
Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34783
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Ja byłem, dwa miesiące temu.

#WinaHansa #IStandByDaenerys
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
OMG
Jeden z najbardziej wesandersonowatych filmów Wesa Andersona! Tu jest tyle Wesa Andersona, że już więcej się chyba nie zmieści. Film jest... dziwny
To nie jest film "na raz", trzeba do niego wracać, żeby wszystkie smaczki odkryć. Naprawdę, można się w tym wszystkich szczegółach pogubić (choć fabuła sama w sobie jest banalnie prosta, ale przedstawiona w dość skomplikowany sposób i momentami "przegadana"). Na pewno film jest przepiękny wizualnie, te wszystkie japońskie detale - miodzio! Muzyka jest pięknie i głośno podłożona (a to najważniejsze)! Nie ma highlightów muzycznych, cały film jest równomiernie podporządkowany rytmowi taiko. Niektóre kawałki lecą więcej niż raz (np. piosenka jest bodajże w trzech scenach, bębnienie Watanabe też się pojawia kilka razy itd.). Trzynutowy motyw gwizdany jest elementem fabuły i ma też odzwierciedlenie w samym scorze, tak jak się spodziewałem
Gwizdał tym razem nie Olek, tylko jakiś inny gościu. O dziwo, w napisach końcowych nie znalazłem nazwiska Desplata, bo... są one dziwnie zrobione ("nakićkane"), zresztą sami zobaczycie
Muzyka źródłowa nie odgrywa wielkiej roli, jest głównie w tle. No może Prokofiew w jednej scenie wychodzi na pierwszy plan. To tyle jeśli chodzi o pierwsze wrażenia 
PS. W napisach końcowych pojawia się nazwa pewnego wspaniałego miasta, z którego pochodzą modele piesków <3





PS. W napisach końcowych pojawia się nazwa pewnego wspaniałego miasta, z którego pochodzą modele piesków <3
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34783
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
A ja właśnie nazwałbym go jak najbardziej filmem na raz. Zresztą jak większość filmów Wesa Andersona, gdzie przy kolejnych szansach, często wychodzi przerost formy nad treścią. Jak chociażby w The Grand Budapest Hotel, gdzie mamy w sumie z dość prostą historią do czynienia.
P.S. Wylapanie Łodzi w napisach końcowych nie jest normalne...
#WinaHansa #IStandByDaenerys
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Bullshit! (a w zasadzie dogshit!)Wawrzyniec pisze:Jak chociażby w The Grand Budapest Hotel, gdzie mamy w sumie z dość prostą historią do czynienia.

Bullshit! Zawsze zostaję na napisach końcowych jak jest dobra muzyka i czytam napisy końcowe. Np. widziałem nazwisko Pope'a, że dyrygował, widziałem nazwisko gościa, który gwizdał, a także szukałem Polaków, którzy robili te figurki psów w Łodzi i tak się złożyło, że nazwa miasta padła i to z polskimi znakami (Łódź, Poland)Wawrzyniec pisze:P.S. Wylapanie Łodzi w napisach końcowych nie jest normalne...


- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Ekstra film, Anderson trzyma formę.
Uroczy, słodko-gorzki, wielowątkowy obraz. Jak to u Andersona: z jednej strony wzruszająca opowieść o radzeniu sobie ze stratą (bliskich, ukochanego zwierzęcia, swojego miejsca w świecie), wpisana zarazem w szerszy, krytyczny dyskurs o bezlitosnych mechanizmach władzy, których tryby z łatwością mogą miażdżyć jednostkę, oraz o społecznych fobiach, które znajdują ujście w przypięciu nienawistnej łatki innej społeczności/grupie/wyznaniu/rasie. Mądre, przenikliwe i aktualne kino, podane w pozornie lekkim, ale metaforycznym sosie. Muzyka ascetyczna, ociosana do minimum środków wyrazu, ale jak na współczesne kino mainstreamowe - bardzo unikalna.

Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Dzisiaj niby premiera, a jakoś kina u mnie nie kwapią się, żeby to grac.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34783
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Spoko, poczekajmy najpierw na recke Phantom Thread. 

