John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58232
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#346 Post autor: Adam » pt maja 25, 2018 22:14 pm

Film zły nie jest, ale najsłabszy z ostatnich 3 z nowego rozdania uniwersum, bo brakuje w nim emocji, a twisty są przewidywalne, a zżynki z innych filmów, szczególnie z Casino Royale, zrobione na szybkiego i również bez emocji po prostu nie angażują. No i pierwsza połowa filmu jest dla mnie nierozumiale ciemna, aż momentami mi się wydawało że chyba oglądam przez okulary przeciwsłoneczne.. Nie popisała się posprodukcja, no ale mieli 3-msc obsówy.... Do najlepszego Łotra temu filmowi dużo brakuje. Główny aktor może być, uważam że gość się broni i poradził sobie.

Muzyka w filmie kosmos. :o Mega na pierwszym planie, momentami zagłuszająca nawet sfx, no ale to jest właśnie siła IMAXA, bitches. 8) Ja nie rozumiem jak mogą mediom prezentować takie filmy w naszym kraju w zwykłym 2D, gdzie recenzenci potem narzekają że muzyki nic nie słychać. I zapewne tak było (na Infinity War też się o tym przekonałem sam, ale tym razem nie będę sprawdzał). W USA IMAX jest na każdym rogu i studia teraz dopracowują dźwięk przede wszystkim do tego formatu oraz do 4DX i Atmosa, a stare 2d powoli tam staje się reliktem. 3D oczywiście nie istnieje, nie ma nawet jednej sceny ale to już standard :mrgreen:

Powell odpisał dziś na Insta w komencie jednemu typowi, że na płycie nie ma 45 minut muzyki, i niestety po wizycie w kinie to słychać. Cała scena ucieczki Sokołem to jest tak epickie, że nie dość że to najlepsza i najdłuższa pościgowa scena od czasów - chyba - starej trylogii, to jeszcze to co tam się wyprawia muzycznie to jest po prostu kosmos, do tego muza na pierwszym planie leci na pełnej kurwie 8) Jak wlazły fanfary gdy po raz pierwszy Chewie z Hanem siedli na fotelach to popuściłem <3 Na płycie to z połowy tego nie ma. No i nawiązania do starych tematów Williamsa - w filmie jest ich znaaaacznie więcej, ale po seansie już wiadomo że część nie mogła się znaleźć na płycie, nawet gdyby chciał to dać, bo było by to mega spoilerem. Nyny ny ny ny ry ry 8)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26136
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#347 Post autor: Koper » pt maja 25, 2018 23:14 pm

Skrót posta wyżej:
"Fail, fail, fail, IMAX miażdży, popuściłem"
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9827
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#348 Post autor: Wojteł » sob maja 26, 2018 00:30 am

Adam pisze:
pt maja 25, 2018 22:14 pm
Muzyka w filmie kosmos. :o Mega na pierwszym planie, momentami zagłuszająca nawet sfx, no ale to jest właśnie siła IMAXA, bitches. 8) Ja nie rozumiem jak mogą mediom prezentować takie filmy w naszym kraju w zwykłym 2D, gdzie recenzenci potem narzekają że muzyki nic nie słychać. I zapewne tak było (na Infinity War też się o tym przekonałem sam, ale tym razem nie będę sprawdzał). W USA IMAX jest na każdym rogu i studia teraz dopracowują dźwięk przede wszystkim do tego formatu oraz do 4DX i Atmosa, a stare 2d powoli tam staje się reliktem. 3D oczywiście nie istnieje, nie ma nawet jednej sceny ale to już standard :mrgreen:

Trochę się zdziwiłem tym co piszesz, ale po pierwszym zdanie się stało wszystko jasne - ja oglądałem w 2D i tam muza mocno ginęła pod SFXami, jak brzmiała oprawa pod skok na pociąg, to się dowiedziałem dopiero jak odpaliłem płytę :p
Adam pisze:
pt maja 25, 2018 22:14 pm
Powell odpisał dziś na Insta w komencie jednemu typowi, że na płycie nie ma 45 minut muzyki, i niestety po wizycie w kinie to słychać. Cała scena ucieczki Sokołem to jest tak epickie, że nie dość że to najlepsza i najdłuższa pościgowa scena od czasów - chyba - starej trylogii, to jeszcze to co tam się wyprawia muzycznie to jest po prostu kosmos, do tego muza na pierwszym planie leci na pełnej kurwie 8) Jak wlazły fanfary gdy po raz pierwszy Chewie z Hanem siedli na fotelach to popuściłem <3 Na płycie to z połowy tego nie ma. No i nawiązania do starych tematów Williamsa - w filmie jest ich znaaaacznie więcej, ale po seansie już wiadomo że część nie mogła się znaleźć na płycie, nawet gdyby chciał to dać, bo było by to mega spoilerem. Nyny ny ny ny ry ry 8)
A IMO ta scena to jedna z najgorzej umuzycznionych, na zasadzie "zobacz, ile oryginalnych tematów zdołasz wjebać w 6 minutowy fragment muzyczny". Ta elektroniczna perkusja pod tie fighter attack w ogóle tam nie pasowała, no ale w jednak w takim jechaniu po nostalgii disney czuje pieniądz, całkiem skutecznie zresztą, bo widzę, że wielu ludzi właśni na to dobrze zareagowało.

W ogóle muszę dodać, że czekam na jakiegoś complet'a ze względu na diegetyczne użycie marsza imperialnego w durowej tonacji, jako propagandowego hymnu imperium - już wcześniej takie coś zrobił Kiner w Rebelsach, ale jestem ciekaw Powellowgo aranżu, który niestety w tej scenie był bardzo słabo słyszalny. No i tym bardziej, użycie marsza w innych scenach sprawia, że jeszcze bardziej się zastanawiam co to był za wyskok z tym nowym tematem, który sobie napisał Giacchino.
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
bartex9
Spec od additional music
Posty: 690
Rejestracja: sob gru 25, 2010 00:55 am
Lokalizacja: Cracovia

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#349 Post autor: bartex9 » sob maja 26, 2018 00:56 am

Wojtek pisze:
sob maja 26, 2018 00:30 am
Adam pisze:
pt maja 25, 2018 22:14 pm
Muzyka w filmie kosmos. :o Mega na pierwszym planie, momentami zagłuszająca nawet sfx, no ale to jest właśnie siła IMAXA, bitches. 8) Ja nie rozumiem jak mogą mediom prezentować takie filmy w naszym kraju w zwykłym 2D, gdzie recenzenci potem narzekają że muzyki nic nie słychać. I zapewne tak było (na Infinity War też się o tym przekonałem sam, ale tym razem nie będę sprawdzał). W USA IMAX jest na każdym rogu i studia teraz dopracowują dźwięk przede wszystkim do tego formatu oraz do 4DX i Atmosa, a stare 2d powoli tam staje się reliktem. 3D oczywiście nie istnieje, nie ma nawet jednej sceny ale to już standard :mrgreen:

Trochę się zdziwiłem tym co piszesz, ale po pierwszym zdanie się stało wszystko jasne - ja oglądałem w 2D i tam muza mocno ginęła pod SFXami, jak brzmiała oprawa pod skok na pociąg, to się dowiedziałem dopiero jak odpaliłem płytę :p
Byłem dzisiaj również w IMAX-ie i muszę jednak zgodzić się z Wojtkiem. Mało było momentów, w których muzyka wychodziła na pierwszy plan. Jest to wg mnie najgorzej muzycznie zmiksowany Star Warsowy film. Efekty dźwiękowe zdecydowanie wiodły prym i kompletnie zagłuszały muzykę. Nawet nie chcę myśleć jak słabo musi to brzmieć w zwykłej sali. Muzycznie prym wiedzie oczywiście temat Hana, który jest najbardziej wyeksponowany i wpadający w ucho (cały czas mi się plącze po głowie!). Nowe tematy Powella, choć ładne, niestety nie mają zbyt wielu okazji do zaprezentowania się. Szczególnie zawiodłem się na temacie Enfys Nest, który kompletnie ginął i tylko wcześniejszy odsłuch albumu pozwolił w pełni wyłapać te avatarowskie chórki (swoją drogą mimo początkowej konsternacji, po seansie całkowicie rozumiem i akceptuję pójście w tym kierunku - wszystko mi się tam zgadzało).

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 13111
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#350 Post autor: lis23 » sob maja 26, 2018 08:25 am

Więc, tak: film to taki typowy średniak - nie jest bardzo dobry, ani bardzo zły, jest po prostu ok, a mogło być znacznie gorzej.
Wielu uważa, że jest gorszy niż "Rogue One", ja powiem tak: "Łotr Jeden" to lepszy film, ale "Solo" wygrywa, jeśli idzie o kreacje bohaterów i relacje pomiędzy nimi - Han, Chewie i Lando są dobrani świetnie i czuć chemię pomiędzy nimi i tylko szkoda, ze nie oparto na tym całego filmu. Mimo wszystko, podobała mi się też postać grana przez Harrelsona oraz Droid, na którego wiele osób narzeka.

