Interstellar (2014)
Re: Interstellar (2014)
bla bla bla.. część tej sceny pod względem emocjonalnym zagrała ok, ale jest część - dokładnie w chwili gdy ona jest na drugim planie a pierwszy jest pokazany Mefju który mówi z wyrzutem do Damona że ściemnia a Damon nie jest pokazany wtedy - i wtedy ona stoi za Mefju w tle i ma tak sztuczną minę że łeb boli Fejl i tyle.
#FUCKVINYL
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33788
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
Żaden fail, nie ma sztucznej miny, ma normalną minę, znaczy smutną minę. It's called acting.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
It's called no arguments...
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9826
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Interstellar (2014)
O, to w tym temacie jedziemy po tym filmidle? Powinienem tu przekleić swój post z wątku muzycznego czy jak?
Zajebiste
Może nie wiedziała, że będzie w kadrze?
Templar pisze:Jak ktoś oglądał film oraz skecz o fatalnych skutkach przejęzyczenia to powinien zrozumieć:
Zajebiste
Adam pisze:bla bla bla.. część tej sceny pod względem emocjonalnym zagrała ok, ale jest część - dokładnie w chwili gdy ona jest na drugim planie a pierwszy jest pokazany Mefju który mówi z wyrzutem do Damona że ściemnia a Damon nie jest pokazany wtedy - i wtedy ona stoi za Mefju w tle i ma tak sztuczną minę że łeb boli Fejl i tyle.
Może nie wiedziała, że będzie w kadrze?
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33788
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
Bla...Bla... Bla... Nie ma tu żadnego jechania po filmie. Tym bardziej, że ten temat jest niepotrzebny, gdyż muzyka i obraz tworzą jedną spójną całość. A więc o filmie można dyskutować i go chwalić w temacie muzycznym.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
Na szczęście nie jesteś administratorem tego forum i jechanie po filmie, zwłaszcza uargumentowane, jak najbardziej jest w tym temacie dopuszczalne. To, że ty uważasz ten film za doskonały, nie oznacza, że tak jest w rzeczywistości .
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33788
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
To ma być uargumentowana krytyka Dobra są niby jakieś argumenty, ale są one obraźliwe.
Adam pisze:tak w ogóle to ona znów fejlowo zagrała w jednej scenie - jak im Damon odpowiada co zrobił jej tatusiek, to ona ma w założeniu płaczliwą minę - tylko wygląda wtedy jak niemowlak który zrobił kupę i się drze "Mamo, kupaaaa" nie ma takiego faila jak umierająca Cottilard w Batmanie 3, ale podobny poziom grafomaństwa aktorskiego.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
Dobra, bo w sumie się do końca na temat samego filmu nie wypowiedziałem, to powiem jak to moim zdaniem wygląda. Tylko dam na początku pewną uwagę, która nie ma "złagodzić" w żaden sposób tego, co mam zamiar powiedzieć.
Jak Interstellar wyjdzie na blurayu, to oczywiście film ten kupię. Bo wolę ambitną porażkę Nolana, w którą jednak trzeba wgryźć i trochę pomyśleć, także nad jej źródłem, ale i nad tym, co ten film proponuje, niż nawet najlepiej zrealizowany kultowy film akcji, który na poziomie intelektualnym jednak jest zupełną pustką, jak Expendables 2 (jedynka jest... daleka od doskonałości, trójka mnie jakoś nie fascynuje) czy np. którykolwiek z kultowych filmów lat 80-tych.
Moja podstawowa uwaga (do ostrych uwag Adama na temat aktorstwa, moim zdaniem świetnego przez cały film) to fakt, że Nolan odważył się wybrać w rejony, w których jeszcze nie był i nie mówię tylko o podróży mostem Rosena-Einsteina. Nolan spróbował kina metafizycznego, chyba po raz pierwszy w życiu, choć nie odkrył żadnych nowych filmowych światów, tworząc metafizykę w oparciu o jak najbardziej fizyczne teorie. Ma za sobą, i chwała mu za to, tradycję ambitnej literatury (i kina) science-fiction, mówię tutaj o Lemie czy o Arthurze C. Clarke'u, by nie powołać się nawet na Carla Sagana (Kontakt!).
