Justin Hurwitz - First Man (2018)
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Przecież Bond odkrył że lądowanie to była ustawka, bo się wbił im na plan łazikiem w Diamentach..
#FUCKVINYL
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Niesamowity film, o którym można dużo pisać. Przede wszystkim - po Grawitacji wydawało się, że pod względem zdjęć w kosmosie nie można już nic osiągnąć. Bzdura. Można i można to przebić. Ponad połowa filmu to wręcz gra FPP - zdjęcia kręcone z ręki na BARDZO bliski plan z DUŻĄ dbałością o detale - coś czego w Grawitacji prawie nie było i coś co jest pionierskie na dziś w tym gatunku. Tego filmu nie wyobrażam sobie oglądać nie w IMAXie, skoro mamy tutaj w nim nawet wręcz panoramy, kręcone właśnie tymi kamerami. W IMAXie go widziałem i wybiorę się jeszcze minimum 2 razy. Zdjęcia i montaż to najmocniejszy punkt tego filmu.
Drugim aspektem są smaczki - dla kogoś kto się interesuje tematem, a ja od dziecka się tym pasjonowałem, mamy tutaj kopalnię ester eggów - oryginalne wypowiedzi otworzone ponownie, oryginalne sceny i dialogi (np. konferencja prasowa, rozmowy z Houston itp). w Apollo 13 Howarda było to w znacznie mniejszym stopniu, ale też wtedy było się dzieckiem, nie było internetu, nagrań NASA z YT itd, po prostu człowiek wiedział mniej, więc wydźwięk tamtego filmu był mniejszy.
Trzy - muzyka. Choćby nie wiem jak nie lubić płyty (o której się szeroko wypowiedziałem i dalej uważam, że została źle wydana przez co mocno traci), to muzyka w filmie to jest główny kandydat do Oscara. Nie ma jej dużo - tzn płyta to complete, ale film trwa 90 minut dłużej i jest sporo miejsca bez żadnej muzyki.
Cztery - Foy miała życiówkę już wcześniej i ma dalej, ale wreszcie dotknęła ona też Goslinga. Casting tych dwojga na tę parę, to było mistrzostwo.
Pięć - scena z flagą. Po obejrzeniu filmu, jego całego kontekstu, historii - uważam, że te kontrowersje o których się rozpisywano, są przesadzone. Ok, rozumiem, że Aldrin rzucił fochem, ALE to nie jest film o lądowaniu ! Trzeba to obejrzeć, żeby to zrozumieć. Skoro to film o Armstrongu i widzimy to przez 98% jego klatek, to trudno żeby na końcu było inaczej. Prywatnie - tak chciałbym, żeby zrobili to zgodnie z historią, ale to jak to zrobili, nie urąga temu wydarzeniu ani ich bohaterom.
Sześć - przykre, że tak mało faktograficznych filmów o podbojach kosmicznych się tworzy. Choć tyle, że robią teraz film o Challengerze...
Drugim aspektem są smaczki - dla kogoś kto się interesuje tematem, a ja od dziecka się tym pasjonowałem, mamy tutaj kopalnię ester eggów - oryginalne wypowiedzi otworzone ponownie, oryginalne sceny i dialogi (np. konferencja prasowa, rozmowy z Houston itp). w Apollo 13 Howarda było to w znacznie mniejszym stopniu, ale też wtedy było się dzieckiem, nie było internetu, nagrań NASA z YT itd, po prostu człowiek wiedział mniej, więc wydźwięk tamtego filmu był mniejszy.
Trzy - muzyka. Choćby nie wiem jak nie lubić płyty (o której się szeroko wypowiedziałem i dalej uważam, że została źle wydana przez co mocno traci), to muzyka w filmie to jest główny kandydat do Oscara. Nie ma jej dużo - tzn płyta to complete, ale film trwa 90 minut dłużej i jest sporo miejsca bez żadnej muzyki.
Cztery - Foy miała życiówkę już wcześniej i ma dalej, ale wreszcie dotknęła ona też Goslinga. Casting tych dwojga na tę parę, to było mistrzostwo.
Pięć - scena z flagą. Po obejrzeniu filmu, jego całego kontekstu, historii - uważam, że te kontrowersje o których się rozpisywano, są przesadzone. Ok, rozumiem, że Aldrin rzucił fochem, ALE to nie jest film o lądowaniu ! Trzeba to obejrzeć, żeby to zrozumieć. Skoro to film o Armstrongu i widzimy to przez 98% jego klatek, to trudno żeby na końcu było inaczej. Prywatnie - tak chciałbym, żeby zrobili to zgodnie z historią, ale to jak to zrobili, nie urąga temu wydarzeniu ani ich bohaterom.
