Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9827
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
Nie za bardzo rozumiem skąd te zachwyty nad nawiązaniami do Goldsmitha, chyba, że za nawiązanie uznamy przepisanie tematu niemal nuta w nutę i puszczanie go w kółko przez pierwsze pół godziny filmu.. Reszta score'u funkcjonalna, ale niczym się nie wybija - niestety, ale dawno już za sobą mamy dni, gdy kompozytorzy do serii Alien wnosili coś nowego do każdego filmu. Inna sprawa, że również za sobą mamy dni, kiedy ta franczyza lub filmy Scotta reprezentowały jakiś poziom
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10224
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
Ja rozumiem te zachwyty, bo gdyby nie te cytaty, to cała ścieżka brzmiałaby jak jej środkowa część, czyli do rzyci. Mimo wszystko jest to jednak pozytywne zaskoczenie po skiepszczonym Assassin's Creed i powszechnie panującym przekonaniu, że Kurzeł nic poza elektroniką nie uznaje.
Sam film pozostawiam do indywidualnej oceny, ale rozumiem też, że współczesna młodzież nie chce sobie dupy zawracać oglądaniem skamieliny z lat 70. Można więc zrobić współczesną wersję pod płaszczykiem prequela.
Sam film pozostawiam do indywidualnej oceny, ale rozumiem też, że współczesna młodzież nie chce sobie dupy zawracać oglądaniem skamieliny z lat 70. Można więc zrobić współczesną wersję pod płaszczykiem prequela.
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9827
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
W sumie nie wiem, na ile można to traktować jako nawiązanie, bo jakby po prostu podłożyć niezmienione main title Goldsmitha z 1979 roku, to nikt by nie zauważył różnicy. Jakby to jeszcze były jakieś ciekawe aranże, ale nie, trochę zmieniono partie fletów, a reszta to kopiuj + wklej, nawiązanie po wuju - takie coś to mógłby zrobić montażysta
A robienie "rebootu pod płaszczykiem prequela" (lub częściej sequela, czyli jak to nazwał Mike Stoklasa - "soft reboot") to obecnie jakaś plaga, z tym, że wydaje mi się, że nie do końca był to cel twórców filmu. Tzn, z tego co czytałem:
-Scott chciał zrobić bezpośredni sequel Prometeusza (z którego dowiedzielibyśmy się na przykład, że Inżynier się wkurzył na ludzi i postanowił ubić cała ekspedycję, bo 2000 lat temu Inżynierzy wysłali na ziemię swojego senatora, którego ludzie ukrzyżowali - tak, dobrze się domyślacie o kogo chodzi )
-Studio się wystraszyło i cisnęli Scotta, żeby tam wrzucił więcej rzeczy przypominających oryginalny film
-Scott wziął sobie też do serca ból dupy fanów w internetach
W efekcie powstał jeden wielki pierdolnik nie wiadomo o czym. Prometeusz był okropny - szczegółowo opisywałem co mi w nim nie leży w odpowiednim temacie na forum 5 lat temu - ale jednak był czymś nowym i miał jakiś pomysł (problem w tym, że prawdopodobnie by w pełni się dowiedzieć na czym on polegał, potrzebowalibyśmy na to 3 filmów, które z w/w powodów nie powstaną w takiej formie w jakiej chciał Scott, a abstrahując już od samej idei, to jej wykonanie było okropne - żeby wszystkie mechanizmy działały, to postaci muszą być kompletnymi idiotami, problem w tym, że to są wykwalifikowani naukowcy, więc oglądanie geologa, który się gubi w tunelach, które sam mapował i biologa, który bez żadnych zabezpieczeń dotyka obcą, groźnie wyglądającą formę życia, wymaga ode mnie zbyt dużego zawieszenia niewiary).
