John Williams

Tutaj dyskutujemy w wątkach ogólnych o poszczególnych kompozytorach.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

John Williams

#1 Post autor: Paweł Stroiński » pt cze 24, 2005 15:50 pm

Po rozczarowaniu jakie wiąże się z Epizodem III i wielu krytycznych opiniach dotyczących Wojny światów, należy spytać, co się dzieje z drugim najwybitniejszym kompozytorem współczesnej muzyki filmowej (bo na pierwszym stawiam jednak Jerry Goldsmitha), Johnem Williamsem. Jak dalej się potoczy jego kariera? Jak wspomniałem w swoim poście o Wojnie światów, kompozytor się starzeje i coraz bardziej kopiuje Igora Strawińskiego i jego Święto wiosny... Ostatnio jednak trochę się poprawia dramatyczny aspekt jego muzyki, chociaż w tym też się sam kopiuje... Quo vadis, John Williams?

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10200
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

#2 Post autor: Ghostek » pt cze 24, 2005 16:00 pm

Paweł Stroiński pisze:Quo Vadis John Williams?
Na emeryturę synu, na emeryturę :D

Tak na poważnie... szkoda mi Williamsa ostatnimi czasy, bo widze jak się wypala w filmach akcji. Proponował bym mu zajęcie się bardziej swobodnymi projektami. Tam mógłby się dalej realizować.
Obrazek

Maciej Gruszczyński

#3 Post autor: Maciej Gruszczyński » sob cze 25, 2005 01:07 am

z biologicznego punktu widzenia owszem starzeje nam się John ... jeśli chodzi o muzykę, hmm... już dawno nie miał się w czym wykazać. Moim zdaniem ostatniego słowa jeszcze nie powiedział ..... nadzieją dla mnie są "Pamiętniki Gejszy", myślę że w takich produkcjach Williams jeszcze się odnajdzie .. chociaz nie twierdze że się zgubił .. bo formy mogłoby mu pozazdrościć paru młodzianów :)

Awatar użytkownika
Olek Dębicz
Gość od wnoszenia fortepianu
Posty: 63
Rejestracja: pn cze 06, 2005 21:30 pm
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

#4 Post autor: Olek Dębicz » sob cze 25, 2005 12:27 pm

Ja natomiast z wielką przykrością stwierdzam, że jednemu z moich ulubionych kompozytorów muzyki filmowej skończyły się pomysły. Jeszcze nie chcę się wypowiadać na temat Wojny Światów, gdyż przesłuchałem ją tylko raz, ale nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Podobnie jak Maciek nadzieje pokłądam w "Pamiętnikach Geiszy". Kto wie, może współpraca Williamsa z innym reżyserem zainspiruje go do tego stopnia, że otrzymamy coś na miarę "Amistadu". Trzymam kciuki, a jeśli się nie uda...no cóż...nic nie jest wieczne i nie powinniśmy mieć do maestro jakichkolwiek pretensji.
Aleksander Dębicz - redaktor portalu Soundtracks.pl

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#5 Post autor: Paweł Stroiński » pn cze 27, 2005 23:05 pm

Zgodzę się z Olkiem. Po pierwsze stwierdzenie, że John Williams się starzeje nie tylko biologicznie (pamiętamy przecież ostatni okres twórczości Jerry Goldsmitha i ścieżki takie jak Along Came a Spider) nie ma prawa być kontrowersyjne. Mniej projektów, brak oryginalności, możę inspiracji. Pamiętajmy, że Williams jest po siedemdziesiątce. O starzeniu się mogą świadczyć też plotki, że Williams (po strasznie "akcyjnych" Gwiezdnych wojnach i War of the Worlds) czuje się zmęczony, poza tym może mieć konflikt czasowy, i jest prawdopodobne, że nie zrobi muzyki do najnowszego filmu Spielberga, do którego zdjęćia zaczynają się w sierpniu (albo lipcu, nie pamiętam; plotki mówi, że muzykę może zrobić Hans Zimmer). Spielberga zostawi dla tak oczekiwanych Pamiętników gejszy. No nic, trzeba czekać, mam nadzieję, że Pamiętniki gejszy będą bardzo dobrą partyturą z tematem na poziomie Siedmiu dni w Tybecie (a to jeden z moich ulubionych tematów Johna Williamsa). Jeśli nie, to obawiam się, że powoli możemy stawiać krzyżyk na kolejnym wybitnym kompozytorze.

