Niektóre tytuły mocno biblijne. Szykuje się niezły ambient. Może całościowo wyjdzie nosem, ale odpowiednio dawkowane będzie do strawienia. Super, że w końcu wydali.
Takie ambienty lubię i myślę, że dostałem to czego oczekiwałem. Podeszło mi głównie, bo wiele zagrań i motywów kojarzyłem już serialu i świetnie w końcu było usłyszeć to na sucho. Muzyka stonowana, kontemplacyjna, miejscami wręcz elegijna, choć potrafi zabrzmieć też złowieszczo. Mimo pewnych naleciałości oryginalna, z wieloma atrakcyjnymi ozdobnikami, saksofon, dęte drewno, wokalizy, chóry, ksylofony, dzwony... jedna z najlepszych tego typu ścieżek, na pewno najlepsza od tych panów, a i nie wiem czy nie ciekawsza i robiąca lepsze wrażenie nawet od Arrival, nie wspomnąć, że w obrazie robi kapitalną piątkową robotę, dawno, żadnym serialu muzyka nie odgrywała tak dużej roli, jest wręcz pierwszą rzeczą, która przychodzi do głowy, gdy myśli się o tej produkcji. Fakt, jest długo i wyczerpująco, ale soundtracka słuchałem w dwóch turach i mimo ciężaru gatunkowego, byłem raczej coraz to bardziej zaintrygowany i zaskakiwany, niż znużony, choć oczywiście albumowi przydałoby się uszczuplenie, ale i bez tego klimat ścieżki chłonie się konkretnie.
Trochę mi tu brakuje tych nieoryginalnych kawałków typu chóry czy songi, które trochę by wyrwały z tej monotonii. Bo tak to dla fanbojów ambientu raczej.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
Dla mnie ten score jest świetny! Uwielbiam takie ambientowe granie. Niektóre motywy muzyczne zajeżdżały mi nawet klimatem "Anihilacji". Aczkolwiek muszę przyznać, że jest to długie słuchowisko które może zmęczyć. Mimo wszystko szacunek dla kompozytorów za ciekawe podejście do opowieści (w serialu muzyka sprawdza się fenomenalnie) oraz niesamowitą pomysłowość. "Anihilacja" od strony muzycznej była fajna, ale "Devs" jest znacznie lepszy.
Przesłuchałem, nie znając przy tym serialu.Tak na marginesie warto go obejrzeć? Ale znając sam soundtrack, bez filmowego/serialowego kontekstu to jest to chyba najprzystępniejsza praca Salisbury'ego i Barrowa jaką słuchałem. Bardzo przyjemny ambientowy klimat i jak Mystery słusznie zauważył, niektóre wykorzystanie instrumentów bardzo udane i pomysłowe. Chociaż po części zgadzam się też z Koprem, że na dłuższą metę trochę zbyt monotonna ta muzyka. Ale drobne perełki się tu i tam trafiają. To brzmi mi jak z "Arrival" Jóhannssona: