Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
- WhiteHussar
- Nominowany do Emmy
- Posty: 1504
- Rejestracja: sob mar 02, 2013 23:31 pm
- Lokalizacja: Rzeszów
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
A tak w ogóle po co ta dyskusja?
Więcej pokory jednym i drugim ...
Więcej pokory jednym i drugim ...
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
To może i ja dołożę swoją cegiełkę do dyskusji. "Empirycznie" mówiąc muzyka w filmie jest, ale należy sobie zadać pytanie czy jest sens to nazywać muzyką?
"Muzyka" tak jak pisał Paweł w filmie istnieje w zasadzie tylko podprogowo, jest bardzo mocno "zagrzebana" w miksie ścieżki dźwiękowej, słychać ją "pod" dialogami, ale myślę, że zwykły widz niczego takiego nie rozpozna (oprócz nas, nawiedzonych fanatyków filmówki W filmie jest może z 7-8 momentów, gdy słychać gdy się pojawia i podświadomie człowiek nauczony rolą muzyki w tysiącach innych filmów, zdaje się, że już wybrzmi silniej z jakąś funkcją ilustracyjną, ale ona dalej zdaje się być jakoś oddalona, odłączona. Mówię tu głównie o brzmieniach typowo elektronicznych (tak mi się wydaje), lub mocno przetworzonych, bo i wielce charakterystycznego cosmic beamu Lupici jakoś nie dosłyszałem... Odgłosów świerszczy czy wiatru nawet nie próbuję analizować
Założenie takie ma jakiś sens w kontekście opowiadanej na ekranie ascetycznej, surowej w wyrazie opowieści (bohaterowie się ukrywają, uciekają, są prześladowani, więzieni, zagłodzeni itd.), lecz czy nie lepiej było zostawić film po prostu bez dźwięku? Nie wiem na ile moja interpretacja jest trafna, ale być może score stworzony w jakiejś pierwotnej fazie przez tych Kluge'ów został stopniowo redukowany przez Scorsese by w końcu osiągnąć taką formę? Maksymalnie uproszczony. Z drugiej strony wydaje mi się, że w filmie nieco brakuje emocji, szczególnie w scenach tortur, prześladowań, które mogłyby być chociaż trochę przez muzykę wyeksponowane. I nie mówię tu o jakimś manipulacyjnych, rzewnym hollywoodzkim graniu na smyczki, ale o typowej scorsese'owskiej eklektycznej ścieżce dźwiękowej, która zazwyczaj składa się z niebanalnego połączenia jakiejś muzyki oryginalnej, klasyki, elektroniki, muzyki luddycznej/źródłowej. Trochę tego brakuje. Stąd też trudno mi ową muzykę na poziomie zwykłego odbioru uznać za nic innego jak równoważnik typowego sound designu. Być może na początku miało to wszystko inaczej wyglądać, ale w wersji takiej jak to wygląda w Milczeniu i całego "procesu" zastosowanego przez Scorsese, zgodzę się z Mefistem, który pod recenzją napisał, że jest to "zawracanie gitary"
Być może Marty tym tytułem osiągnął definitywne minimum związane z tym jak oryginalną muzykę można sprowadzić do efektów dźwiękowych, czy też dźwiękonaśladowczych (tym samym bijąc wszystkich "rewolucjonistów" tego typu podejścia w muzyce filmowej w ostatnich latach) i muzyka filmowa może się od tego punktu już tylko chyba odbić. Bo ja szczerze mówiąc nie chcę takich ścieżek dźwiękowych w kinie...