I tutaj właśnie pojawiają się takie problemy jak to, że:
-mamy poczucie, że oglądamy dwa różne filmy posklejane ze sobą na chama w montażowni - film o androidach i ich filozoficznych przemyśleniach i jakiś tani rip-off aliena
-brak jakichkolwiek angażujących postaci - nie pamiętałem imienia prawie żadnej z nich, miałem też czasami problemy z odróżnieniem kto jest kto - jak neomorph zabił tę gorącą laskę na planecie, to pomyślałem tylko "zaraz, czy ona nie była przypadkiem na statku?" - nie, okazało się, że to była inna gorąca laska (swoją drogą - jeśli brać pod uwagę fizyczny wygląd, to każda z nich bardziej się nadawała na protagonistkę, bo miały aparycję dużo bardziej w stylu "twardej babki", niż Dallas, która była takie trochę "ciepłe kluchy" - z drugiej strony, może właśnie taki był cel reżysera, "ciepłe kluchy", które pod wpływem okoliczności muszą stwardnieć i zamienić się w surowe ziemniaki. NIE WIEM, bo naprawdę ciężko mi było się zaangażować i polubić którąkolwiek z postaci i w sumie żadna z nich nie miała nakreślonego charakteru (w przypadku Dallas i dowódcy wyprawy poczyniono przynajmniej jakieś próby, reszta to takie totalnie expandable nołnejmy)
-znowu biedne wykonanie tych scen - niektóre to wyglądały wręcz jak slapstickowa parodia Obcego
-strona wizualna: paleta kolorów i zdjęcia sprawiały, że wszystko wyglądało szaro i nijako, szejki kam w scenach akcji znów mi się skojarzył z jakimś niskobudżetowym survival horrorem, a nie wysokobudżetowym filmie od jednego z najważniejszych hollywoodzkich reżyserów. No i jeszcze CGI, które było naprawdę kiepskie.
-I chyba mój największy problem z tym filmem, czyli nijakość i nuda. Finał pierwszego obcego był powolny, ale kipiał od napięcia, a każda scena, w której pojawiał się ksenomorf, była dużym wydarzeniem - podobnie jak rekin w szczękach, przez to, że było go tak mało, to gdy już go było widać w całej okazałości, emocje sięgały zenitu. Całe powolne budowanie atmosfery, to wszystko było niesamowite. Aliens z kolei było filmem akcji i tutaj ksenomorfy pojawiały się całymi hordami, ale wciąż były tam takie perełki jak scena, w której widzą na czujnikach ruchu, że obcy się zbliżają i że praktycznie są już w pomieszczeniu. Tutaj natomiast, mimo, że finał był niemal dokładną kalką pierwszego obcego, to byłem nim znudzony i zmęczony. Biegające na wszystkie strony ksenomorfy były po prostu nudne i nie towarzyszyły temu żadne emocje, napięcie itd, do tego słaby "twist" z Davidem i głupi red herring w scenie, w której przygląda się on walce z alienem.
I to jest właśnie w tym filmie najgorsze, nie to, że było tam wiele źle zrobionych scen, że znowu bohaterowie zachowują się jak idioci (chyba najbardziej lubię kapitana, który się zachowywał jak dziecko na łasce pedofila: ej wiesz co jest w tym jajku, tam są cukierki, będzie naprawdę fajnie, obiecuję), nie to, że to jest jeden wielki clusterfuck pomysłów, które do siebie nie pasują, tylko to, jak bardzo był nudny i nieangażujący. Wiesz, że film jest naprawdę zły, kiedy zaczynasz przez niego doceniać prometeusza
A robienie "rebootu pod płaszczykiem prequela" (lub częściej sequela, czyli jak to nazwał Mike Stoklasa - "soft reboot") to obecnie jakaś plaga, z tym, że wydaje mi się, że nie do końca był to cel twórców filmu. Tzn, z tego co czytałem:
-Scott chciał zrobić bezpośredni sequel Prometeusza (z którego dowiedzielibyśmy się na przykład, że Inżynier się wkurzył na ludzi i postanowił ubić cała ekspedycję, bo 2000 lat temu Inżynierzy wysłali na ziemię swojego senatora, którego ludzie ukrzyżowali - tak, dobrze się domyślacie o kogo chodzi )
-Studio się wystraszyło i cisnęli Scotta, żeby tam wrzucił więcej rzeczy przypominających oryginalny film
-Scott wziął sobie też do serca ból dupy fanów w internetach
W efekcie powstał jeden wielki pierdolnik nie wiadomo o czym. Prometeusz był okropny - szczegółowo opisywałem co mi w nim nie leży w odpowiednim temacie na forum 5 lat temu - ale jednak był czymś nowym i miał jakiś pomysł (problem w tym, że prawdopodobnie by w pełni się dowiedzieć na czym on polegał, potrzebowalibyśmy na to 3 filmów, które z w/w powodów nie powstaną w takiej formie w jakiej chciał Scott, a abstrahując już od samej idei, to jej wykonanie było okropne - żeby wszystkie mechanizmy działały, to postaci muszą być kompletnymi idiotami, problem w tym, że to są wykwalifikowani naukowcy, więc oglądanie geologa, który się gubi w tunelach, które sam mapował i biologa, który bez żadnych zabezpieczeń dotyka obcą, groźnie wyglądającą formę życia, wymaga ode mnie zbyt dużego zawieszenia niewiary).