Sześć - przykre, że tak mało faktograficznych filmów o podbojach kosmicznych się tworzy. Choć tyle, że robią teraz film o Challengerze...
Ostatnio zmieniony pt paź 19, 2018 22:23 pm przez Adam, łącznie zmieniany 1 raz.
#FUCKVINYL
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Hmmmm, film ok, ale szału to nie ma. Trochę długi. No ale z drugiej strony wszystkie wątki są na spokojnie rozwinięte. Ten księżyc jakoś szałowo nie wyszedł. Flaga w oddali jest widoczna, chociaż nie ma patetycznego momentu wbijania Co do muzyki: szału nie ma. W zasadzie wyróżnia się tylko główny motywik wałkowany w kółko, walczyk z dokowania i lądowanie. Generalnie nie mam pojęcia co Hurwitz robił aż dwa lata przy tym scorze... No i jakby ten score dostał Oscara to taka trochę byłaby naciągana nagroda, ale nominację spokojnie dostanie, bo główny motyw wbija się w pamięć, jest charakterystyczne brzmienie theremina, no i o filmie jest dość głośno.
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Powiedział fanboj Desplata, który to dostał ostatnio Oscara ZA JEDNĄ DŁUGĄ SCENĘ i wałkowany JEDEN temat w kółko
Hurwitz hipnotyzuje ten film swoją muzyką, podnosi go trochę do rangi patosu, którego w tym filmie wbrew pozorom nie ma. A to co wielu pomyśli, że jest niby patosowe i ckliwe po amerykańsku - odsyłam do biografii Armstronga i faktów o nim. Wszystko było prawdą.
Za montaż, zdjęcia i muzykę to w chwili obecnej najmocniejszy kandydat do Oscara w tym roku. Za role pierwszoplanowe nie, bo były lepsze kreacje w tym roku, ale to i tak najlepsza rola Goslinga ever.
#FUCKVINYL
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
No wybacz, ale Desplat wysilił się na ciekawsze i bardziej zróżnicowane aranżacje głównego tematu plus łącznie tematy w filmie były trzy, a nie jeden
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
A zapomniałem - największy minus filmu, że nie trwa 40 minut dłużej i nie pokazali młodości, wojny w Korei, oraz choćby kolażu czasów po Nasa. Dla mnie to minus bo czuje się jak wrzucony od razu w wir wydarzeń a to film biograficzny - ot Armstrong od razu urodził się w Nasa, taki fajny chłop
#FUCKVINYL
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Nie do końca jestem w stanie rozczytać, co on tam nabazgrolił.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Justin HurwitzKaonashi pisze: Nie do końca jestem w stanie rozczytać, co on tam nabazgrolił.
1st signed copy
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Ok.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Po drugim seansie mi się przypomniało, że nie napisałem o jednym minusie jeszcze - wielka szkoda, że nie pokazali jednego faktu, który dołożył by kolejną emocjonalną cegłę do filmu - sceny pożaru domu Armstronga, który strwonił mu wtedy prawie cały dobytek, a jego sąsiad astronauta Ed White mieszkający po drugiej stronie ulicy uratował mu wtedy synów z ognia wynosząc ich z płonącego domu. White zginął 3 lata później w pożarze testowym przed Apollo 1. W filmie zostało to spłycone i pokazano tylko moment śmierci astronautów i to jak Armstrong się o tym dowiaduje telefonicznie i gniecie kieliszek (tak też było), ale w wywiadach mówił, że to na niego wpłynęło podobnie mocno jak śmierć córki i przeżywał to sporo czasu, bo to był jego najlepszy kumpel.
#FUCKVINYL
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
Ale ten film nie miał chyba trwać 5 godzin.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Justin Hurwitz - First Man (2018)
no tak, ale są pewne rozwiązania w tym filmie, których w całości nie akceptuję, np to, że pokazano całą słynną akcję z Gemini 8 i trwa ona dłużej i jest znacznie bardziej szczegółowo pokazana niż akcja z lądowaniem na Księżycu Spokojnie mogli by zrobić z tego film 3 godzinny, nikt by na tym nie ucierpiał.
Co do crew muzyki z napisów - Hurwitz znów wszystko zrobił sam - dyrygent, orkiestracje, w ogóle crew muzyczne jest malutkie przez to, dołożone jeszcze miejsce nagrań, mixer, kontraktor orkiestry i mix elektroniki. tyle.
Co do crew muzyki z napisów - Hurwitz znów wszystko zrobił sam - dyrygent, orkiestracje, w ogóle crew muzyczne jest malutkie przez to, dołożone jeszcze miejsce nagrań, mixer, kontraktor orkiestry i mix elektroniki. tyle.
#FUCKVINYL