

A The Iron Lady dalej mnie nie rusza. Kompletnie nie mogę się zaangażować, słuchając tej ścieżki. Bardzo fajne są te momenty, gdzie Newman idzie na całego (Community Charge, Exclusion Zone, Stady the Buffs), ale udawanie Elgara mnie niespecjalnie ciekawi (choć oczywiście pokazuje nawiedzonym hejterom, że Tomek umie pisać w każdym, nawet pompatycznym orkiestrowym stylu, jeśli chce), a reszta jest jakaś taka mdła. Na razie o wiele bardziej do mnie przemawiają te desplatowskie political dramas.