Rynek gier komputerowych nam się rozwija, ale kto by pomyślał jakieś 8-10 lat temu, że aż tak... Wtedy szczytem znakomitości muzycznej byli dla mnie Heroes of Might and Magic 3, piękna muza do dzisiaj tak swoją drogą, ale nigdy jakoś nie spodziewałem się, że do 2007 roku ten podgatunek tak się rozwinie.
Do rzeczy: szkoda, że nie mam Playstation i najnowszą pracę Debneya mogę usłyszeć tylko na albumie

Lair obiektywnie dość trudno ocenić, bo jest ofiarą temp-tracku, na każdym kroku słychać inspiracje innymi twórcami, zwłaszcza Williamsem, Goldsmithem, gdzieniegdzie nawet Rozsą! Do pewnego stopnia nie przeszkadza to zbytnio, ale są momenty, gdzie niebezpiecznie zahacza ta maniera o ripki... Zresztą, Debney po n latach swojej kariery tak naprawdę dalej nie ma swojego głosu, może poza gatunkiem komedii, nawet dwie jego najlepsze ścieżki, Wyspa piratów i Pasja to po prostu efektowna wariacja tego, co już było (odpowiednio całego gatunku swashbucklera i Ostatniego kuszenia...).
Lair nawet dalej się tu posuwa, ale... ale jak się tego słucha

Teraz rozumiem zachwyty nad pracami Arnolda, nad Wehikułem czasu Badelta, nawet nad Piratami z Karaibów, bo zapomniałem już, ile frajdy może dostarczyć zupełnie przewidywalna, ale sprawnie napisana muzyka filmowa, w tym przypadku w naprawdę starym, dobrym stylu. Muzyka akcji to seria kopii z JW i Goldsmitha, choć jest jedną z najbardziej efektownych w ostatnich miesiącach (tylko potwierdza maestrię obu panów); tematy - fajne, chwytliwe, może trochę banalne, ale banalne na modłę poledourisowską, gdzie ten banał rzadko przeszkadza, bo tak fajnie jest rozpisany. Brakowało mi takiego score, bezpretensjonalnego i chwytliwego, gdyby tylko zachowywał jakiś przyzwoity poziom oryginalności, dostalibyśmy nieoczekiwaną perełkę. A tak jest naprawdę nieźle, ale bez tej dodatkowej ikry.
A dla fanów Arnolda: chodzą ploty, że może być zatrudniony przy trzeciej Narni. Nie cieszy mnie to zbyt, ale może ktoś usłyszawszy taki news, będzie miał dobry dzień
