Trochę o Festiwalu w Pradze ale tylko o tym co tu ludzi najbardziej interesuje czyli koncercie Powella. Byłem prywatnie (bez ostatnich 2 wieczornych koncertów) więc żadnych relacji pisanych nie będzie.
Zacznę od tego, że festiwal jest skromny w porównaniu do FMF. Nie ma on w ogóle - co wręcz absurdalne - wsparcia miasta. Zero dofinansowania, reklamy, pomocy, wynajęcia miejsc na koncerty.. O tym mówili jego organizatorzy na wspólnym panelu z dyrektorem naszego FMF. Za wszystko organizatorzy tam muszą płacić, w tym płacić za wszystko miastu, od którego nic nie mają i są traktowani jak zwykły petent.. Czesi jako naród filmówką zainteresowani nie są za specjalnie chyba... Skąd to moje stwierdzenie? Poza tym banem od miasta - to Raz - koncert Powella się nie sprzedał cały, było jakieś 50 biletów jeszcze na oko na stronie, a to jest tak mała filharmonia że kosmos. Najmniejsza w jakiej byłem:
Na koncert Stranger Things, które miało droższe bilety (Powella za pierwszy rząd i miejsce na samym środku tuż przy dyrygencie zapłaciłem 800 koron - 135 zł - za to samo najlepsze miejsce na Stranger Things dałem 1200 koron - 200 zł) zeszło biletów więcej i on był w znacznie większej hali niż Powell. Dwa - na panelach rozwaliła totalnie nawet prowadzącego z WhiteBearPR (agencji PR kompozytorów z LA) frekwencja Czechów (który rzucił żartem: "serio? jesteśmy w Czechach a tu wszyscy z innych krajów?") - np. na panelu z chłopakami ze Stranger Things były TRZY osoby z Czech nie licząc obsługi i wolontariuszy, a cała reszta fanów - jakieś 40 osób, z innych państw.
Rudolfinum ma kosmiczną akustykę. Szok. Prażanie grali Powella nie nagłośnieni, tylko wysoko nad orkiestrą wisiało parę mikrofonów. Koncert mi się podobał, choć setlista była dla mnie dziwna i mega szału na mnie jako całość nie zrobił. Tzn poszedłbym jeszcze i dwa razy, bo wrażenia były, ale do koncertów monograficznych Hisaishiego, JNH, czy Williamsa i Tylera w Londynie na jakich byłem, po prostu nie dosięgnął (te 4 uważam za najlepsze monograficzne na jakich w życiu byłem). Koncert Powella był bardzo dobry, jeden z ciekawszych na jakich byłem, ale nic ponadto - po tylu latach FMF i nie tylko, mam porównanie co do rozmachu, ogromu orkiestry oraz doboru przez kompozytorów programu własnych koncertów.. Głównie przez dwa aspekty - 1) skromność objętościowa filharmonii przekłada się na skromność miejsca na orkiestrę - na foto z tego koncertu wyżej widać, że skład liczbowo przez to nie powalał. bez chóru jak policzyć na oko stojące głowy to chyba ok. 50 osób ? Nie znam się na technikaliach, ale na Fejsie jest koment w wydarzeniu, gdzie ktoś napisał, że dobrze że Powell w ostatniej chwili odwołał przyjazd (3 h przed koncertem to zrobił - miał lecieć z Londynu w którym był od paru dni, przylecieć bezpośrednio na koncert i zostać do poniedziałku do koncertu jego Requiem) i nie musiał przez to słyszeć jak Prażanie to mu zagrali. Więc zakładam, że coś było nie tak. Ja jako laik na pewno czułem momentami ten brak powera. Ale czy kiksowali czy nie, tego już nie ocenię... do tego są potrzebni Wojtełe i Paweł
2) dziwna setlista, dokładnie taka:
plus na koniec jeden bis z Kurczaków - "Building The Crate". Przy czym warto dodać, bo tego nie ma na programie, czasy trwania, które 3/4 były dłuuuugie - np suita otwierająca ze Smoka 1 trwała aż 13 minut (najdłuższa na koncercie), a dla porównania włożone z dupy totalnie Bourne (samo wiolonczelowe ostinato) i liryka z Two Weeks trwały po zaledwie 3 min każdy. Obie bym oczywiście wywalił. Szumnie zapowiedziana światowa premiera suity z Smoka 3 dla mnie zawiodła, bo raz że trwała tylko 6 minut, to nie było w niej tematu Berka i innych - tylko same nowe.. Nie znałem wtedy płyty (dziś posłuchałem dopiero) więc nie zorientowałbym się ze słuchu, że to był Smok, gdybym nie wyczytał w programie i gdyby nie zapowiedzieli na scenie.