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10200
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

#6 Post autor: Ghostek » pn sie 01, 2005 17:02 pm

Kolejne "zapożyczenie" zauważone w RotS. Moment w którym Anakin i Obi-Wam walczą ze sobą na tych rurach prowadzących do rampy (chronologicznie scena zaraz po upadku Yody) oprawiona jest dęciakami prawie, że żywcem wyjętymi z "The Whomping Willow and The Snowball Fight" (Harry Potter ATPOA).

Szukamy dalej...
Obrazek

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#7 Post autor: Tomek » pn sie 01, 2005 18:59 pm

Tomasz Goska pisze:Kolejne "zapożyczenie" zauważone w RotS. Moment w którym Anakin i Obi-Wam walczą ze sobą na tych rurach prowadzących do rampy (chronologicznie scena zaraz po upadku Yody) oprawiona jest dęciakami prawie, że żywcem wyjętymi z "The Whomping Willow and The Snowball Fight" (Harry Potter ATPOA).

Szukamy dalej...
Tomek, takich zapożyczeń u Williamsa znajdziesz tysiące, a żebyś wiedział jak "głęboko sięga królicza nora", to ci powiem, że dokładnie te same frenetyczne rytmy Raportu mniejszości znajdziesz już w Supermanie z 1978 roku...
Jeżeli policzysz sobie, że ten człowiek musi napisać średnio 90 minut muzyki do filmu, a przeciętnie pisze dajmy na to 3 filmy rocznie od 35 lat, to rachunek jest prosty = 3x1,5x35=157,5 godziny muzyki. On napisał już w całym swoim życiu tyle muzyki, że musiałby być niespełna rozumu, gdyby nie wykorzystywał tego co już zrobił wcześniej...

Jak już wspominałem, na boardzie filmtracks jeden z userów napisał że jest kompozytorem i chyli czoła nad współczesnymi twórcami muzyki filmowej, którzy piszą w 6 tygodni 2 godziny muzyki, podczas gdy on w ciągu pół roku 10 minut... Teraz weź sobie te 158 (przykładowych) godzin i zadaj sobie pytanie o oryginalność u Williamsa i kogo tam jeszcze chcesz :)
Obrazek

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#8 Post autor: Paweł Stroiński » pn sie 01, 2005 20:46 pm

Poza tym nie zapomnijmy o problemie inspiracji, która zasługuje na oddzielny temat do dyskusji. Im mniej jesteś zainspirowany do projektu, tym mniej oryginalnie piszesz, bo zależy ci tylko na tym, by się wyrobić w terminie.

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10200
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

#9 Post autor: Ghostek » wt sie 02, 2005 00:04 am

Tomek pisze:Tomek, takich zapożyczeń u Williamsa znajdziesz tysiące, a żebyś wiedział jak "głęboko sięga królicza nora"...

Jak już wspominałem, na boardzie filmtracks jeden z userów napisał że jest kompozytorem i chyli czoła nad współczesnymi twórcami muzyki filmowej, którzy piszą w 6 tygodni 2 godziny muzyki, podczas gdy on w ciągu pół roku 10 minut... Teraz weź sobie te 158 (przykładowych) godzin i zadaj sobie pytanie o oryginalność u Williamsa i kogo tam jeszcze chcesz :)
No tak. To czemu po Hornerze jeździ się bez umiaru, a na ostatnie RIP'y Williamsa całkowicie przymyka oko? Problem tensam, tylko skala inna.