Za to mu chwała, ale wkradła się tu pewna rysa, która wynika niejako ze stylu samego reżysera, czy raczej jego sposobu myślenia. Kiedy bowiem filmowiec idzie w kierunku metafizyki, to decyduje się na małą "sublimację" (by użyć tego terminu niezbyt poprawnie w jego fizycznym czy chemicznym, a nie Freudowskim znaczeniu!) z prozy w poezję. Nie mówię tego bynajmniej ocennie. Nolan pokazał się nie raz jako jeden z najlepszych prozaików dzisiejszego hollywoodzkiego kina, będąc (znam zarzuty do Batmanów, bardzo dobrze je znam, ale z wyjątkiem TDKR mogę tylko przyklasnąć konsekwencji Nolana, której w ostatnim filmie mu zabrakło) mistrzostwem wewnętrznej logiki fabularnej (nie ogólnej, dla mnie sprawa kontrowersji z parą wodną, to kwestia świata zewnętrznego, a nie nolanowskiego Gotham). Do tego też należy jego zamiar, by koniecznie, ale to koniecznie wyjaśniać 99% jeśli nie 100% świata przedstawionego i w zasadzie łączenia prowadzenia fabuły łącznie z przedłużaniem prawie w nieskończoność ekspozycji, co mistrzowski wymiar osiągnęło w Incepcji.
Metafizyka jednak, czego uczą mistrzowie kina tego typu (Kieślowski czy Malick!), jest w dużą mierze sztuką poetycką, pełną pewnych niedopowiedzeń. Wymaga więcej od widza, bo nie jest jej zadaniem zaproponowanie wszystkich odpowiedzi, a raczej skłonienie do refleksji na temat tego, co film przedstawia. Nolan, wpisując wymiar metafizyczny (mówi przecież o transcendencji!) w realistyczny, oparty na regułach nauki świat, zatrzymuje się trochę w połowie. Przy tym, inspiracja Malickiem, bardzo ciekawy ruch w mainstreamowym kinie (i godny pochwały), która objawia się nie tylko na poziomie tematycznym (miłość, także jako transcendens), ale i wizualnym (ujęcia farmy) i castingowym (Jessica Chastain i znowu w "środowisku rodzinnym"!), jest jednym z powodów tej niekonsekwencji.
Tak krytykowane przez Marka, Wojtka i mnie dialogi, których Nolan nie zawsze był mistrzem (ostatnio oglądając Incepcję pewne powtórzenia DiCaprio mnie lekko męczyły, muszę powiedzieć), wynikają WŁAŚNIE z tej niekonsekwencji. Malick bowiem (a czym się różnią dialogi o miłości w sumie w Tree of Life od tych z Interstellar? Malick jest jeszcze bardziej konsekwentnie poetycki, ale o tym mówię!) nigdy, może poza Badlands, nie jest realistą. Tworzy kino poetyckie, które nie ma za zadanie idealnego przedstawienia realistycznego świata. Nolan zatrzymuje się tutaj w połowie i jest pewien dysonans między poezją dialogów o miłości, a generalnie realistycznym zapleczem. Bo jak oglądamy film, który jakoś jest osadzony (nawet oparty na hipotezach naukowych dotyczących rzeczy, których nigdy nie zaobserwowano gołym okiem!) w pewnej rzeczywistości, oczekujemy, że bohaterowie będą mówić tak, jakby mówili w rzeczywistości (oczywiście, realizm jest wyłącznie konwencją, wykorzystującą takie środki językowe, które czynią narratora zupełnie przezroczystym). U Nolana mamy coś między prozą SF a poezją i wcale nie mówię tutaj o cytacie z Dylana Thomasa, tak ważnym dla emocjonalnej zawartości filmu.
Oczywiście, cieszy kilka rzeczy. Cieszy fakt, że Nolan jako jeden z niewielu filmowców dzisiaj odważył się na ambitne kino science-fiction (bo mimo wszystko, to do reszty krytyków tego filmu, którzy tak nie twierdzą, JEST to ambitne kino science-fiction) o takiej skali. Cieszy fakt, że nie nakręcił filmu cynicznego (choć jego cynizm, patrz TDK, jest super), więc wyszedł poza pewnego rodzaju pesymizm. Cieszy fakt, że pociągnął za sobą tylu dobrych aktorów, którzy wcale, wbrew temu, co mówi Adam, nie robią kupy na ekranie (przesadził, oj, przesadził).
Ale jeśli idzie w tym kierunku po raz pierwszy i jeśli ma taką konstrukcję artystyczną jaką ma, to może mu do końca ta historia nie wyjść. Ale nawet jeśli do końca nie wyszła, to nie znaczy, że źle, że ten film zrobił. Bynajmniej. Musiał spróbować i chciał spróbować. Jak jest świetnie, to jest blisko geniuszu. Jak jest gorzej, to mamy poziom dużo niższy w tych scenach.
