Hm, a jak ja napisałem na fb o efektach przypominających serial sci-fi sprzed 15 lat, to mi Templar powiedział, że chyba trolluję
Swoją drogą, określenie "gwiezdne wojny dla millenialsów" chyba dość dobrze trafia w sedno, bo siedząc na grupie FB poświęconej Gwiezdnym Wojnom, codziennie widzę posty forsujące rzekomą zajebistośc tego filmu, fabularny geniusz i błyskotliwość. Jak ktoś wytknie fabularne dziury, to albo się go szufladkuje jako hejtera, który się bawi w nitpicking, albo się wyskakuje z OT i broni TLJ na zasadzie "NO TAK ALE W ANH TEŻ COŚ BYŁO GUPIE". Najbardziej kancerogenne było chyba porównywanie Snoke'a do Palpatine'a, argumentując, że o nim też nie było nic wiadomo w OT. Świetny argument kompletnie ignorując kolejne 3 filmy dające backstory Palpatine'owi, które sequele całkowicie ignorują
Tak samo jechanie na walki po prequelach i jaranie się idiotyczną choreografią walki Rena i Rey z gwardią Snoke'a - polecam obejrzeć uważnie, idiotyzmy takie jak gwardziści atakujący wyciągnięty miecz zdarzają się całkiem często, chociaż i tak nic nie przebije debilizmu tego ruchu Rey z przerzuceniem miecza z ręki do ręki (jedną rękę miała unieruchomioną przez gwardzistę, drugiej używała do powstrzymania jego ręki z tasakiem - generalnie to w chwili tej podmiany nic już nie blokowało ciosu gwardzisty, no ale Mary Sue ma tak silny plot armour, że pewnie zapomniał, że własnie próbował ją zabić).
Do tego dochodzi jeszcze cała otoczka polityczno-ideologiczna, która jest chyba największym rakiem zarówno tego filmu, jaki całego dyskursu wokół niego - widać, że Disney dostał przez to ostro po dupie, bo sprzedaż zabawek im spadła o 40 % w porównaniu z ubiegłym rokiem, co jest poważnym ciosem dla franczyzy, która merczendajzingiem stoi (o dziwo nikt nie chciał kupować zabawkowej Rose - szok i zdumienie), no i też fatalny wynik kasowy w kinach. Ciekawe, kiedy się kapną, że nie bardzo im to całe podejście pomaga, bo zamiast zmienić strategię, wolą dodatkowo podkurwiać najbardziej lojalną finansowo część swojego targetu, mówiąc, że fani, którym się nie podobał TLJ są mizoginami (100% confirmed, ja np. nienawidzę postaci kobiecych w filmach. Pomijając Ripley. I Czarną Mambę. I Sarę Connor. I Leię. I Mulan. Yyyy... dobra, nieważne
)
Chociaż nie powiem, wątek Luke'a był całkiem ciekawy i pomysłowy, mimo wszystko jego zakończenie było rozczarowujące, no i w tej chwili, po uśmierceniu całej oryginalnej obsady (przy czym Leia pewnie umrze poza kadrem, bo zapowiedziano, że EIX nie będzie używał archiwalnego footage'u Fisher), w zasadzie żaden z bohaterów mnie nie interesuje.
No i to też jest ciekawe, myślałem, że jak Disney się wziął za SW, to mieli bardzo spójny plan na całą trylogię - głównie dlatego, żeby się odciąć od chaotycznie napisanych prequeli i nie wkurzać fanów, ale też dlatego, że wiele dodatkowych źródeł zdawało się być drobiazgowo i długofalowo planowanych, zwłaszcza po tym, jak w 2013 skasowano stary kanon. Po seansie Rogue one byłem zaskoczony, jak wiele z rzeczy bardzo subtelnie zasygnalizowanych w np. serialu Rebels w jakiś sposób się wiązało z filmem (np. w pierwszym sezonie w 2014 jedna z postaci mówi o Mustafar, że to planeta, która się cieszy złą sławą wśród ocalałych Jedi, bo żaden z nich nie wrócił stamtąd żywy - potem z filmu dowiadujemy się, że Vader ma tam daczę). Takich set upów zdawało się być całe mnóstwo w rebelsach, książkach i komiksach, ale właśnie gdzieśtak do czasu R1. Potem przyszedł Johnson, wyjebał do kosza draft Kasdana, olewając wszystkie fundamenty wylane przez TLJ, jak również kompletnie srają na plany Trevorrowa - ostatnio wyciekła informacja, że Ridley była bardzo wzruszona jego planami wobec niej, Hamill też wcześniej mówił, że był bardzo podekscytowany co do jego pomysłów na Luke'a. Do tego jeszcze śmierć Fisher przekreśliła jego plany co do roli Lei, koniec końców go wyjebano, pytanie w jakim stopniu dlatego, że jego scenariusz nie dodawał się z tym, co zrobił Johnson, a w jakim dlatego, że the Book of Henry zrobiło klapę. Tak czy siak, wygląda na to, że po skasowaniu EU story group Disneya chciał zbudować spójne uniwersum, ale bardzo szybko im się to rozlazło, i w tej chwili robi się z tego jeden wielki clusterfuck. Ta trylogia jest już spisana na straty, i chyba bardziej czekam na spin offy, bo nie mam co do nich żadnych oczekiwań i traktuję je raczej jako quilty pleasure/fajne patrzydło, które w najlepszym razie może fajnie rozbudować świat przedstawiony i dostarczyć ze dwie fajne sceny akcji. Co do tego, że żaden z tych filmów nie będzie niczym więcej, niż przewidywalnym rzemiosłem ze sprawną pracą ekipy filmowej nie mam złudzeń