Długo się z tym nosiłem, ale w końcu zebrałem się w sobie, by podrzucić kilka refleksji na temat mojej kolekcji płyt Chrisa Younga.
Zajakwa z nim związana zaczęła się spory czas temu, bo coś koło 10 lat temu. Pamiętam, że kiedy wpadła mi w łapska cyfrowa kopia promosa "The Core", to miałem słuchane przez kilka tygodni. Żałowałem, że nie udało mi się zgarnąć oficjalnego promosa dawanego do kopii "The Tower", ale w późniejszych latach udało się to nadrobić. Kolekcja poszerzała się systematycznie, ale najwięcej tytułów wpadło w ciągu minionego roku. I pragnę zaznaczyć, że jestem w tym bardzo selektywny. Nie kupuję na pałę, choć ilość płyt może sugerować co innego.
W każdym razie nie biorę też od spekulantów, tylko cierpliwie czekam na okazje, by ustrzelić. I wiem, że nie mam jeszcze wszystkiego, co bym chciał (o tym później), ale w mam nadzieję zamknąć całą kolekcję interesujących mnie tytułów w najbliższym czasie.
No to jedziemy...
Sorki za burdel w chronologii, ale przekładałem ostatnio sporo płyt, bo nowy regał dostawiałem. I tak jakoś nie każda trafiła na miejsce.
No i pewnie zauważyliście, że niektóre płyty są zafoliowane. Jakoś od kilku lat, gdy pojawił się dostęp do studyjnych masterów, głównie ich słucham. Więc płyty czasami leżą na półce po 3-4 lata nierozpakowane. :d
Ale wracając do tematu. Jak pewnie widzicie, sporo wydawać by się mogło kiepawych płyt, które kompletnie asłuchalne są. No ale za to, jak pomysłowe. Tutaj uwagę kieruję przede wszystkim w kierunku "The Vagrant", które wydaje mi się jednym z ciekawszych, wczesnych Youngów. Totalna awangarda, ale jaka pomysłowa.
"Cinema Septet" kupiłem, bo nadarzyła się okazja. Nie to żebym przepadał za zgromadzoną tam muzą, no ale skoro definiuje niejako wczesną twórczość Younga, to odżałowałem te kilkadziesiąt cebul. To samo z "Def-Conem". Reszta płyt z tzw. wczesnego Younga, to moje must-have, które musiałem mieć.
Jest tutaj w zbiorach kilka krążków (szczególnie z tej nowszej twórczości), które mam, bo się połasiłem, ale bez wielkiego "wow". Taką płytą jest na przykład "Set It Off" czy "In Too Deep". W ogóle mam jakiś problem z jazzowo-bluesowymi ścieżkami Younga. Są one dla mnie troszkę na jedno kopyto robione. Choć niektóre, jak wyżej wymienione poszczycić się mogą jakimś klimatem, to już na przykład "Lucky You" czy "Rounders" wydają się dla mnie trochę pretensjonalne. No ale to już kwestia gustu. Bo z drugiej strony płyty oparte na lajtowej stylistyce country wchodzą mi o wiele lepiej.
Osobną sprawą jest wybór wydania. Są płyty, które musiałem mieć w jak najszerszym wydaniu ("Haunted Summer"), są też takie, które w zupełności wystarczają w podstawowej wersji i takim scorem jest "Jennifer 8". Nie łaszę się też na nowe miksy "Hellraisera", bo mam świetnie wydany dwupak od BSX. Na dysku mam studio mastery od Lakeshore, więc ten krążek dynda mi wiecie gdzie.
Najgorszą kwestią w przypadku Younga jest dostępność do tych płyt. Pal licho, że te wydane czasami osiągają niebotyczne ceny na rynku wtórnym, ale część z jego precjozów została przez Fakesa wydana tylko w formie promo. No i niedawno udało mi się ustrzelić takie cztery perełki, które wytłoczone były w połowie lat 90. w bardzo limitowanym nakładzie:
W ogóle uważam za wielką porażkę Younga, że nie udało się wydać oficjalnie "Murder At 1600" oraz "Urban Legend". To świetne prace, które zasługują na to. Może kiedyś... Razem ze "Spider-Manem 3", którego absencja jeszcze bardziej boli?
No i wracając do punktu wyjścia, nie mogłem sobie odmówić posiadania tej pracy w dwóch wersjach.
Niby sporo, ale kolekcja nie jest jeszcze pełna. Lada dzień (mam nadzieję) dotrze do mnie długo oczekiwany
Nightmare on Elm Street 1 i 2 od Varese. Długo na to polowałem i udało się w rozsądnej cenie wyrwać. Zaznaczę tylko, że na te sweterkowe delikatesy Townsona się nie chciałem łasić. Nie dość, że większość bonusowej muzy Younga jest tam w mono, to jeszcze cholernie drogie to wszystko. A aż takim fanem serii NoES nie jestem.
Z innych braków, to niestety dalej na półce nie mam
Flowers In The Attic oraz
Untraceable.
Mniejsze parcie mam na
Invaders From Mars oraz
The Tower, ale jak się uda kiedyś ustrzelić za godziwe pieniądze, to nie będę protestował.
No i to tyle w temacie.
Jest tutaj ktoś, kto podziela podobną fascynację twórczością Krzysia?