I tyle
Jak Interstellar wyjdzie na blurayu, to oczywiście film ten kupię. Bo wolę ambitną porażkę Nolana, w którą jednak trzeba wgryźć i trochę pomyśleć, także nad jej źródłem, ale i nad tym, co ten film proponuje, niż nawet najlepiej zrealizowany kultowy film akcji, który na poziomie intelektualnym jednak jest zupełną pustką, jak Expendables 2 (jedynka jest... daleka od doskonałości, trójka mnie jakoś nie fascynuje) czy np. którykolwiek z kultowych filmów lat 80-tych.
Moja podstawowa uwaga (do ostrych uwag Adama na temat aktorstwa, moim zdaniem świetnego przez cały film) to fakt, że Nolan odważył się wybrać w rejony, w których jeszcze nie był i nie mówię tylko o podróży mostem Rosena-Einsteina. Nolan spróbował kina metafizycznego, chyba po raz pierwszy w życiu, choć nie odkrył żadnych nowych filmowych światów, tworząc metafizykę w oparciu o jak najbardziej fizyczne teorie. Ma za sobą, i chwała mu za to, tradycję ambitnej literatury (i kina) science-fiction, mówię tutaj o Lemie czy o Arthurze C. Clarke'u, by nie powołać się nawet na Carla Sagana (Kontakt!).
Za to mu chwała, ale wkradła się tu pewna rysa, która wynika niejako ze stylu samego reżysera, czy raczej jego sposobu myślenia. Kiedy bowiem filmowiec idzie w kierunku metafizyki, to decyduje się na małą "sublimację" (by użyć tego terminu niezbyt poprawnie w jego fizycznym czy chemicznym, a nie Freudowskim znaczeniu!) z prozy w poezję. Nie mówię tego bynajmniej ocennie. Nolan pokazał się nie raz jako jeden z najlepszych prozaików dzisiejszego hollywoodzkiego kina, będąc (znam zarzuty do Batmanów, bardzo dobrze je znam, ale z wyjątkiem TDKR mogę tylko przyklasnąć konsekwencji Nolana, której w ostatnim filmie mu zabrakło) mistrzostwem wewnętrznej logiki fabularnej (nie ogólnej, dla mnie sprawa kontrowersji z parą wodną, to kwestia świata zewnętrznego, a nie nolanowskiego Gotham). Do tego też należy jego zamiar, by koniecznie, ale to koniecznie wyjaśniać 99% jeśli nie 100% świata przedstawionego i w zasadzie łączenia prowadzenia fabuły łącznie z przedłużaniem prawie w nieskończoność ekspozycji, co mistrzowski wymiar osiągnęło w Incepcji.
Metafizyka jednak, czego uczą mistrzowie kina tego typu (Kieślowski czy Malick!), jest w dużą mierze sztuką poetycką, pełną pewnych niedopowiedzeń. Wymaga więcej od widza, bo nie jest jej zadaniem zaproponowanie wszystkich odpowiedzi, a raczej skłonienie do refleksji na temat tego, co film przedstawia. Nolan, wpisując wymiar metafizyczny (mówi przecież o transcendencji!) w realistyczny, oparty na regułach nauki świat, zatrzymuje się trochę w połowie. Przy tym, inspiracja Malickiem, bardzo ciekawy ruch w mainstreamowym kinie (i godny pochwały), która objawia się nie tylko na poziomie tematycznym (miłość, także jako transcendens), ale i wizualnym (ujęcia farmy) i castingowym (Jessica Chastain i znowu w "środowisku rodzinnym"!), jest jednym z powodów tej niekonsekwencji.
Tak krytykowane przez Marka, Wojtka i mnie dialogi, których Nolan nie zawsze był mistrzem (ostatnio oglądając Incepcję pewne powtórzenia DiCaprio mnie lekko męczyły, muszę powiedzieć), wynikają WŁAŚNIE z tej niekonsekwencji. Malick bowiem (a czym się różnią dialogi o miłości w sumie w Tree of Life od tych z Interstellar? Malick jest jeszcze bardziej konsekwentnie poetycki, ale o tym mówię!) nigdy, może poza Badlands, nie jest realistą. Tworzy kino poetyckie, które nie ma za zadanie idealnego przedstawienia realistycznego świata. Nolan zatrzymuje się tutaj w połowie i jest pewien dysonans między poezją dialogów o miłości, a generalnie realistycznym zapleczem. Bo jak oglądamy film, który jakoś jest osadzony (nawet oparty na hipotezach naukowych dotyczących rzeczy, których nigdy nie zaobserwowano gołym okiem!) w pewnej rzeczywistości, oczekujemy, że bohaterowie będą mówić tak, jakby mówili w rzeczywistości (oczywiście, realizm jest wyłącznie konwencją, wykorzystującą takie środki językowe, które czynią narratora zupełnie przezroczystym). U Nolana mamy coś między prozą SF a poezją i wcale nie mówię tutaj o cytacie z Dylana Thomasa, tak ważnym dla emocjonalnej zawartości filmu.