Nie oszukujmy się. Pisać muzykę filmową nie jest trudno, bo jest scenariusz, obraz pod który tworzysz i konkretna wizja reżysera. Pilnujesz tylko, by wszystko trzymało się kupy. Własne symfonie to już inna sprawa. Tu dochodzą refleksje na konkrene tematy, moze chęc wyrażenia czegoś za pomocą muzyki. Nie dziwmy się, że proces ten wydłuża się kilkakrotnie. Warto tu zajrzeć do wywiadów z Kilarem, który sam przyznaje, że muzykę filmową traktuje jak zwykła pracę... zrobi szybko i inkasuje pieniądze. Z kolei do prywatnych kompozycji przykłada się solidnie i spędza nad nimi duzo czasu, o wiele więcej niż nad muzyką filmową.
Obrazek

Gość

#10 Post autor: Gość » wt sie 02, 2005 09:38 am

Tomasz Goska pisze:
Tomek pisze:Tomek, takich zapożyczeń u Williamsa znajdziesz tysiące, a żebyś wiedział jak "głęboko sięga królicza nora"...

Jak już wspominałem, na boardzie filmtracks jeden z userów napisał że jest kompozytorem i chyli czoła nad współczesnymi twórcami muzyki filmowej, którzy piszą w 6 tygodni 2 godziny muzyki, podczas gdy on w ciągu pół roku 10 minut... Teraz weź sobie te 158 (przykładowych) godzin i zadaj sobie pytanie o oryginalność u Williamsa i kogo tam jeszcze chcesz :)
No tak. To czemu po Hornerze jeździ się bez umiaru, a na ostatnie RIP'y Williamsa całkowicie przymyka oko? Problem tensam, tylko skala inna.

Nie oszukujmy się. Pisać muzykę filmową nie jest trudno, bo jest scenariusz, obraz pod który tworzysz i konkretna wizja reżysera. Pilnujesz tylko, by wszystko trzymało się kupy. Własne symfonie to już inna sprawa. Tu dochodzą refleksje na konkrene tematy, moze chęc wyrażenia czegoś za pomocą muzyki. Nie dziwmy się, że proces ten wydłuża się kilkakrotnie. Warto tu zajrzeć do wywiadów z Kilarem, który sam przyznaje, że muzykę filmową traktuje jak zwykła pracę... zrobi szybko i inkasuje pieniądze. Z kolei do prywatnych kompozycji przykłada się solidnie i spędza nad nimi duzo czasu, o wiele więcej niż nad muzyką filmową.
Widzisz, jest istotna różnica pomiędzy rippem jakiejś idei (w tym przypadku fanfar) a całych tematów, motywów tak jak to robi Horner, który owszem ma swój "własny głos", ale jak wiemy zdarza mu się powielać siebie jak i innych. Williams też to robi, ma swoje specyficzne trade-marki (tak jak ma je każdy kompozytor z własnym głosem - wstaw tu Goldenthala, Zimmera, Shore'a, Kamena, Davisa etc.), ale nie jedzie się po nim za to, bo robi to strasznie umiejętnie, z klasą, niestety niektórzy twórcy nie potrafią tego tak zakamuflować. Zresztą taka dyskusja na tym forum chyba już była...

Jeżeli uważasz, że muzykę filmową pisze się łatwo, to chyba nie wiesz co mówisz drogi Tomku. Przeczytaj sobie wywiad z Johnem Ottmanem na łamach MftM, zobaczysz ile przeszkód, barier, przeciwności musi pokonać taki kompozytor, jak to wszystko ogarnąć i nad wszystkim panować...

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10200
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

#11 Post autor: Ghostek » wt sie 02, 2005 10:12 am

Anonymous pisze:...Jeżeli uważasz, że muzykę filmową pisze się łatwo, to chyba nie wiesz co mówisz drogi Tomku....
Radzę przeczytać moją wypowiedź raz jeszcze i dopiero odpowiadać na nią. Nie powiedziałem, że muzykę filmową pisze się łatwo, tylko że nie sprawia ona takiej trudności :P jak kreowanie własnej muzyki. Jest czynnością prostrzą ze względu na szeroki backup jaki tworzy obraz, treść filmu i wizja twórców...
Obrazek

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#12 Post autor: Tomek » czw sie 04, 2005 08:30 am

