Zawsze może nawiązać do innego Armstronga i powiedzieć, że mu się pomyliło czyją biografię robiAdam pisze: ↑czw gru 29, 2016 21:25 pmten reżyser robi juz kolejny i tym razem duży film dla Universala - biografię Neila Armstronga na podstawie książki, w roli głównej znów Gosling. Hurwitz wreszcie będzie musiał pokazać co umi poza jazzem bo z kosmosem i lądowaniem na księżycu mu ten jazz nie przejdzie
A Ty widziałeś? Bo w drugim akcie film na godzinę zapomina, że jest musicalem, więc nie wiem skąd masz to 90 %
Ona miała od tego czasu jakiś wypadek ze zbyt ciasno zawiązanym szalikiem, że jej oczy się powiększyły jakieś 8 razy?Wawrzyniec pisze: ↑pt sty 27, 2017 01:11 amEmma Stone jest fajna:
https://www.youtube.com/watch?v=acMgZWidqKM
Ogólnie film fajny, ale niespójność konwencji mnie trochę odrzuciła. Tzn. rozumiem, że przejście z bajecznie kolorowego musicalu a la lata 50te w bardziej stonowane meandry kina współczesnego to zabieg artystyczny i fabularnie nawet uzasadniony, ale mimo wszystko trochę mi te dwa filmy nieco zgrzytają. Niektóre rzeczy wydawały mi się zrobione bez wyczucia, np. w pierwszej połowie mamy mnóstwo długich, wirujących ujęć, a potem nagle w scenie kłótni pojawia się na wskroś współczesna, trzęsąca się kamera z ręki - dałoby się to zrobić bardziej in your face? I do tego chyba od momentu koncertu the Messengers do castingu Emmy Stone idzie zapomnieć, że oglądamy musical.
Ogólnie jednak film mi się podobał, chociaż część hołdująca musicalom znacznie od tej bardziej skupiającej się na postaciach i ich konflikcie - wtedy wychodziły pewne bolączki, niedoskonałości gry aktorskiej czy dialogów, sam konflikt wydawał mi się też nieco niedopisany, pospieszny i napędzany działaniami bohaterów, które były "out of character". I ponownie, rozumiem, że był to zabieg celowy, ale jednak przejście z jednej konwencji w drugą było jak dla mnie zbyt dużym dysonansem i w paru momentach zabrakło wyczucia. No ale ostatnia scena mocno nadrabia i winduje film w górę, dałbych jakie 7/10 po pierwszym obejrzeniu, a jak by pomyślał, to może i dodał lub ujął punkt.
A, temat o scorze, to może coś o scorze napiszę. Score sztos, chociaż another day of sun leci na dość standardowym jazzowym rytmie (pewien jestem, że już to parę razy słyszałem), a motyw główny przy ostatniej repetycji już mnie naprawdę zaczynał męczyć, na szczęście ponownie - twist ratuje strukturę.