Jesli idzie o muzę to fajnie, ze Disney nie kopiuje swojego podejścia do filmów Marvela i poza Williamsem zatrudnia na prawdę dobrych aktorów i Powell, po Giacchino, był również bardzo dobrym wyborem. Nie udało mi się jeszcze odsłuchać płyty (praca) ale powiem, że w kinie irytował mnie temat tych
Spoiler:
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58232
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#351 Post autor: Adam » sob maja 26, 2018 09:13 am

bartex9 pisze:
sob maja 26, 2018 00:56 am
Byłem dzisiaj również w IMAX-ie i muszę jednak zgodzić się z Wojtkiem. Mało było momentów, w których muzyka wychodziła na pierwszy plan. Jest to wg mnie najgorzej muzycznie zmiksowany Star Warsowy film.
Ale jak? Wojtek mówił o 2D, a w IMAXie muzyka jest mega głośno bardzo często. W którym miejscu siedziałeś? Ja zawsze wybieram miejsca tylko w ostatnim lub przedostatnim rzędzie zawsze na środku. Jak nie ma, to czekam aż będą na inny seans.
ja oglądałem w 2D i tam muza mocno ginęła pod SFXami, jak brzmiała oprawa pod skok na pociąg, to się dowiedziałem dopiero jak odpaliłem płytę :P
w IMAXie scena z pociągiem była dość głośno, momentami do tego stopnia, że jak np odrywali liny od dachu, to nie było słychać metalu. Ale - na szczęście - ten badziewny avatarowy chórek był słabiej słyszalny niż na CD. W ogóle temp-track fail po ten scenie - widać że Howard nie miał pomysłu, i jebnął tempem z Avatara - "bo nadlatują znikąd nagle stworki, ale nie na pterodaktylach, tylko na latających motorach, więc daj mi tu Powell taki sam chórek". Mógł tu walnąć tempem z innego Hornera lub Hansa, a Powell mógł mu tego Avatara wyperswadować. Zrobienie tego chórku głównym tematem tej rasy w Solo, to dla mnie to największy zgrzyt tego scoru, bo to w ogóle nie pasuje do klimatu filmu i sagi, jak i tej rasy. Swoją drogą kostiumy świetne!
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10220
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#352 Post autor: Ghostek » sob maja 26, 2018 09:23 am

Adam pisze:
sob maja 26, 2018 09:13 am
Ja zawsze wybieram miejsca tylko w ostatnim lub przedostatnim rzędzie zawsze na środku. Jak nie ma, to czekam aż będą na inny seans.
To wybierasz najgorsze miejsca, by delektować się w pełni dźwiękowym miksem. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Śodek sali, ewentualnie 2/3 wysokości - to jest miejsce, gdzie najwięcej słychać bez deformacji na korzyść konkretnych kanałów.

A skoro przyznałeś się, że zawsze na końcu siedzisz, to połowa postów gdzie piszesz że albo za cicho, albo za głośno, to głównie kwestia tego, jak dźwiękowcy rozłożyli w panoramie score. Siedząc z tyłu możesz mieć wrażenie że za cicho, jeżeli ktoś ma kaprys pchać muzykę na front. I odwrotnie.
Ostatnio zmieniony sob maja 26, 2018 09:25 am przez Ghostek, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58232
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#353 Post autor: Adam » sob maja 26, 2018 09:24 am

no to widzisz, ale ja słyszałem muzę głośno, a Bartek nie, więc coś tu jest nie tak :P
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10220
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#354 Post autor: Ghostek » sob maja 26, 2018 09:26 am

Jw.
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58232
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#355 Post autor: Adam » sob maja 26, 2018 10:16 am

Marek "Rey's Theme" Łach, czekamy ! :D
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
bladerunner22
Zdobywca Oscara
Posty: 2803
Rejestracja: ndz sie 21, 2011 14:16 pm

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#356 Post autor: bladerunner22 » sob maja 26, 2018 10:24 am

żonie sięnie podoba score Powella Solo, mówi, żebym jej puścił z Rio 2 :cry:
Jedna z najpiękniejszych piosenek Lady Pank :

