Strona 1 z 4

Czy Howard Shore się skończył?

: ndz sty 06, 2013 23:16 pm
autor: DanielosVK
No właśnie, czy Howard Shore się skończył? Pytam was, droga brać forumowa, bo się zdecydować nie mogę. :P

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: ndz sty 06, 2013 23:19 pm
autor: Templar
Skończył się, na drogę i do widzenia :mrgreen:

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: ndz sty 06, 2013 23:22 pm
autor: hp_gof
Nie poruszaj wątku krzyża! :shock:

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: ndz sty 06, 2013 23:24 pm
autor: Templar
Zaraz będziemy mieć dzięki niemu nowych użytkowników na forum, będą bronić krzyża w tym temacie :mrgreen:

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: ndz sty 06, 2013 23:30 pm
autor: Paweł Stroiński
Hobbit nigdy nie mógł być na poziomie Władcy, a nawet jeśli jest słaby (a ja oceniam go wysoko), to samo Cosmopolis świadczy o tym, że jeśli Shore miał dołek formy (bo Edge of Darkness jest sztampowe do bólu, a za Zmierzch się nawet nie brałem, ale wierzę Danielosowi), to właśnie z niego wychodzi.

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: ndz sty 06, 2013 23:34 pm
autor: Templar
No to teraz obejrzyj jeszcze film (Cosmopolis), w końcu to jest muzyka filmowa, a tam jej prawie w ogóle nie ma, a to co jest to jakieś pierdy, a z Reznora się niektórzy naśmiewają, a jego ścieżka w TGWDT robiła kilka razy lepsze wrażenie :P

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 00:06 am
autor: Marek Łach
Shore się na pewno nie skończył, choć dołek przy Edge... i Eclipse był tragiczny jak na tak klasowego kompozytora. Trzeba jednak zauważyć, że Kanadyjczyk cierpi trochę też z racji kiepskiej formy jego kolegów-reżyserów. Mówię tu zwłaszcza o Cronenbergu, którego dwa ostatnie filmy są albo słabe (A Dangerous Method) albo beznadziejne (Cosmopolis). Pierwszy z nich balansuje na granicy emocjonalnej sterylności, a drugi jest infantylnym bełkotem - to i tak cud, że udało się na podstawie tego materiału skroić tak przyjemny album z Metric. Cronenberg nigdy nie był w tak złej formie i trochę ciągnie Howarda w dół, choć uczciwie trzeba też powiedzieć, że Niebezpieczną metodę Shore mógł zrobić o wiele lepiej.

Co do Hobbita, to wprawdzie nie zgodzę się z Pawłem, że nie mógł być na poziomie LOTRa, ale część winy ponosi też Jackson, co można zaobserwować w finalnym produkcie w kinie. Nie zmienia to oczywiście faktu, że te ciągnące się w nieskończoność frazy dęciaków, kotłów i męskich chórów to coś zaskakująco ubogiego i bezcelowego jak na Shore'a w Śródziemiu. :(

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 00:56 am
autor: Wojteł
Lipna ankieta. Brakuje opcji:

-Skończył się na killem all
-Skończył się na Se7en
-Skończył się na Lotrze
-Skończył się na Eastern Promises
-Wawrzyniec

:P

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 00:59 am
autor: Paweł Stroiński
Tak, Wawrzyniec dobrą odpowiedzią na wszystko ;)

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 09:17 am
autor: Adam
Marek Łach pisze:Shore się na pewno nie skończył, choć dołek przy Edge... i Eclipse był tragiczny jak na tak klasowego kompozytora. Trzeba jednak zauważyć, że Kanadyjczyk cierpi trochę też z racji kiepskiej formy jego kolegów-reżyserów. Mówię tu zwłaszcza o Cronenbergu, którego dwa ostatnie filmy są albo słabe (A Dangerous Method) albo beznadziejne (Cosmopolis). Pierwszy z nich balansuje na granicy emocjonalnej sterylności, a drugi jest infantylnym bełkotem - to i tak cud, że udało się na podstawie tego materiału skroić tak przyjemny album z Metric. Cronenberg nigdy nie był w tak złej formie i trochę ciągnie Howarda w dół, choć uczciwie trzeba też powiedzieć, że Niebezpieczną metodę Shore mógł zrobić o wiele lepiej.