Tomasz Goska pisze:
Anonymous pisze:...Jeżeli uważasz, że muzykę filmową pisze się łatwo, to chyba nie wiesz co mówisz drogi Tomku....
Radzę przeczytać moją wypowiedź raz jeszcze i dopiero odpowiadać na nią. Nie powiedziałem, że muzykę filmową pisze się łatwo, tylko że nie sprawia ona takiej trudności :P jak kreowanie własnej muzyki. Jest czynnością prostrzą ze względu na szeroki backup jaki tworzy obraz, treść filmu i wizja twórców...
Ten medal ma dwie strony. Tak samo szeroki backup tworzą przemyslenia, refleksje, kto wie czy nie jakieś obrazy w głowie twórcy, który pisze muzykę nie-filmową, nie jest niczym ograniczony. Dlatego też gorzej ma kompozytor filmowy, który musi walczyć z montażem, czasem, twórcami... Jest niewolnikiem (to oczywiście zależy od pozycji takiego kompozytora jak i miejsca w którym tworzy...)
Obrazek

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#13 Post autor: Paweł Stroiński » czw sie 04, 2005 14:40 pm

Bardzo często kompozytor myśli obrazami. Kiedyś byl ograniczony formą muzyczną (zasada kontrastu/forma sonatowa), później pojawiły się dzieła programowe, które wprowadziły to, co należałoby nazwać głównym tematem, godnym polecenia dziełem jest debiut tego podejścia (tam temat jest określony jako idee fixe), Symfonia Fantastyczna Berlioza, na pewno jednak dzisiaj aż tak sformalizowana nie jest (Symfonia nie jest dzisiaj tradycyjną symfonią). Jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia kompozytora i to, że od początku widza trzeba zaangażować (zacząć od czegoś ekscytującego. Polecam drugą część Symfonii Niespodzianki Haydna. Tytułowa "niespodzianka" na tle prawie banalnej melodii jest reakcją na to, że na wolniejszych drugich częściach symfonii XVIII-wieczny widz często zasypiał...).

Ostatnio jednak pojawiło się ograniczenie czasowe, ale prace zamawia się chyba z rocznym uprzedzeniem, więc pewnie do pracy biorą się na poważnie na trzy miesiące przed tak, żeby całość była spokojnie gotowa na jakiś miesiąc przed terminem, ale tutaj już tylko gdybam.

Kompozytor muzyki filmowej ma gorzej. Przytoczę przykład, który jest bardzo kontrowersyjny, często uważany za wielką porażkę kompozytora. 2000/2001 rok. Hans Zimmer zachęcony komputerową projekcją tytułowej bitwy, zilustrowany Journey to the Line (za zgodą Terrence Malicka), postanawia przyjąć najnowszą produkcję Jerry'ego Bruckheimera. Tak, chodzi o Pearl Harbor. Szybko sprawa okazała się cokolwiek trudniejsza niż się wydaje. Po pierwsze bardzo zmniejszono budżet na muzykę, tak bardzo, że Zimmer podpisał nowy kontrakt, dużo mniej intratny. Po drugie, pojawił się problem inspiracji. Sam kompozytor mówi o dwóch rzeczach. Przede wszystkim to, że pisał muzykę wbrew sobie. Oglądał film wojenny, a kazano mu zilustrować melodramat. Poza tym nie znosił filmu. W jednym z wywiadów mówi, że "Pearl Harbor ma zabawniejsze dialogi niż Shrek", inna anegdota mówi, że kiedy dostawał gotowe rolki z filmem, po obejrzeniu pytał "Nie zostawicie tego w filmie, prawda??".

Te problemy doprowadziły do sytuacji, w której Zimmer na jakiś miesiąc przed terminem udziełił wywiadu, że nie może napisać The Great Theme. Napisał w końcu bardzo ładny temat faktycznie, często porównywany do Barry'ego (przyznam się, że po zapoznaniu się z kilkoma pracami Anglika w jednym fragmencie sam musiałem sprawdzić czego słucham). Cokolwiek sądzimy o ścieżce, trzeba pamiętać, że mamy do czynienia ze zbyt małym zespołem (co widać w części muzyki akcji, której na podstawowym albumie nie ma) i brakiem inspiracji, czasem (jak we wspomnianej muzyce akcji, na szczęście skomponowanej chyba przez Badelta i Zanelliego) też brakiem pomysłu. Problemem jest duża presja, czasowa czy ze strony reżysersko-producenckiej. Pamiętajmy problem Troi.

