Terminologia w muzyce filmowej
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Terminologia w muzyce filmowej
Co sądzicie o braku polskiej terminologii w muzyce filmowej? Czy możemy tłumaczyć terminologię zagraniczną? Przypomina to konflikt w polskiej teorii retoryki, pozostawić stare greckołacińskie terminy czy tłumaczyć je na polski? Co powiecie na ten temat?
- Łukasz Waligórski
- Początkujący orkiestrator
- Posty: 617
- Rejestracja: śr maja 18, 2005 12:27 pm
- Kontakt:
Nie ma się co dziwić...
Tak naprawdę to nie ma się co dziwić, że w póki co w języku polskim nie ma zbyt wielu terminów opisujących muzykę. W końcu tak na dobre ta dziedzina sztuki rozwinęła u nas się na początku lat 90. Przez te kilkanaście lat i tak nie zdobyła wystarczająco dużej liczby fanów żeby trzeba było jakoś ujednolicać język. W tej chwili muzyką filmową zajmują się na razie raczej pasjonaci - podobnie jak klasyką - którzy i tak w końcu będą znać wszystkie terminy.
Poza tym myślę że wprowadzania polskich odpowiedników takich terminów jak: temp track, score czy bootleg, dałoby trochę komiczny efekt - no bo jak to przetłumaczyć? Ja nie mam zamiaru podejmować się tłumaczenia. Podobna sytuacja jest w medycynie z którą mam trochę więcej styczności na codzień. U nas wszyscy wiedzą co to jest hallux, kolonostomia, derywatyzacja czy walidacja. To słowa których nie można przetłumaczyć tak żeby nie wywoływały uśmiechu. Można powiedzieć że to jest slang naukowy. Dlatego niech zostaną już w muzyce filmowej te terminy po angielsku czy włosku i nie tłumaczmy ich. Niech to będzie nasz slang...
Tak na marginesie to gratuluję świetnego portalu. postaram się jak najszybciej zamieścić u siebie link. Naprawdę świetna robota. Poza tym dobrze że soundtracks.pl będzie miał konkurencję. Może podniesie się trochę poziom.
Poza tym myślę że wprowadzania polskich odpowiedników takich terminów jak: temp track, score czy bootleg, dałoby trochę komiczny efekt - no bo jak to przetłumaczyć? Ja nie mam zamiaru podejmować się tłumaczenia. Podobna sytuacja jest w medycynie z którą mam trochę więcej styczności na codzień. U nas wszyscy wiedzą co to jest hallux, kolonostomia, derywatyzacja czy walidacja. To słowa których nie można przetłumaczyć tak żeby nie wywoływały uśmiechu. Można powiedzieć że to jest slang naukowy. Dlatego niech zostaną już w muzyce filmowej te terminy po angielsku czy włosku i nie tłumaczmy ich. Niech to będzie nasz slang...
Tak na marginesie to gratuluję świetnego portalu. postaram się jak najszybciej zamieścić u siebie link. Naprawdę świetna robota. Poza tym dobrze że soundtracks.pl będzie miał konkurencję. Może podniesie się trochę poziom.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Tzn. termin score łatwo przetłumaczyć na partyturę i w przypadku tego akurat wyrazu optowałbym bardzo za przekładem, ponieważ niektórzy czytelnicy (ci, którzy dopiero zaczynają przygodę z muzyką filmową), mogą nie rozumieć różnicy między soundtrackiem a score, tym bardziej jak na soundtracku pojawia się wybór score (wtedy naprawdę łatwo się pogubić). Oczywiście, terminu bootleg (czy promo) nie ma co przekładać, bo to nie ma żadnego sensu, a ktoś, kto jakkolwiek orientuje się w wydaniach płyt, potrafi rozróżnić wydanie oficjalne (retail) od bootlegów. Temp-track też można zostawić.
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Postaramy się pisać na jak najwyższym poziomie, niezależnie od tego jak piszą inni .
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Postaramy się pisać na jak najwyższym poziomie, niezależnie od tego jak piszą inni .
- Łukasz Wudarski
- + Sergiusz Prokofiew +
- Posty: 1326
- Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
- Lokalizacja: Toruń
- Kontakt:
Zaiste terminologia muzyczno filmowa wymaga sprecyzowania. Dlatego właśnie pomysł ze słownikiem, który nie tylko ułatwiłby poruszanie się po recenzjach, ale także rozwiązałby wiele kłopotliwych terminów które recenzenci używają nie wiedząc czasem co oznaczają. Co komentarza Łukasz, to musze tutaj dodać że to nie do końca jest tak jak piszesz. Paradoksalnie polska muzyka filmowa ma własną terminologię i własną metodologię (świadczą o tym ujęcia monograficzne czynione przez filmoznawców i muzykologów) Inna rzecz że wiele pojęć już się zdezaktualizowała (muzyka elektronowa!!!). Niemniej jednak nie zapominajmy o dokonaniach Zofii Lissy (Estetyka muzyki filmowej) czy Alicji Helman (Dźwięczący ekran, Na ścieżce dźwiękowej). Mam nadzieje że forumowicze pomogą w tworzeniu takiego słownika , który rozwiązałby kwestie korzystania z metajęzyka naszej dyscypliny.
