#77
Post
autor: Paweł Stroiński » ndz paź 20, 2013 11:13 am
Doskonale to rozumiem. Sądzę, że u Cuarona należy rozróżnić logikę w sensie ogólnym, czyli to, jak jest ogólnie postrzegana przez nas i wewnętrzną logikę fabuły. Pod względem tego pierwszego jest kilka rzeczy, których można się przyczepić, jak, o czym rozmawiałem np. z Mefim, co w zasadzie Bullock robi w kosmosie.
Babka ma tytuł doktora, instaluje na Hubble'u jakieś podzespoły własnego autorstwa, a potem nagle się dowiadujemy, że pracuje w szpitalu po 18 godzin, co oznacza, że jest lekarzem. O jej przygotowaniu astrofizycznym (podzespoły? Własne? Na teleskopie?!) nie wiemy zupełnie nic. Selekcja NASA jest bardzo, bardzo restrykcyjna, a jednak posłano w przestrzeń osobę z ewidentną depresją, która przez to (przecież praca taka wymaga od cholery precyzji, itd.) stanowi potencjalne zagrożenie dla całej misji (choć Kowalski ma rację, że jej opóźnienie nie wpłynęło na to, co się stało; więcej, dzięki temu w ogóle oboje przeżyli pierwszy atak śmieci). Nie mówimy tutaj o prostym locie w kosmos, gdzie sobie orbitujemy wokół Ziemi i się cieszymy, tylko o skomplikowanej operacji wymagającej długotrwałej (trwa to już kilka godzin i Stone jest na oparach sił przez to przecież) operacji typu EVA (extra-vehicular activity, w NASA termin na wszystkie działania poza pojazdem kosmicznym, więc także wyjście Armstronga z lądownika na Księżycu), która jest potencjalnie (w filmie realnie) bardzo niebezpieczna. Fakt, że jest w kosmosie (z powodu stresu? myśli samobójczych, które faktycznie mogą doprowadzić do wielkiej nieuwagi?) i popełnia to, co robi ze śrubką z teleskopu (która, gdyby Kowalski jej nie złapał, mogłaby zrobić nie mniejsze zamieszanie niż późniejszy atak śmieci, wbrew pozorom poszycie kadłuba promu kosmicznego nie jest takie mocne, jakby się nam wydawało) jest błędem wprost niewyobrażalnym przy precyzji takich operacji. To, że Clooney jest przy tym tak spokojny też mnie trochę dziwi, bo przy całym treningu, takie coś było bardzo nieodpowiedzialne i powiedziałbym jej parę słów do słuchu.
Kilka rzeczy niezgodnych z rzeczywistością jest jednak albo dobrych, albo zrozumiałych. Dobre: kontynuacja misji promów kosmicznych po zakończeniu programu. Jak wykazuje tytulatura score, prom miał się chyba początkowo nazywać w ogóle Atlantis, czyli miał to być autentyczny prom NASA. Można tu było, jak sądzę, pójść w dwóch kierunkach - po pierwsze stworzyć zupełnie nowy statek kosmiczny albo przedłużyć coś autentycznego i typ operacji. Tylko, że mała uwaga. Od wypadku Columbii wszystkie misje promów miały w zasadzie wyłącznie dokować przy ISS, żeby w razie czego (bo Columbia rozleciała się przy wejściu do atmosfery z powodu uszkodzonej podczas startu osłony termicznej) astronauci mieli gdzie uciec. Kontynuacja programu STS (promy kosmiczne, STS oznacza space transportation system; faktycznie skończyło się na misji nr 135, więc przedstawione przez Cuarona STS-157 jest po prostu oczkiem w kierunku widza, tak, tak, to się nie dzieje naprawdę) jest tutaj sensowna - znamy dokładnie potencjalne procedury, itd. Jedyne, czego bym się przyczepił to zastanowiłbym się poważnie, choć tu ekspertem nie jestem i nie wiem, na czym polega różnica, czy Stone jest specjalistką misji (mission specialist, jak u Cuarona) czy, z powodu instalacji WŁASNYCH podzespołów, przypadkiem nie specjalistką ładunku (payload specialist), choć to jest chyba czepianie się na siłę. Natomiast czepianiem się na siłę nie jest fakt, że to, że Stone w ogóle próbowała lądowania Sojuzem (!) w symulatorze jest nierealne, ponieważ specjaliści misji/ładunku w ogóle nie mają szkolenia w pilotowaniu (choć z drugiej strony, to co zrobił Cuaron jest sensowną propozycją - a co jak piloci zginą?).
Co jest zrozumiałe? Cuaron doskonale zdaje sobie sprawę, że fakt, że wszystko u niego jest w zasadzie na tej samej orbicie jest fikcyjne, nawet napisali w pełni realistyczną wersję, ale stwierdzili, że trzeba by tak wiele wyjaśniać, że film nie miałby zupełnie sensu i nie dałoby się oglądać. O ile deadline jest też fikcją (atak śmieci wywołałby wielkie spustoszenie, ale byłby jednorazowy), to reakcja łańcuchowa, o której mowa na początku jest autentyczną hipotezą naukową, zwaną syndromem Kesslera.
I jedna dość oczywista uwaga, dla zainteresowanych, ale nieorientujących się. Nikt nigdy nie zginął jeszcze (dzięki Bogu) w przestrzeni kosmicznej, wszelkie śmiertelne wypadki odbyły się już praktycznie w atmosferze ziemskiej, czy to przy starcie (Challenger) czy przy lądowaniu (nieotwarte spadochrony, raz zaraz przy wchodzeniu w atmosferę doszło do dekompresji kabiny; no i Columbia).