Awatar użytkownika
Łukasz Waligórski
Początkujący orkiestrator
Posty: 617
Rejestracja: śr maja 18, 2005 12:27 pm
Kontakt:

#14 Post autor: Łukasz Waligórski » czw sie 04, 2005 20:02 pm

Czy Williams się kończy? Kto to wie. Jego ostatnie ścieżki - z tego roku - faktycznie nie są może zachwycające. Ale trzeba pamiętać że Williams mimo swojej pozycji w świecie muzyki filmowej jest już z góry na straconej pozycji. Muzykę do ROTS musiał napisać żeby zachować ciągłość serii. Tak samo sensacją byłoby gdyby do kolejnego filmu Spielberga muzykę napisał ktoś inny. Być może te znajomości i współprace w reżyserami w które Wlliams wpadł przed te wszystkie lata i które do tej pory były jego atutem stały się teraz przekleństwem. Chyba nikt sobie nie wybraża żeby Williams odmówił Spielbergowi czy Lucasowi? Ten kompozytor stracił już chyba wolność wyboru i teraz pisze muzykę którą musi a przynajmniej powinien właśnie włąśnie on napisać z racji na znajomości z reżyserami czy producentami. "Harry Potter", który według mnie jest najlepszą ścieżką Williamsa ostatnich lat był właśnie takim zleceniem nie wymuszonym - wolnym wyborem.

Może faktycznie nadszedł czas dla Williamsa aby zmienił trochę zainteresowania na bardziej klasyczne i odpoczął od filmu. Dlatego na pewno dobrą decyzja było odstąpienie od najnowszego Harry'ego pottera. Kiedy się robi trzy ścieżki dźwiękowe jednego roku to już nie jest komponowanie tylko produkowanie. Dlatego nie dziwią zapożyczenia z innych ścieżek dźwiękowych. Trudno napisać tyle nut i ani razu nie powtórzyć choć ktrókiej sekwencji dźwięków. Czasami może to nawet wyjść lepiej niż pierwowzór. Najlepszym tego przykładem jest "Charlie And The Chocolate Factory" Elfmana gdzie słuchać niemal wszystko od "Edwarda Nożycorękiego" do Spidermana" ale tutaj daje to świetny efekt.

Najlepsze ścieżki dźwiękowe powstają zawsze na początkach karier. Kiedy kompozytor zyskuje sławę i pewność, że nikt mu nie "podskoczy" może pojawić się brak motywacji. W Hollywood najlepszym motywatorem jest stres - jak to powiedział kiedyś Kaczmarek. Może to wygląda jakbym bronił Williamsa ale po prostu staram się traktować kompozytorów jako ludzi. Takich zwykłych ludzi, którzy mogą się w pewnym momencie zmęczyć tym co robią. Williams chyba po prostu się przepracował - jak długo można w końcu być na topie. To chyba nie znaczy jeszcze że się skończył prawda?

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26132
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#15 Post autor: Koper » pt mar 17, 2006 00:29 am

Jak dla mnie to John Williams osiągnął szczyt swoich możliwości w roku 1993, kiedy skomponował dwa znakomite soundtracki - do Jurassic Park i Schindler's List. Potem już żadną muzyką, żadnym swoim motywem mnie nie powalił. Było oczywiście kilka niezłych ścieżek Williamsa, ale to już nie było to. Zapewne zmienił się sam styl muzyki w filmach w ogóle (gdzie te fanfarowe tematy z 'kina nowej przygody'? :( ) ale to nie tłumaczy Williamsa, bo przecież ani Lista Schindlera, ani np. Imperium Słońca to nie było takie przygodowe kino przełomu lat 80.-90. a mimo to jakie wspaniałe tematy na potrzeby tamtych filmów Williams skomponował.

ODPOWIEDZ