"Muzyka" tak jak pisał Paweł w filmie istnieje w zasadzie tylko podprogowo, jest bardzo mocno "zagrzebana" w miksie ścieżki dźwiękowej, słychać ją "pod" dialogami, ale myślę, że zwykły widz niczego takiego nie rozpozna (oprócz nas, nawiedzonych fanatyków filmówki W filmie jest może z 7-8 momentów, gdy słychać gdy się pojawia i podświadomie człowiek nauczony rolą muzyki w tysiącach innych filmów, zdaje się, że już wybrzmi silniej z jakąś funkcją ilustracyjną, ale ona dalej zdaje się być jakoś oddalona, odłączona. Mówię tu głównie o brzmieniach typowo elektronicznych (tak mi się wydaje), lub mocno przetworzonych, bo i wielce charakterystycznego cosmic beamu Lupici jakoś nie dosłyszałem... Odgłosów świerszczy czy wiatru nawet nie próbuję analizować
Założenie takie ma jakiś sens w kontekście opowiadanej na ekranie ascetycznej, surowej w wyrazie opowieści (bohaterowie się ukrywają, uciekają, są prześladowani, więzieni, zagłodzeni itd.), lecz czy nie lepiej było zostawić film po prostu bez dźwięku? Nie wiem na ile moja interpretacja jest trafna, ale być może score stworzony w jakiejś pierwotnej fazie przez tych Kluge'ów został stopniowo redukowany przez Scorsese by w końcu osiągnąć taką formę? Maksymalnie uproszczony. Z drugiej strony wydaje mi się, że w filmie nieco brakuje emocji, szczególnie w scenach tortur, prześladowań, które mogłyby być chociaż trochę przez muzykę wyeksponowane. I nie mówię tu o jakimś manipulacyjnych, rzewnym hollywoodzkim graniu na smyczki, ale o typowej scorsese'owskiej eklektycznej ścieżce dźwiękowej, która zazwyczaj składa się z niebanalnego połączenia jakiejś muzyki oryginalnej, klasyki, elektroniki, muzyki luddycznej/źródłowej. Trochę tego brakuje. Stąd też trudno mi ową muzykę na poziomie zwykłego odbioru uznać za nic innego jak równoważnik typowego sound designu. Być może na początku miało to wszystko inaczej wyglądać, ale w wersji takiej jak to wygląda w Milczeniu i całego "procesu" zastosowanego przez Scorsese, zgodzę się z Mefistem, który pod recenzją napisał, że jest to "zawracanie gitary"
Być może Marty tym tytułem osiągnął definitywne minimum związane z tym jak oryginalną muzykę można sprowadzić do efektów dźwiękowych, czy też dźwiękonaśladowczych (tym samym bijąc wszystkich "rewolucjonistów" tego typu podejścia w muzyce filmowej w ostatnich latach) i muzyka filmowa może się od tego punktu już tylko chyba odbić. Bo ja szczerze mówiąc nie chcę takich ścieżek dźwiękowych w kinie...
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
no proszę, kolejna osoba twierdzi że to nie jest muzyka Paweł, za chwilę będzie wynik jak naszego rządu - 27:1 dość psucia filmówki przez takie twory
#FUCKVINYL
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Nie twierdzę, że to nie jest muzyka . To w jakiejś formie jest muzyka, ale mniemam, że w procesie powstawania filmu zostało to tak przepoczwarzone i zmodyfikowane, że trudno to już muzyką nazwać (w tradycyjnym kontekście muzyki filmowej jako ilustracji - nawet ambientu). Być może należy nazwać to wypaczeniem, być może Scorsese tak głęboko szukał awangardowego języka muzyki, że doprowadziło to do czegoś takiego. Tylko po co było do tego zatrudniać takich uznanych twórców?
Utwór "Meditation" na soundtracku jest ciekawy, ale próżno tego szukać w filmie...
Utwór "Meditation" na soundtracku jest ciekawy, ale próżno tego szukać w filmie...
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Muzycznie Meditation jest pierwszym utworem, który w filmie słychać. Pierwszy raz, jak się pojawia w filmie dron Lupiki jest to właśnie Meditation.
Ja myślę, że Scorsese robiąc to, co zrobił, chciał odwzorować specyficzne doświadczenie, jakie ma osoba przechodząca przez rekolekcje ignacjańskie (a dla jezuity to nie jest tylko rekolekcja raz na jakiś czas, to jest po prostu sposób myślenia o rzeczywistości). To jest ta sama metoda, co użycie Buddysty w Kundunie, choć dużo bardziej ascetyczna (bo formą ascezy są medytacje ignacjańskie).
