Adam, jeśli idzie o same finanse, to "Guardians f the Galaxy Volume 2" zarobiło więcej, niż pierwsza część - oczywiście, to nie jest poziom zarobków "Civil War" a tym bardziej "Infinity War" ale pamiętaj o tym, że przed 2014 rokiem o Strażnikach słyszeli tylko najwięksi entuzjaści komiksów Marvela (co prawda, pierwsza inkarnacja zespołu powstała w 1969 rku / Major Victory, Strahawk, Charlie 27, Martinex i Yondu/ ale ich filmowa wersja zadebiutowała dopiero w 2008 roku, po dobrym przyjęciu wielkiej sagi "Anihilacja", gdzie min. twórca Lobo zebrał do kupy zapomniane postacie z archiwum Marvela i stworzył z nich zalążek przyszłych Strażników Galaktyki) i wynik finansowy na poziomie 700 milionów dolarów był tu zaskoczeniem nawet dla samego Marvela i Disneya. Dwójka ma prawie 900 milionów na koncie, więc na pewno nie można jej nazwać porażką czy wtopą, tym bardziej porównując z takimi potencjalnymi hitami, jak "Batman vs Superman", "Liga Sprawiedliwości" czy "Solo", gdzie Warner i DC nie potrafili sprzedać najbardziej znanych superbohaterów na świecie ( z "Solo", moim zdaniem jest ciut inaczej, po prostu spora część fanów nie zaakceptowała nowego odtwórcy głównej roli i po prostu nie poszła do kina), gdy tymczasem Marvel uczynił gwiazdę z gadającego szopa, którego szefostwo Disneya nie chciało w pierwszym filmie, bo bali się o jego przyjęcie przez widzów.
Przejdźmy więc do kwestii poza finansowych: fabularnie, GofGv2 jest innym filmem niż pierwowzór - inny sposób narracji, inne tempo historii, budowa a la "Imperium Kontratakuje", gdzie mamy podział bohaterów na dwie grupy i dwa, równolegle prowadzone wątki. Gunn nie zrobił po prostu tego samego, co twórcy "Deadpoola 2", czyli: więcej, szybciej, mocniej! i jego film na prawdę różni się od pierwowzoru i dlatego ma mieszane opinie wśród fanów, bo wcześniejsza formułka sprzedaje się najłatwiej. Ważne jest to, że fani czują się tu jak w domu, bo mają znowu swoich bohaterów, których polubili już w pierwszej części, a dzięki temu, że nie trzeba już tracić na ekspozycje, reżyser i scenarzysta w jednym może nam opowiedzieć o nich coś więcej i może ich rozwijać (z różnym skutkiem), w czym pomaga podział na dwie grupy, bo łatwiej jest wygrywać relacje pomiędzy bohaterami, z których każdy ma swoje demony z przeszłości, nigdy tak na prawdę nie posiadał prawdziwej rodziny (poza Quillem) i musi się nauczyć w tej rodzinie funkcjonować, oraz określić, czy w ogóle chce tę rodzinę tworzyć.
Deadpool nie rozwinął się w drugiej części, wciąż jest taki sam, a wszelkie dramy tylko psują tę postać i doń nie pasują (
), przez co w tym filmie nie ma emocji, bohater nie przechodzi żadnej drogi, nie zmienia się (choć chyba scenarzyści tego chcieli ale im nie wyszło). Do tego dochodzi nie zawsze trafiony humor i przeciągnięte żarty (głównie końcówka filmu) i tak na prawdę, na prawdę ciekawa jest tylko budowa X-Force. Gunn nie ma problemu ani z emocjami, ani z humorem - śmierć Yondu pokazuje, jak kręcić takie sceny, relacje Rocketa z Yondu są na prawdę fajnie i rozwijają bohaterów, podobnie jak relacje ojca z synem i obu sióstr-córek Thanosa. Humor też jest nierówny ale mimo wszystko, jest to lepszy poziom, niż w "Deadpoolu 2" i założę się, że gdyby to Gunn pisał scenariusz do "Deadpoola", byłoby w tej kwestii ciut lepiej.
Ostatnią kwestią jest wykonanie obu filmów: rok temu Sam wychwalałeś stronę techniczną GofGv2 i wykreowaną planetę Ego, teraz zmieniasz zdanie, jak rękawiczki
Marvel ma wpadki, jeśli idzie o CGI ("Black Panther"0 ale akurat James należy do tych twórców, którzy przykładają bardzo dużą uwagę do warstwy wizualnej filmów i dzięki temu, ze nad obiema częściami pracowało od dziewięciu do trzynastu form, zajmujących się efektami specjalnymi, zarówno tradycyjnymi jak i CGI, wszystko wygląda tu świetnie i robi duże wrażenie, gdzie "Deadpool" pomimo sukcesu komercyjnego pierwszej części, nadal jest tani i Colossus, Cable czy
wyglądają przeciętnie lub słabo, więc pod tym względem, oba filmy Gunna kopią Deadpoolowi tyłek
Podsumowując: "Deadpool 2" jest dla mnie słabszym filmem od pierwowzoru (gdzie jedynka już nie była jakaś super), natomiast "Guardians of the Galaxy volume 2" to ciut słabszy film niż pierwsza część ale z drugiej strony, bardziej spójny jako opowieść i całościowe doświadczenie filmowe.
Przy okazji - Luke Skywalker w końcu spotkał się z Gunnem w sprawie swojego udziału w GofG:
Jeśli zaś idzie o Reynoldsa: