#9
Post
autor: Adam » sob mar 24, 2018 11:48 am
Zaskakujący, jazzowo-orkiestrowy score, z duża ilością fortepianu, basu, trąbki i jazzowej perkusji, który przywodzi na myśl od razu najlepsze scory Lorenca dla Pasikowskiego, a już na pewno nie daje podstawy by sądzić, że coś takiego mógł w ogóle skomponować Japończyk. A w między czasie, by od jazzu odsapnąć posłuchamy sobie fajnej elektroniki przywodzącej na myśl Paycheck Powella, a na końcu ładną piosenkę, trochę w stylu Sinatry lub Matta Monreo, tylko śpiewaną po japońsku. Da się zrobić taki epicki mariaż na CD? Da.
I za to kocham tego gościa. Tego muzycznego kameleona, który fakt, może przez kilka ostatnich lat robić jakieś ente te same plumkacze lub generic scory i wówczas aż prosi się, by nie kupować jego płyt, aż tu nagle walnie ten właśnie score. Kocham Taro od zawsze, mam jego ze 20 płyt na półce, to mój ulubiony japoński kompozytor, bo nawet Hisaishi nie potrafił nigdy być AŻ takim muzycznym kameleonem. Świetny score, najlepszy Taro od jakichś 6 lat, a w chwili obecnej dla mnie score roku razem z "Max And Me" McKenziego. Płyta zamówiona, a od paru lat żadnego jego scoru nie kupiłem.
Szkoda, że film okazuje się być całkowitą porażką artystyczną, miażdżony w reckach, które piszą wprost o smutnym upadku Woo, ale jak jeden mąż zwracają uwagę właśnie na muzykę - np. tu: Only great Taro Iwashiro’s score can conjure up anything resembling the mood of Woo’s past successes. There is no pleasure to be gleaned from witnessing the fall of a great director, but it is almost impossible to conceive of John Woo ever directing another great action movie.
Ostatnio zmieniony pn mar 26, 2018 22:30 pm przez
Adam, łącznie zmieniany 2 razy.
#FUCKVINYL