Ja myślę, że Scorsese robiąc to, co zrobił, chciał odwzorować specyficzne doświadczenie, jakie ma osoba przechodząca przez rekolekcje ignacjańskie (a dla jezuity to nie jest tylko rekolekcja raz na jakiś czas, to jest po prostu sposób myślenia o rzeczywistości). To jest ta sama metoda, co użycie Buddysty w Kundunie, choć dużo bardziej ascetyczna (bo formą ascezy są medytacje ignacjańskie).
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26137
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Jak widzę tę dyskusję to mi się przypominają różne horrory o duchach, w których bohaterowie ultraczułym sprzętem nagrywają dźwięki w nawiedzonym domu, potem to przetwarzają, wzmacniają, puszczają na przyspieszonych albo zwolnionych obrotach i odkrywają, że duch do nich przemówił. Mniej więcej chyba podobnie wyglądają poszukiwania muzyki w tym filmie.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Powiem tak, Scorsese jest jednym z niewielu reżyserów w ogóle, a chyba jedynym w Stanach, który mógłby w ogóle w ten sposób pomyśleć. Jest to gość, dla którego bardzo ważne jest wizualne i nie tylko oddanie psychiki postaci. A jeśli na to się jeszcze nakładają pewne inne konteksty (XVII-wieczny katolicyzm, kultura japońska), to w to mu graj.
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26137
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
ale ja nie o Scorsese, tylko o waszym udowadnianiu znaczenia i istnienia muzyki w obrazie. Na zasadzie: "jest ten kawałek w filmie, tylko podłożony tak cicho, że go nie słychać"
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Ale nie sądzisz, że ma to sens? Kiedy na granicy słyszalności masz np. fragment chóralny, oddający myśli bohatera o Bogu? (Kiedy słyszysz kościelny chór, a bohaterów jest całych dwóch w japońskiej jaskini, to trudno podejrzewać, by kościół znajdował się gdzieś bardzo blisko, prawda?). Czysta psychologia. Co zgadza się ze sposobem myślenia Scorsese.
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26137
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Zapewne ma. Zupełne wyciszenie czy brak muzyki też ma. Tylko że od czau "intelektualnego operowania ciszą przez Desplata" nikt się tym nie ekscytował.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Scorsese wybrał drogę pomiędzy, po prostu. Ma to sens, odpowiada to jego stylowi i jego "projektowi artystycznemu" (fraza beznadziejna, którą ukradłem od znajomego z innych forów Norwega, ale w tej chwili nie mam nic lepszego pod ręką). Równie dobrze mógłbyś zadać kilka podobnych pytań Kundunowi: Dlaczego muzykę napisał buddysta (pomińmy fakt, że Glass jest minimalistą, bo akurat tutaj religia miała chyba duży wpływ na wybór kompozytora)? Dlaczego fabuła jest czasem przerywana powstawaniem mandali? Czym jest w ogóle mandala i co symbolizuje? I tak dalej.
Warto o tym mówić po prostu dlatego, że jest to pewnego rodzaju model autorski Scorsese, który przyjął dla tego a nie innego filmu. Nie można czegoś wyśmiewać, jeśli nie próbuje się tego w jakiś sposób zrozumieć (są kompozytorzy i reżyserzy, których pomysły oczywiście są proste jak konstrukcja cepa, ale wtedy nie ma o czym dyskutować i może z jednym wyjątkiem taka dyskusja na forum się z reguły nie toczy).
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Jak czytam porównania znakomitego "Kunduna" do tej popierdółki ze świerszczami czy tam cykadami, to mnie aż krew zalewa.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Silence - Kim Allen Kluge & Kathryn Kluge (2016)
Niech Cię zalewa, jeśli nie widzisz, że głównie mówię o filmie i możliwości ogólnej interpretacji (tak, z rolą muzyki włącznie)