#WinaHansa #IStandByDaenerys
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Można się w tym pogubić. Gadają po japońsku (brak tłumaczenia), psy po angielsku już tłumaczą. Rozpędzona zabawa formą, mnie osobiście zmęczyła, nie mogłem się skupić. Ekran jeszcze zwężyli, polskie napisy dali pod obrazem, aby nie zasłaniać napisów oryginalnych japońsko-angielskich (chyba, że to przypadłość mojego seansu).
Muzycznie walenie w kotły i w gary. Brakowało mi liryzmu Desplata. Przez chwilę dudnić w napięciu nawet fajnie, ale to rozciągło się na cały film. Przy "Fantastycznym Lisie" miałem większą frajdę.
Filmu nie chcę jednak całkiem krytykować, bo Anderson dalej trzyma poziom swojego autorskiego absurdalnego kina. Dla koneserów.
Muzycznie walenie w kotły i w gary. Brakowało mi liryzmu Desplata. Przez chwilę dudnić w napięciu nawet fajnie, ale to rozciągło się na cały film. Przy "Fantastycznym Lisie" miałem większą frajdę.
Filmu nie chcę jednak całkiem krytykować, bo Anderson dalej trzyma poziom swojego autorskiego absurdalnego kina. Dla koneserów.
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Fajna audycja o Wesie
Olek Dębicz mówi o Olku Desplacie, jest rozmowa też z twórczyniami łódzkich lalek "aboriginal dogs", jest też ogólnie o stylu Wesa 
https://www.polskieradio.pl/9/3851/Arty ... zasadnione


https://www.polskieradio.pl/9/3851/Arty ... zasadnione
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Za drugim razem już jego nazwisko dojrzałem bez problemu 

- Radek
- Spec od additional music
- Posty: 670
- Rejestracja: pt cze 23, 2017 18:34 pm
- Lokalizacja: Otwocki Rów
Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
BUM BUM BUM
Trochę to smutne, nie dość, że film w kinie w którym byłem grany był chyba w najmniejszej możliwej sali. To na dodatek były w niej tylko trzy osoby
. Ale do rzeczy. Zawsze wyczekuję na współpracę obu panów, gdyż ona owocuje czymś unikatowym i tak jest w tym przypadku. Szalona wyobraźnia oraz pedantyzm reżysera nie zna granic. Wszystko zrobione jest od linijki. Przyjęta przez Andersona konwencja nie wiem czy ewoluuje, ale na pewno z każdym filmem jest bardziej dopieszczana. Aż chciało by się godzinami podziwiać te niezwykłe tła dopracowane w każdym detalu, pełne koloru i pasji. Elementy scenografi pokazują jak znakomicie odwzorowana została japońska architektura. Te wszystkie futurystyczne laboratoria, budynki, pagody, roślinność, bardzo charakterystyczne dla kultury japońskiej - Torii oraz drzeworyty szczególnie na początku podczas przedstawiania historii rodu Kobayashi(wydawało mi się, że widziałem Wielką falę w Kanagawie na której były psy/koty
) . Efekt jest zniewalający. A najbardziej podobały mi się sceny walk i wybuchów gdzie dym/kurz zastąpiona czymś w rodzaju waty. Połowę z tych kadrów jakie widzimy w filmie ustawiłbym sobie jako tapetę w komputerze a drugą połowę włożył bym w ramkę i powiesił na ścianie. Podziwiam ludzi którzy nad tym pracowali. Naprawdę czapki z głów. Tu kryje się prawdziwy artyzm.
Co do muzyki to na początku byłem bardzo sceptycznie nastawiony. Początkowo obcowanie w płytą niestety było dla mnie dosyć męczące. Jednak po kilkunastu odsłuchach zacząłem ją coraz bardziej doceniać. Zacząłem bardziej wgłębiać się w zamysł jaki tu zastosował kompozytor. I doszedłem do wniosku, że dawno nie słyszałem ścieżki, w której kompozytor potrafi w niezwykły sposób wykrzesać z tak ograniczonego instrumantarium tyle wymowności. Jeżeli chodzi o działanie w filmie to jest jeszcze lepiej. To właśnie muzyka napędza ten film. Nadaję mu rytmu. Jest jego integralną częścią. Dopasowane idealnie do każdej sceny bębnienie(i nie tylko) Desplata, jest związana z obrazem jak nigdy dotąd. Nie jestem pewien, ale wydawało mi się, że zmiany scen czy kadrów są właśnie jej podporządkowane. Desplat dopasował się fenomenalnie do klimatu jaki panuje w filmie czyli utopionym w srogim obrazie japońskiej metropolii. Bardzo symbolicznie jest też wplecenie w ścieżkę znaku rozpoznawczego głównego bohatera i jego pupila w tym przypadku gwizdania(o którym pisał hp_gof). Tyle, że w filmie ten motyw jest bardziej rozwinięty. Złapałem się nawet po obejrzeniu filmu na pogwizdywaniu owego motywu. Piosenki oraz kompozycje Watanabe są udanym dopełnieniem zamysłu reżysera. Moim ulubieńcem jest Tokyo Shoe Shine Boy bardzo szybko wpada w ucho
.
Bardzo podobał mi się też klimat filmu. Cała ta polityczna otoczka skąpana w obrazie bezwzględnego reżimu. Uprzedzenia budowane przez działającą władzę, walka szkolnego the Resistance, propaganda itd. Oczywiście łatwo zauważamy w tym wszystkim odzwierciedlenie w dzisiejszych czasach. Oprócz tego bardzo emocjonalna podróż chłopca by odnaleźć swojego przyjaciela. Nie ukrywam, że trochę mnie to dotknęło(szczególnie wątek Chiefa), gdyż sam jestem posiadaczem psa. Oczywiście do kotów nic nie mam, bo tak się zdarzyło, że nigdy nie miałem kota
. Więc nie oceniam.
Właśnie takie filmowo-muzyczne eksperymenty trzeba podziwiać i doceniać, bo są rzadkością w dzisiejszych czasach gdzie przemysł filmowy zdominowany jest przez niewiele warte kino rozrywkowe. Po raz kolejny uważam że ta współpraca na linii reżyser-kompozytor jawi się jako jedna z najciekawszych jakie możemy spotkać teraz w świecie kina. Jestem ciekaw w jakie magiczne miejsce reżyser zabierze nas następnym razem. I czy muzyka Desplata będzie równie zaskakująca.
BUM BUM BUM
Desplat w napisach był po lewej stronie? Kurde nie zauważyłem. Za dużo nazwisk na ekranie
Trochę to smutne, nie dość, że film w kinie w którym byłem grany był chyba w najmniejszej możliwej sali. To na dodatek były w niej tylko trzy osoby