I tutaj właśnie pojawiają się takie problemy jak to, że:
-mamy poczucie, że oglądamy dwa różne filmy posklejane ze sobą na chama w montażowni - film o androidach i ich filozoficznych przemyśleniach i jakiś tani rip-off aliena
-brak jakichkolwiek angażujących postaci - nie pamiętałem imienia prawie żadnej z nich, miałem też czasami problemy z odróżnieniem kto jest kto - jak neomorph zabił tę gorącą laskę na planecie, to pomyślałem tylko "zaraz, czy ona nie była przypadkiem na statku?" - nie, okazało się, że to była inna gorąca laska (swoją drogą - jeśli brać pod uwagę fizyczny wygląd, to każda z nich bardziej się nadawała na protagonistkę, bo miały aparycję dużo bardziej w stylu "twardej babki", niż Dallas, która była takie trochę "ciepłe kluchy" - z drugiej strony, może właśnie taki był cel reżysera, "ciepłe kluchy", które pod wpływem okoliczności muszą stwardnieć i zamienić się w surowe ziemniaki. NIE WIEM, bo naprawdę ciężko mi było się zaangażować i polubić którąkolwiek z postaci i w sumie żadna z nich nie miała nakreślonego charakteru (w przypadku Dallas i dowódcy wyprawy poczyniono przynajmniej jakieś próby, reszta to takie totalnie expandable nołnejmy)
-znowu biedne wykonanie tych scen - niektóre to wyglądały wręcz jak slapstickowa parodia Obcego
-strona wizualna: paleta kolorów i zdjęcia sprawiały, że wszystko wyglądało szaro i nijako, szejki kam w scenach akcji znów mi się skojarzył z jakimś niskobudżetowym survival horrorem, a nie wysokobudżetowym filmie od jednego z najważniejszych hollywoodzkich reżyserów. No i jeszcze CGI, które było naprawdę kiepskie.
-I chyba mój największy problem z tym filmem, czyli nijakość i nuda. Finał pierwszego obcego był powolny, ale kipiał od napięcia, a każda scena, w której pojawiał się ksenomorf, była dużym wydarzeniem - podobnie jak rekin w szczękach, przez to, że było go tak mało, to gdy już go było widać w całej okazałości, emocje sięgały zenitu. Całe powolne budowanie atmosfery, to wszystko było niesamowite. Aliens z kolei było filmem akcji i tutaj ksenomorfy pojawiały się całymi hordami, ale wciąż były tam takie perełki jak scena, w której widzą na czujnikach ruchu, że obcy się zbliżają i że praktycznie są już w pomieszczeniu. Tutaj natomiast, mimo, że finał był niemal dokładną kalką pierwszego obcego, to byłem nim znudzony i zmęczony. Biegające na wszystkie strony ksenomorfy były po prostu nudne i nie towarzyszyły temu żadne emocje, napięcie itd, do tego słaby "twist" z Davidem i głupi red herring w scenie, w której przygląda się on walce z alienem.
I to jest właśnie w tym filmie najgorsze, nie to, że było tam wiele źle zrobionych scen, że znowu bohaterowie zachowują się jak idioci (chyba najbardziej lubię kapitana, który się zachowywał jak dziecko na łasce pedofila: ej wiesz co jest w tym jajku, tam są cukierki, będzie naprawdę fajnie, obiecuję), nie to, że to jest jeden wielki clusterfuck pomysłów, które do siebie nie pasują, tylko to, jak bardzo był nudny i nieangażujący. Wiesz, że film jest naprawdę zły, kiedy zaczynasz przez niego doceniać prometeusza
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9827
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
w sumie to od początku tego wieku nie nakręcono żadnego dobrego filmu o obcym
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
Mnie najbardziej boli w tym filmie nie te rzeczy które wypisałeś, a które były głupie - nie cycate laski, nie kretyni biolodzy i geolodzy, nie chamskie i bezpodstawne zrzyny z poprzednich części oraz zrzyny muzyczne - ale to, że mając bardzo ciekawą historię i pomysł nakreślony Prometeuszem, można było tak spierdolić. Człowiek się cieszył, że wreszcie pokażą kim są te inżyniery, dlaczego wymyślili to ustrojstwo, dlaczego latali po kosmosie, a tu nie - ktoś wpadł na kretyński pomysł, że 90% filmu zrobimy zlepkiem i powtórką nieudolną scen z poprzednich, i ominiemy cały ten wątek który budowaliśmy latami scenariuszem do Prometeusza, tylko po to, by pokazać przez dosłownie 10 minut ekranowego czasu, że jeden androboy inżynierom zajebał ten pomysł wczesniej wykaszając całą ich populację w 5 sekund, i zmodernizował ich dzieło do prawie znanego nam schematu z poprzednich filmów. To że w sposób absolutnie kretyński sprowadzili cały okres niemowlęcy, dorastanie i dojrzewanie tego potworka do aż 5 sekund ekranowego czasu i jeszcze to pokazali całościowo na żywo, pominę milczeniem... i tu kolejny fail, bo to jak on nad tym pracował i modernizował zasługiwało na cały film ("Alien: Genesis"), a nie 10 minut. Dawno mnie żaden film tak nie zawiódł. Prometeusz był jaki był, miał głupoty, obwarzankowy statek, kretynke biegnącą w linii prostej przez kilometr, itp - ale miał świetnie wymyśloną i nieszablonową historię jako tło, ale nie od jej genezy.. Ridley już serio powinien usiąść w fotelu bujanym i karmić wnuki swoimi Werthers Original a nie kręcić filmy, no chyba że koniecznie na nagrobku chce mieć dopisek: spierdoliłem i roztrwoniłem swoje latami budowane kinowe dziedzictwo.