Why So Serious !?
Nie do końca zgodzę się ze słowami Pawła. Wedle mojej skromnej wiedzy "score" oznacza muzykę, która znajduje się w filmie. A jeżeli ścieżka dźwiekowa jest tylko wykreowana za pomocą urządzeń elektronicznych, to też nazwiemy ją partyturą? Jakoś to tak strasznie sztucznie brzmi. Owszem, racja, partytura to wg PWN-owskiej encyklopedii to "zapis nutowy partii wszystkich instrumentów oraz głosów solowych i chóralnych utworu muzycznego, notowanych jedna pod drugą". Nie wiem, jakoś to strasznie sztucznie zabrzmi. Rozumiem klasyczna, symfoniczna ścieżka dźwiękowa, ale czy pod każdą muzykę podepniemy etykietkę "partyrura"? Nie wiem, poprawcie mnie jeśli się mylę
Teraz dochodzimy do pewnej terminologii, której 'trzymają się' wydawcy, bo oto możemy zobaczyć na okładkach płyt "Original Motion Picture Score", "Original Motion Picture Soundtrack" czy "Original Soundtrack". Fani muzyki filmowej jeszcze się zorientują, ale jak sobie poradzi osoba, która ma małe pojęcie (albo żadne) o ilustracyjnej muzyce filmowej (którą tą dyskutujemy)? Będzie pewnie skołowana... Nie wiem dlaczego również, ale fani muzyki filmowej panicznie, wręcz obrzydliwie patrzą na słowo "soundtrack". Czyż muzyka w filmie w polskiej terminologii nie jest właśnie nazywana ścieżką dźwiękową? Myślę, że używanie słowa soundtrack jeżeli dotyczy muzyki ilustracyjnej jest tak samo zasadne jak słowo "score".
Osobiście uważam, iż chyba jednak należy nie tłumaczyć na siłę żadnych terminów, owszem szukać polskich, ale tak by brzmiały one poważnie. Z drugiej strony nie nadużywać terminów angielskich (np. drażni mnie strasznie pojęcie "action-score"), ale znów pojęć takich jak ambient, urban, sound design praktycznie nie da się przetłumaczyć... Pozdrawiam
Teraz dochodzimy do pewnej terminologii, której 'trzymają się' wydawcy, bo oto możemy zobaczyć na okładkach płyt "Original Motion Picture Score", "Original Motion Picture Soundtrack" czy "Original Soundtrack". Fani muzyki filmowej jeszcze się zorientują, ale jak sobie poradzi osoba, która ma małe pojęcie (albo żadne) o ilustracyjnej muzyce filmowej (którą tą dyskutujemy)? Będzie pewnie skołowana... Nie wiem dlaczego również, ale fani muzyki filmowej panicznie, wręcz obrzydliwie patrzą na słowo "soundtrack". Czyż muzyka w filmie w polskiej terminologii nie jest właśnie nazywana ścieżką dźwiękową? Myślę, że używanie słowa soundtrack jeżeli dotyczy muzyki ilustracyjnej jest tak samo zasadne jak słowo "score".
Osobiście uważam, iż chyba jednak należy nie tłumaczyć na siłę żadnych terminów, owszem szukać polskich, ale tak by brzmiały one poważnie. Z drugiej strony nie nadużywać terminów angielskich (np. drażni mnie strasznie pojęcie "action-score"), ale znów pojęć takich jak ambient, urban, sound design praktycznie nie da się przetłumaczyć... Pozdrawiam
Kiedyś natknąłem się na taki oto słowniczek pojęć dotyczących rodzajów wydań albumów z muzyką filmową. Może warto by to doszlifować :
http://v4.valkiria.net/valkiria/index.p ... gh=krocząc i zmieścić na stronie
Pozrawiam
http://v4.valkiria.net/valkiria/index.p ... gh=krocząc i zmieścić na stronie
Pozrawiam
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Wielkie dzięki za link .
Tomek, jeśli chodzi o podane przez ciebie nieprzekładalne terminy, muszę się zgodzić, chociaż problematyczny może być ambient. W przypadku muzyki budującej atmosferę (ambience), a nie należącej do specyficznego gatunku muzyki elektronicznej, nazywanego ambientem użycie tego akurat terminu byłoby mocno nieprecyzyjne, dlatego można chyba mówić o atmosferycznym underscore.
Tomek, jeśli chodzi o podane przez ciebie nieprzekładalne terminy, muszę się zgodzić, chociaż problematyczny może być ambient. W przypadku muzyki budującej atmosferę (ambience), a nie należącej do specyficznego gatunku muzyki elektronicznej, nazywanego ambientem użycie tego akurat terminu byłoby mocno nieprecyzyjne, dlatego można chyba mówić o atmosferycznym underscore.