Najbardziej podobał mi się z całego koncertu - i ludziom chyba też sądząc po owacjach bo były zdecydowanie najbardziej żywiołowe - 11-minutowa suita z Ferdynanda, w której zawarł wszystko co trzeba było łącznie z akcją i tymi hiszpańskimi rytmami. Najbardziej energetyczna i radosna rzecz na całym koncercie, a przede wszystkim wyróżniająca się najbardziej instrumentalizacją. Smok 1 na start wypadł jako suita bardzo fajnie, zagrali wszystkie highlighty, ale czuć było momentami, że gra to mała orkiestra. Oj jakby to zagrała Sinfonietta w Tauronie lub ICE..... W ogóle uważam że Smoków tu było jako całość za dużo - w sumie jakieś 35 minut, co przy 120 minutowym koncercie jednak dawało się we znaki, szczególnie dlatego, że Powell tak mało tytułów na koncert przygotował - tzn jego asystent bo powiedziano do mikrofonu że wszystkie aranżacje suit na koncert zrobił jego asystent Batu Sener - taki bardzo miły chudy chłopaczek z afro wyglądający na jakieś 15 lat
Podobała i nie podobała jednocześnie mi się asceza koncertu - zero świateł, zero pierdolenia do mikrofonów (krótkie witamy na festiwalu, sorry ale Powella nie będzie, a teraz odczytamy jego list i kilka nazw firm sponsorów i zapraszamy na nastepne koncerty - całość jakoś 3 min max), zero telebimów, zero zapowiadania kawałków (poza Smokiem 3), zero przeciągania czasu na owacje na końcu - dyrygentka zeszła raz i wróciła, i od razu zagrali bis, a nie kłaniała się i wychodziła po sto razy, jak to na FMF celebrują często z milionem kwiatów. Początkowo mi się to podobało, ale jednak w dynamiczniejszych momentach przydała by się jakaś gra świateł. Po prostu po dłużej chwili ta asceza zaczęła mi doskwierać, ale zdaję sobie sprawę doskonale, że to przez przyzwyczajenie do rozmachu FMF hehe
Panele były wg mnie bardzo fajnie, ten gość z agencji PR kompozytorów zadawał fajne pytania - mam nagrane całe panele z Stranger Things i Johnem Lunnem, więc będzie można się zapoznać - dam znać kiedy i gdzie.
Byłem na połowie festiwalu - niestety żałuję koncertu Ridleya ale nie mogłem być bo - tu pozdrowienia dla Polski, pieprzonego kraju 3 świata, w którym samolot z Krakowa do Pragi lata łaskawie aż tylko w CZW i ND
Ogólnie jestem bardzo na tak. Na pewno wybiorę się ponownie jeśli podejdą mi nazwiska i program. Raz że jest to tani festiwal - ceny biletów na koncerty są śmieszne w porównaniu do astronomicznych cena za takie najlepsze miejsca na koncertach w PL poza FMF dotowanym przez miasto - a dwa, nie ma takich tłumów jak na FMF, kompozytorzy są banalnie dostępni na panelach, a dodatkowo jeszcze organizatorzy nawet się chwalą do mikrofonu że wszyscy kompozytorzy festiwalu śpią w tym 5-gwiazdkowym hotelu, który jest naszym partnerem, a dla was fanów na hasło x możecie uzyskać rabat 10% na pobyt w nim
Także wkurwienie dodatkowe po wizycie, że Powell wszystkich wystawił, bo autografy były by pewne, tym bardziej jak ci jeszcze podają hotel gdzie śpi.... Trzy - festiwal w Pradze bardziej skupia się tylko na muzyce filmowej, a nie na pierdołach, co często jest zarzucane FMF (czasami uważam do przesady), że robi się wszystko dookoła, byle nie skupiać się na muzyce filmowej. Program w tym roku Praga miała uważam bardzo ciekawy. Ba, zwróćmy uwagę, że mimo iż to mały festiwal, to miał światową premierę koncertu Ridleya (czemu FMF takiego nie zrobił jeszcze?) i po raz drugi światowy koncert Powella, którego nie udało się nikomu zrobić. Po tym co zobaczyłem, żałuję że nie jeździłem na poprzednie edycje. A warto przypomnieć np, że Powell miał już tam dwa monograficzne koncerty (to że ich przy okazji też już 2 razy wystawił to inna kwestia
), a u nas na FMF dalej się nie udało mu koncertu zrobić.... I szczerze, po kolejnej wystawce Powella tam i obserwacji min organizatorów czy wspólnego panelu z dyrektorami festiwali w Pradze i Krakowie - obawiam się że nie prędko kolejny raz Powell monograficzny dostanie u nich i u nas, ale może się mylę, bo czasem trudno odróżnić kurtuazję od ironii
Kto nie był, niech żałuje. Było skromnie, ale godnie. A że Powell wystawił - shit happens. Muza i tak by była ta sama, bo nie on miał dyrygować, tylko ta babka.