John Powell - Green Zone (Varese)
Nawet niezła ta płyta - taki miks Bourne'a z U93. Chwilami co prawda nie da się słuchać niektórych łomotów (parę ścieżek opiera się na zasadzie "byle głośniej"), ale generalnie Powell po raz kolejny udowadnia, że potrafi zrobić coś niebanalnego na dłuższą metę, co różni się od reszty hollywoodzkiej definicji action score'u. Jakaś bardzo dobra praca to nie jest, a i na pewno pozostanie w cieniu ww tytułów, ale posłuchać spokojnie można, szczególnie jak ktoś lubi taki styl.