#FUCKVINYL
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9827
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
Akurat to, że xenomorphy praktycznie bez pożywienia z rozmiarów kota rosły do ponad dwumetrowych bestii w ciągu paru godzin, było w sadze obecnego od pierwszego filmu w uniwersum.
A to, dlaczego olano wątek inżynierów, też opisałem w poście - Ridley posłuchał backlashu od fanów, którzy chcieli mieć więcej aliena w alienie, lub tez może nawet w większym stopniu został ciśnięty przez producentów, którzy zawsze wiedzą, co dla filmu lepsze, i jak widać po innych franczyzach, upewnią się, żeby widz dostawał w kółko to samo przez następne 10 filmów, aż się tym porzyga.
Z drugiej strony, gdyby zrobił bezpośredni sequel Prometeusza, to nie sądzę, żeby ten film był o wiele bardziej udany - no ale przynajmniej byłby w jakimś stopniu bardziej oryginalny i pomysłowy.
A to, dlaczego olano wątek inżynierów, też opisałem w poście - Ridley posłuchał backlashu od fanów, którzy chcieli mieć więcej aliena w alienie, lub tez może nawet w większym stopniu został ciśnięty przez producentów, którzy zawsze wiedzą, co dla filmu lepsze, i jak widać po innych franczyzach, upewnią się, żeby widz dostawał w kółko to samo przez następne 10 filmów, aż się tym porzyga.
Z drugiej strony, gdyby zrobił bezpośredni sequel Prometeusza, to nie sądzę, żeby ten film był o wiele bardziej udany - no ale przynajmniej byłby w jakimś stopniu bardziej oryginalny i pomysłowy.
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
no właśnie - dobrych paru godzin... a w Covenant pokazali na żywo w całości, że to się dzieje w PIĘĆ sekund
#FUCKVINYL
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9827
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
Hm, jeśli chodzi Ci o tę scenę przy płonącym statku, to tam były dwa stworki, jeden, który się dopiero wykluł był trochę mniejszy, a drugi tam przybiegł z dupy i miał być trochę starszy - chyba, że mówisz o jeszcze jakiejś scenie, której być może nawet nie pamiętam, bo tak bardzo angażujący był ten film
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
a scena salutowania potworka przed swoim stwórcą androidem?
#FUCKVINYL
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9827
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
No ale to też już minęło parę godzin od jego wyklucia się, więc czas zbliżony do tego z pierwszym obcym Inny sprawa, że ta scena była taka trochę WTF, no ale i tak nic w porównaniu z debilizmem sceny następującej
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
przecież wykluł się z szefa misji, wstał, urósł i zasalutował a wszystko w jakies 5,5 sekundy zabrakło tylko Heil!
#FUCKVINYL
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9827
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
Hę? Urosnąć nie urósł, najpierw była scena z dorosłym alienem, który stał na baczność i został przez szefa misji zastrzelony. Potem się z tego szefa się wykluł drugi stworek, który faktycznie tam te łapki rozkładał jak na krzyżu czy coś tam innego z nimi robił, ale żeby był wyrośnięty, to bym nie powiedział. Tyle tylko, że miał kończyny wykształcone w przeciwieństwie do chestburstera z pierwszego filmu, no ale ogólnie potem jak już biegał po statku, to też się jeszcze trochę dizajnem od oryginalnej wersji różnił, więc zawsze twórcy mogą powiedzieć, że to jeszcze nie jest to samo stadium
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
Re: Jed Kurzel - Alien: Covenant (2017)
bo to zerżnęli z owcy Dolly - nieudany genderowy eksperyment, nie ma rączek, nie ma ciasteczek
#FUCKVINYL