Doyle przede wszystkim nie bał się fanów. Otaczała go dookoła spora grupka, były śmiechy i żarty.
Podobnie Marianelli - po spotkaniu czekał na fanów, cierpliwie rozdawał autografy, pozował do zdjęć (ach, cóż to było za popołudnie dla grupy fanbojów z filmmusic.pl...

), bardzo skromny, spokojny, nieco zawstydzony. Dla mnie klasa. W tym przypadku - jaka muzyka, taki człowiek
Goldenthal nie miał co prawda czasu dla fanów, bo dwa razy śpieszył się po panelach dyskusyjnych, ale jego "rozgrzesza" to, że rok temu nie było do niego żadnego problemu z dostępem.
Problem ogólnie był taki, że Ci wszyscy kompozytorzy się gdzieś musieli spieszyć - a to na próbę, a to na koncert. W poprzednich latach było to rozwiązane trochę lepiej, na zasadzie, że spotkanie z kompozytorem było np. dzień po jego koncercie, albo dzień przed, kiedy miał na wszystko czas.
Ja natomiast pochwaliłbym jeszcze prowadzącego Simona Greenawaya, który trochę ożywił formułę spotkań na zasadzie wyświetlania w kinie sekwencji z filmów, co do których była potem dyskusja z kompozytorem (Zimmer i Marianelli). Szkoda jedynie, że to drugie musiało się szybciej zakończyć, bo nie dość że nie pokazał wszystkich, to pod względem merytorycznym było chyba najlepsze.