować, jakby byli zawodowymi tance-
rzami. Muszą znać choreografię wokół
kamery, operatora, osoby obsługującej
wózek kamerowy, techników oświetle-
nia. W ten sposób stajemy się jednym
organizmem, współpracujemy ze sobą
w pełnej symbiozie. To, co się wtedy dzie-
je, jest niesamowite – skupienie sprawia,
że wydziela się niesamowita energia.
W.D.: To wręcz zadziwiające, jak ka-
pitalnie zaprojektowane i jak dobrze
przemyślane były ujęcia. Najpierw dowia-
dywaliśmy się w czasie prób, jak one będą
wyglądały, potem poznawaliśmy swoje
miejsce. I musieliśmy dostosować się do
tej struktury. Ja to bardzo lubię – dosta-
wać kształt, który mam wypełnić. N
Artur Zaborski
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34780
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
Taka wersja Nosferatu by Cię bardziej przekonała?

#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34780
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26484
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
Mnie film rozczarowuje raczej tym, że nie wnosi kompletnie nic nowego - to mix wcześniejszych Nosferatów i Dracul, Eggers nie miał żadnego świeżego konceptu na tę historię. W sumie zrobił to samo co poprzednicy, ale najwyraźniej chciał mieć na rozkładzie tę opowieść/postać, niech mu będzie, zrobił to porządnie i z klasą, ale... za bardzo to wszystko poważne i nadęte jak dla mnie. Jeśli chodzi o zdjęcia i scenografię, to mnie nie powaliły - strasznie dużo cyfrowych "domalówek" z dużą ilością niby-mgły. Takie obrazki to w każdym przyzwoitym serialu historycznym na streamingach można znaleźć. Mogli się trochę wysilić i wynaleźć jakieś ciekawe autentyczne lokacje. Muzyka... zgadzam się z Adamem. Takie tam 3/5. Finał brzmiał całkiem ładnie, ale to trochę za mało.Adam pisze: ↑ndz sty 26, 2025 15:13 pmFilm rozczarowuje, przede wszystkim z powodu kompletnie nietrafionego artystycznie projektu Nosferatu - jakby zapalić pokojowe światło w jednym z zamkowych pokojów w tym filmie, to gość wygląda jak zwykły statysta ze sceny zebrania w "Ogniem i Mieczem" u księcia Wiśniowieckiego, ewentualnie jako ataman kozacki w konkurencyjnej grupie Bohuna. Plus te wąsy jeszcze i nos baby Jagi, oraz zerżnięta scena śmierci. No tragedia, postać budzi politowanie i uśmieszek, a nie strach.Spoiler:
Muzyka poza ostatnimi 3 minutami jest żenująco słaba, brzmi jak milionowy ten sam score do każdego horroru, gdzie co chwilę jedyne na co stać kompozytora, to napieprzanie smyczkiem po zardzewiałym drucie, plus tego huknięcia, gdy coś ma wyskoczyć na ekran. Przecież to jest schemat oklepany od 25 lat w każdym horrorze aż po klasę Z. Aż szło się załamać, bo tak fantastycznie gotycko nakręcony film aż prosił się o gotyckie pierdolnięcie wagnerowsko-brzmiącej wielkiej orkiestry. Tak łopatologicznego, nieinspirującego scoru w kinie tej klasy dawno nie było. Gdzie jest Chris Young albo i Elfman, gdy ich potrzebujemy ?!
Największe pozytywne zaskoczenie filmu, to świetna rola Deepowej, oraz fantastyczne zdjęcia i scenografia, plus wielki szacun za taki głosowy "drobiazg":
To prepare for playing Count Orlok, Skarsgård lost a significant amount of weight and, refusing to have his voice digitally modulated, worked with the Icelandic opera singer Ásgerður Júníusdóttir to lower his vocal range and character, incorporating Mongolian throat singing into his lines, and spent up to six hours a day having prosthetic makeup applied.
A Brody'emu w "Brutaliście" cały akcent zrobili w AI i jeszcze noma za to dali![]()
PS: Rozumiem, że Dracula statkiem do Anglii płynął- tunelu jeszcze nie było wtedy, ale z Rumunii do Niemiec statkiem? I to jeszcze z Karpat. Typ i tak musiał zrobić niezły wojaż nad Morze Czarne (żeby potem opłynąć całą Europę dookoła) to już równie dobrze mógł się kopsnąć w drugą stronę do Germanii.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
Większość Amerykanów dla których głównie robiony był ten film (jak zawsze), nawet nie wie gdzie leży Europa, albo twierdzą, że to jest państwo, także akurat błędy geograficzne w tym filmie to był jego najmniejszy problem 

#FUCKVINYL
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34780
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
Robert Eggers nie zwalnia tempa i już po Wilkołaku i sequela Labiryntu szykuje mu się kolejny projekt:
https://filmmusic.pl/newsy/the-flatulis ... 1Vi_zzCpnw
https://filmmusic.pl/newsy/the-flatulis ... 1Vi_zzCpnw
#WinaHansa #IStandByDaenerys
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
Spokojnie, kolejna klapa finansowa z rzędu wpadnie, to mu od razu przestaną kasę dawać na kolejne i będzie trzeba zrewidować plany.
#FUCKVINYL
Re: Robin Carolan - Nosferatu (2024)
Rozumiem, że z Eggersem Ci nie po drodze, niemniej Nosferatu zarobił ponad 180 mln przy oficjalnym budżecie 50 mln, także z tą "kolejnymi klapami" to bym się póki co nie rozpędzał.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.