Co do muzyki to na początku byłem bardzo sceptycznie nastawiony. Początkowo obcowanie w płytą niestety było dla mnie dosyć męczące. Jednak po kilkunastu odsłuchach zacząłem ją coraz bardziej doceniać. Zacząłem bardziej wgłębiać się w zamysł jaki tu zastosował kompozytor. I doszedłem do wniosku, że dawno nie słyszałem ścieżki, w której kompozytor potrafi w niezwykły sposób wykrzesać z tak ograniczonego instrumantarium tyle wymowności. Jeżeli chodzi o działanie w filmie to jest jeszcze lepiej. To właśnie muzyka napędza ten film. Nadaję mu rytmu. Jest jego integralną częścią. Dopasowane idealnie do każdej sceny bębnienie(i nie tylko) Desplata, jest związana z obrazem jak nigdy dotąd. Nie jestem pewien, ale wydawało mi się, że zmiany scen czy kadrów są właśnie jej podporządkowane. Desplat dopasował się fenomenalnie do klimatu jaki panuje w filmie czyli utopionym w srogim obrazie japońskiej metropolii. Bardzo symbolicznie jest też wplecenie w ścieżkę znaku rozpoznawczego głównego bohatera i jego pupila w tym przypadku gwizdania(o którym pisał hp_gof). Tyle, że w filmie ten motyw jest bardziej rozwinięty. Złapałem się nawet po obejrzeniu filmu na pogwizdywaniu owego motywu. Piosenki oraz kompozycje Watanabe są udanym dopełnieniem zamysłu reżysera. Moim ulubieńcem jest Tokyo Shoe Shine Boy bardzo szybko wpada w ucho

Bardzo podobał mi się też klimat filmu. Cała ta polityczna otoczka skąpana w obrazie bezwzględnego reżimu. Uprzedzenia budowane przez działającą władzę, walka szkolnego the Resistance, propaganda itd. Oczywiście łatwo zauważamy w tym wszystkim odzwierciedlenie w dzisiejszych czasach. Oprócz tego bardzo emocjonalna podróż chłopca by odnaleźć swojego przyjaciela. Nie ukrywam, że trochę mnie to dotknęło(szczególnie wątek Chiefa), gdyż sam jestem posiadaczem psa. Oczywiście do kotów nic nie mam, bo tak się zdarzyło, że nigdy nie miałem kota

Właśnie takie filmowo-muzyczne eksperymenty trzeba podziwiać i doceniać, bo są rzadkością w dzisiejszych czasach gdzie przemysł filmowy zdominowany jest przez niewiele warte kino rozrywkowe. Po raz kolejny uważam że ta współpraca na linii reżyser-kompozytor jawi się jako jedna z najciekawszych jakie możemy spotkać teraz w świecie kina. Jestem ciekaw w jakie magiczne miejsce reżyser zabierze nas następnym razem. I czy muzyka Desplata będzie równie zaskakująca.
BUM BUM BUM
Desplat w napisach był po lewej stronie? Kurde nie zauważyłem. Za dużo nazwisk na ekranie

Re: Isle of Dogs - Alexandre Desplat (2018)
Kaonashi, czekamy (zanim przestaną grać to w kinach) 