Co do Hobbita, to wprawdzie nie zgodzę się z Pawłem, że nie mógł być na poziomie LOTRa, ale część winy ponosi też Jackson, co można zaobserwować w finalnym produkcie w kinie. Nie zmienia to oczywiście faktu, że te ciągnące się w nieskończoność frazy dęciaków, kotłów i męskich chórów to coś zaskakująco ubogiego i bezcelowego jak na Shore'a w Śródziemiu. :(
Marek szykuje słuszne i zasłużone uderzenie w Shore'a i Hobbita - czekamy 8)

Shore się skończył na Powrocie Króla.

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 12:35 pm
autor: Mystery
Zadawać takie pytanie na tym forum? Gratuluję odwagi :)

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 13:07 pm
autor: Marek Łach
Dopóki Shore będzie pisał takie ściechy jak Eastern Promises, Hugo czy Cosmopolis, nie będzie mowy o jego końcu. 8)

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 13:44 pm
autor: Michał Turkowski
No ja też czekam na Marka opinię o muzyce/filmie (szczególnie o tym pierwszym) "Hobbicie" :)

Dawaj Maras :wink:

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 13:54 pm
autor: Adam
~Maras na niewygodne dla siebie tematy nie rozmawia i udaje że ich nie ma :P

Re: Czy Howard Shore się skończył?

: pn sty 07, 2013 18:15 pm
autor: Marek Łach
Film mi się nie podobał - nie potrafię do końca stwierdzić, co mi w nim nie gra, ale po prostu nie działa na mnie. Być może to nędzne dialogi, które w większości scen są zupełnie bez pomysłu. Dialogi udały się w jednej scenie, tej z Gollumem, i jest to najlepsza scena filmu, prowadzona przez rozmowę między bohaterami a nie przez kolejne wybuchy, upadki czy grymasy komputerowych orków. Żeby uzmysłowić sobie jak fatalnie napisane są dialogi przez scenarzystów, trzeba obejrzeć scenę narady w Rivendell -wszyscy wypowiadają się tam i intrygują na poziomie przedszkola, a manipulacje Sarumana to po prostu komedia. ;) CGI Azog to też jakieś kuriozum, najgorszy pomysł ekipy Jacksona od niepamiętnych czasów. Podobał mi się za to efektowny prolog o upadku Ereboru - wtedy jeszcze myślałem, że film będzie fajny... ;)

Score zasadniczo też rozczarowuje i nie chodzi tu już tylko o porównania z LOTR (choć bądźmy szczerzy - spośród utworów z Hobbita tylko My Dear Frodo i Radagast the Brown, gdyby znalazły się na soundtrackach z LOTRów, nie byłyby uznawane za najsłabszy punkt tamtych płyt...). Bardziej mam na myśli to, że Shore snuje się bez celu, jakby jeden pomysł muzyczny na scenę to był maks, jaki jest w stanie z siebie wycisnąć. OK, sam jego styl kompozytorski ma tendencje do wielokrotnego powtarzania niektórych fraz i LOTR też momentami w kółko bombardował jednym motywem - ale w Hobbicie te wszystkie sceny komediowe czy muzyka akcji w podziemiach goblinów to nieraz po kilkanaście minut jednego i tego samego konceptu... Bez porownania z The Bridge of Khazad-Dum czy Foundations of Stone.

W sumie łopatologia niektórych tematów też mnie irytowała, zwłaszcza to wejście tematu Lorien przy pojawieniu się Galadrieli, no ale takie bicie widza muzyczną maczugą po głowie w LOTRach też już było, więc regresu tu w sumie nie ma. W każdym razie ciężko mi wybaczyć Jacksonowi wycięcie materiału Radagasta i to, że w filmie praktycznie nie ma znaczenia śliczny nowy temat dla przygody Bilba (?).

Ogólnie muzyka jest profesjonalna i pewnie nieraz do niej wrócę (choć może w okrojonej wersji), ale pewnych wad się nie przeskoczy i jest to rozczarowanie. Mnie osobiście najbardziej boli brak ciekawej pracy wokalnej, której tylko strzępki mamy w Radagaście. I pomyśleć, że LOTR był soundtrackową operą na solowe głosy...