-
- Gość od wnoszenia fortepianu
- Posty: 97
- Rejestracja: wt maja 31, 2005 12:20 pm
Od dawna interesowało mnie skąd wzięło się określenie soundtrack, czyli ścieżka dźwiękowa. Owo sformułowanie w moim rozumieniu może odnosić się także do podkładu dźwiękowego, wliczając w to głosy aktorów, efekty dźwiękowe i muzykę, gdyż łącząc wszystkie te trzy czynniki dostajemy tą faktyczną ścieżkę dźwiękową będącą w filmie.
A wracając do tematu braku polskiego nazewnictwa w muzyce filmowej, to nie wyobrażam sobie, aby bootleg mógłby zostać zastąpiony poprzez np. niealbumowe wydanie ścieżki dźwiękowej z filmu. Nie dość, że brzmi to dość dziwnie, to w dodatku czas poświęcony na wypowiedź tego określenia zabiera trochę więcej czasu.
Sam pomysł stworzenia słownika opisującego zawiły świat słów muzyki filmowej jest już godny pochwalenia. Sam miałem okazję tłumaczyć paru osobom na czym polega różnica w w/w określeniach płyt z muzyką filmową. Niestety dwa razy za późno. Pewnego razu tak się niefortunnie złożyło, że kolega po obejrzeniu pierwszej części Blade'a postanowił kupić sobie ścieżkę dźwiękową. Bardzo spodobał mu się temat główny, który skomponował Mark Isham. Nie zastanawiając się długo poszedł do sklepu i zastał jedynie płytę Music from and inspired by the Motion Picture. Nic nie podejrzewając zakupił ją. Rozczarowanie nadeszło dopiero po przesłuchaniu płyty w domu. Nigdzie nie było jego ulubionego tematu z filmu. Był na tyle rozgoryczony, że chciał już odnieść płytę do domu...
A wracając do tematu braku polskiego nazewnictwa w muzyce filmowej, to nie wyobrażam sobie, aby bootleg mógłby zostać zastąpiony poprzez np. niealbumowe wydanie ścieżki dźwiękowej z filmu. Nie dość, że brzmi to dość dziwnie, to w dodatku czas poświęcony na wypowiedź tego określenia zabiera trochę więcej czasu.
Sam pomysł stworzenia słownika opisującego zawiły świat słów muzyki filmowej jest już godny pochwalenia. Sam miałem okazję tłumaczyć paru osobom na czym polega różnica w w/w określeniach płyt z muzyką filmową. Niestety dwa razy za późno. Pewnego razu tak się niefortunnie złożyło, że kolega po obejrzeniu pierwszej części Blade'a postanowił kupić sobie ścieżkę dźwiękową. Bardzo spodobał mu się temat główny, który skomponował Mark Isham. Nie zastanawiając się długo poszedł do sklepu i zastał jedynie płytę Music from and inspired by the Motion Picture. Nic nie podejrzewając zakupił ją. Rozczarowanie nadeszło dopiero po przesłuchaniu płyty w domu. Nigdzie nie było jego ulubionego tematu z filmu. Był na tyle rozgoryczony, że chciał już odnieść płytę do domu...
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Tak. Pierwotnie soundtrack znaczyło tyle, co cała ścieżka dźwiękowa filmu, łącznie z efektami dźwiękowymi.
Oczywiście, nie można tłumaczyć terminów takich jak bootleg czy promo, to byłoby wręcz śmieszne. Ale underscore czy spotting? Nawet jeśli mamy używać terminów angielskich, to trzeba wiedzieć, co dokładnie one znaczą, chociażby po to, by używać ich świadomie. Weźmy też taki termin selfplagiaryzm. Kto wie o co chodzi, niech podniesie rękę . A używa sie go chociażby wobec Hornera i znaczy tyle, co samopowtarzanie się kompozytora. Myślę, że taki termin można by wprowadzić. Trzeba się też zastanowić jak odnieść się do interesujących nas ostatnio (o czym świadczy ostatni temat na forum i dyskusja pod Epizodem III) relacji między muzyką poważną a filmową.
Oczywiście, nie można tłumaczyć terminów takich jak bootleg czy promo, to byłoby wręcz śmieszne. Ale underscore czy spotting? Nawet jeśli mamy używać terminów angielskich, to trzeba wiedzieć, co dokładnie one znaczą, chociażby po to, by używać ich świadomie. Weźmy też taki termin selfplagiaryzm. Kto wie o co chodzi, niech podniesie rękę . A używa sie go chociażby wobec Hornera i znaczy tyle, co samopowtarzanie się kompozytora. Myślę, że taki termin można by wprowadzić. Trzeba się też zastanowić jak odnieść się do interesujących nas ostatnio (o czym świadczy ostatni temat na forum i dyskusja pod Epizodem III) relacji między muzyką poważną a filmową.
Czuję głód wiedzy!!!
Wszystko fajnie drodzy rozmówcy, tylko że ja właśnie jestem takim nowicjuszem jeśli chodzi o wiedze na temat szeroko rozumianej muzyki filmowej. Owy link do rzekomeko słownia nie jest już chyba aktualny, a słonik na stronie filmmusic jakos też narazie nic nie reprezentuje. Skąd można zaczerpnąc wszystkie te informacje, o których tu mowa???