''Zabić Strach''

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58232
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#357 Post autor: Adam » sob maja 26, 2018 10:27 am

Ehhh nie rozumiesz kobiet.. Ona ci daje znak żebyś ją chłopie zabrał do Rio !
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 23256
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#358 Post autor: Mystery » sob maja 26, 2018 10:59 am

Adam pisze:
sob maja 26, 2018 10:27 am
Ehhh nie rozumiesz kobiet.. Ona ci daje znak żebyś ją chłopie zabrał do Rio !
A nie robił to solo ;)

Awatar użytkownika
Pawel P.
Metallica
Posty: 1436
Rejestracja: czw gru 29, 2011 21:36 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#359 Post autor: Pawel P. » sob maja 26, 2018 11:27 am

Adam pisze:
pt maja 25, 2018 22:14 pm
Ja nie rozumiem jak mogą mediom prezentować takie filmy w naszym kraju w zwykłym 2D, gdzie recenzenci potem narzekają że muzyki nic nie słychać.
Adam, oczywiście pokaz był w kinie IMAX. Podobnie jak innych filmów Disneya, np. Avengers. Muzyka była słabiej słyszalna niż w TLJ, które jest moim zdaniem zmiksowane pod tym względem wzorcowo. Nie widziałem jeszcze Solo w zwykłym kinie, ale zapewne będzie jeszcze ciszej. Tyle że znając płytę, wiele rzeczy usłyszę i tak ;)
Wojtek pisze:
pt maja 25, 2018 11:45 am
No i zgodzę się, że temat jest dość generic, przypomina takie trochę amazing stories czy inne skrobnięte od niechcenia tematy JW, ale w filmie gra dobrze. Generalnie nie sprawdziłby się w OT i Williams by wtedy takiego nie napisał, bo dopiero dochodził do takiego stylu, a i Han był inną postacią, ale w Solo gra całkiem dobrze.
Wojtek pisze:
pt maja 25, 2018 17:19 pm
Piotr, podaj nam przykłady czegoś, co jest generic, żeby wiedzieć, jak brzmi jego odwrotnośc. Albo przykłady czegoś, co jest generic dla stylu Williamsa :P
Wojtek pisze:
pt maja 25, 2018 17:19 pm
Po to, by udowodnić, że to jest przeciwieństwo generic. Atakujesz naszą tezę, a Twoim jedynym argumentem jest "nieprawda". Jak nie masz nic więcej na udowodnienie swoich słów, niż "wcale nie", to się zwyczajnie nie odzywaj, albo ogranicz do "mi się podoba", bo nic nie wnosisz do dyskusji i jeszcze się dziwisz, że ktoś Cię prosi o podparcie swoich słów czymkolwiek merytorycznym.
Pop pierwsze, nikogo nie atakuję, wyrażam swoją dezaprobatę wobec nazywania „generic” i „skrobniętym od niechcenia” utworu, który w moim odczuciu taki nie jest. Zawiera w sobie dwa diabelnie chwytliwe tematy – wczoraj przez cały wieczór, chociaż byliśmy u znajomych, grały mi w głowie, właściwie nie mogłem się od nich uwolnić. Skrojone jest to z takim polotem i energią, jakby autorem był 25 latek, a nie facet, który za cztery lat dobije do 90-tki. Perfekcyjnie oddaje ducha przygody i pasuje do bohatera, który jest jeszcze nieokrzesanym młokosem. z dobrym sercem.

Że „nie sprawdziłby się w OT i Williams by wtedy takiego nie napisał, bo dopiero dochodził do takiego stylu”? Tez mi odkrycie... Wow! Dlatego właśnie Williams napisał dla OT coś innego, był na innym etapie swoje artystycznej drogi. Styl Williamsa przez cały czas ewoluuje, a jednak słuchając go z 1977 i 2018 roku nie mam wątpliwości, że jest to ten sam kompozytor.

Przykłady czegoś co jest moim zdaniem generic? Proszę bardzo, choćby Rampage, dopiero co recenzowane na tej stronie. Taka tapetka. Albo wszystko, co do tej pory słyszałem Henry’ego Jackmana. Próbuję znaleźć coś fajnego w „Deadpool 2” i chociaż nawet znajduję, a płyta trwa zaledwie 37 minut, nie jest to do końca dla mnie satysfakcjonujące. Natomiast nawet w tym przypadku nie powiedziałbym, że ci kompozytorzy „skrobnęli coś od niechcenia”. Bo wydaje mi się, że prawie każdy z nich, kiedy przystępuje do pracy nad czymś, chce dać z siebie wszystko (zaprzeczeniem tej tezy mogłyby być pewne muzyczne wybryki Zimmera, np. „interno”). Tyle że różnie wychodzi. Może to kwestia talentu, może presji producenta, a może jeszcze czegoś innego.