Oczywiście, cieszy kilka rzeczy. Cieszy fakt, że Nolan jako jeden z niewielu filmowców dzisiaj odważył się na ambitne kino science-fiction (bo mimo wszystko, to do reszty krytyków tego filmu, którzy tak nie twierdzą, JEST to ambitne kino science-fiction) o takiej skali. Cieszy fakt, że nie nakręcił filmu cynicznego (choć jego cynizm, patrz TDK, jest super), więc wyszedł poza pewnego rodzaju pesymizm. Cieszy fakt, że pociągnął za sobą tylu dobrych aktorów, którzy wcale, wbrew temu, co mówi Adam, nie robią kupy na ekranie (przesadził, oj, przesadził).
Ale jeśli idzie w tym kierunku po raz pierwszy i jeśli ma taką konstrukcję artystyczną jaką ma, to może mu do końca ta historia nie wyjść. Ale nawet jeśli do końca nie wyszła, to nie znaczy, że źle, że ten film zrobił. Bynajmniej. Musiał spróbować i chciał spróbować. Jak jest świetnie, to jest blisko geniuszu. Jak jest gorzej, to mamy poziom dużo niższy w tych scenach.
I tyle
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9826
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Interstellar (2014)
Mostem Einsteina-Rosena nie dałoby się podróżować - udowodniono, że byłby zbyt niestabilny i zapadałby się sam w sobie, zanim cokolwiek by mogło przez niego przelecieć I fakt, przez jakiś czas funkcjonowało to jako synonim tunelu czasoprzestrzennego, ale obecnie w nauce rozróżnia się co najmniej kilka potencjalnych rodzajów takiego tunelu i terminem tym określa się jedynie pierwotną koncepcję, do jakiej doszli Einstein i RosenPaweł Stroiński pisze:Moja podstawowa uwaga (do ostrych uwag Adama na temat aktorstwa, moim zdaniem świetnego przez cały film) to fakt, że Nolan odważył się wybrać w rejony, w których jeszcze nie był i nie mówię tylko o podróży mostem Rosena-Einsteina.
A tak ogólnie do Twoje posta: tak, słusznie wytknąłeś, że u Nolana ekspozycja jest praktycznie nieskończona. Bohaterowie opisują praktycznie każdą chwilę, którą przeżywają i w tym filmie jest to albo przeważnie naukowy bełkot, albo wyjaśnianie ich stanów emocjonalnych (zamiast pokazać, co czują, wolą o tym opowiadać - normalnie jakby widzowie w kinie byli jedną wielką grupą psychologów ). Nolan jest chyba zbyt dużym realistą, żeby umiejętnie robić kino metafizyczne - i dlatego mamy tu tak koszmarny tekst, jak ten o miłości jako o kolejnym fizycznym wymiarze. Ciekawe, co by na to Einstein powiedział
A tak w ogóle jak sobie myślę, ile w tym filmie gadania, to się dziwię,
Spoiler:
Spoiler:
A i jak komuś by się bardzo nudziło, to polecam tę dyskusję
http://www.filmweb.pl/film/Interstellar ... w.,2538157
Właśnie dla takich "geniuszów" czytam jeszcze czasami forum filmweba Ale aż szkoda patrzeć, jak jeden gość się produkuje, a inni twierdzą, że każda religia mówi o życiu w tunelach czasoprzestrzennych i że masło to integralna część wszechświata
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
- kiedyśgrześ
- + W.A. Mozart +
- Posty: 5925
- Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26132
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
No. Jeśli to dla Wawrzka to centralną postacią winien być Hansu, względnie Hathawayówna.kiedyśgrześ pisze:coś się nie zgadza na tym obrazku Wojtek
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33788
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Interstellar (2014)
Nie, wszystko się zgadza. Tylko, że ten obrazek ma charakter prześmiewczy, a nie wychwalający.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
Re: Interstellar (2014)
chłopie weź ochłoń.. robiłeś już z scorów Zimmera najlepsze w historii wszechświata, teraz widze robisz to samo z osobą Nolana... znów mamy mieć bekę przez rok?Wawrzyniec pisze:Nie, wszystko się zgadza.
#FUCKVINYL