Generic u Williamsa? Generic, jak rozumiem, to pospolity, zwykły, zwyczajny, ogólnie wpisujący się, typowy etc., więc to w ogóle się trochę wyklucza, jak dla mnie. w jego muzyce nie słyszę niczego pospolitego czy zwykłego. Może więc chociaż taka „The Book Thief”, do której wracam o wiele rzadziej niż do innych jego prac z tej dekady? Ale dalej jest to bardzo dobra muzyka, pełniąca ważną rolę w filmie, i nie mam wątpliwości, że nie była pisana od niechcenia. Podobnie „Stepmom”. Nie są to „Gwiezdne Wojny” ani „Indiana Jones”, ale czy wszystko być musi? Albo „Nixon”, którego tak naprawdę zacząłem doceniać po latach. „BFG” jest generic? Taka kontynuacja „Harry’ego Pottera” i „Hooka”, nic nowego przecież. Przyjemnie gra, nie przeciera nowych szlaków. A jednak słucha mi się tego bardzo dobrze, bo nadal jest to poziom, do jakiego inny kompozytorzy raczej nie dobijają. Poza tym jest w tej muzyce, oprócz niesłychanego kunsztu, wielkie serce, a to dla mnie ważniejsze niż szczegółowe muzykologiczne analizy.

Williams napisał TAOF od niechcenia? Czy my naprawdę słuchamy tego samego utworu? Toż to z każde dźwięku wylewa się tu radość, jaką musiało dać mu komponowanie. Dzięki tej muzyce Han rośnie w siłę, przyśpiesza, nabiera odwagi. Do tego wirtuozeria niektórych partii kojarzy mi się z jego koncertami, choćby na trąbkę. Nigdzie nie napisałem jednak, że jest to na równi z jego najwybitniejszymi pracami.

Przecież SW to jest prawdopodobnie największa spuścizna Williamsa, z czego sam zapewne też zdaje sobie świetnie sprawę. Mógłby dawno olać te filmy, zatrzymać się na ROTS, a dalej byłby taką samą legendą. A jednak tego nie robi, bo ma świadomość, że te filmy należą do niego niemal w takim samym stopniu co do Lucasa i głównych aktorów. Komponując do nich, w pewien sposób się o nie troszczy, nawet jeśli sam tego nie powie.

Nie zgodzę, że jest to skrobnięte od niechcenia, także z innego powodu - Williams nie podchodzi w ten sposób do muzyki, o czym sam kiedyś mówił. Z tego względu na przykład trudno jest mu przebywać w miejscu, typu przyjęcie, bo kiedy słyszy jakąś muzykę, jego umysł natychmiast skupia się na niej, a nie na przykład na rozmowie. On jest kompozytorem cały czas. Myślisz, że siada rano do fortepianu – a siada 6 dni w tygodniu, na ok. 4-5 godzin (kiedyś 8 ) , i myśli sobie: „O rany, jeszcze ten cholery Han…”? To jesteś w błędzie.

Masz rację, że jest to trochę w klimacie Amazing Stories, co mi akurat odpowiada. Tyle że brzmi o wiele bardziej heroicznie. Errol Flynn, gdyby żył w dzisiejszych czasach, mógłby zrobić z tego swoją sygnaturę.

A muzyka Powella jest tu jak dla mnie naprawde OK, bardzo podobają mi się też te "avatarove" chórki, które dla Ciebie są kuriozum. I tyle. Miłego słuchania bądź niesłuchania.

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 23256
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)

#360 Post autor: Mystery » sob maja 26, 2018 12:26 pm

Film średni, odhaczone od A do Z, bez większych emocji i ekscytacji, a nawet humoru, może parę razy lekko się pod nosem uśmiechnąłem, ale na pewno więcej razy spoglądałem na zegarek, co w kinie praktycznie mi się nie zdarza. Oczywiście wszystko to trzyma swój rzemieślniczy poziom, na akcję nie ma co narzekać, choć czasami sekwencje zdarzały mi się dłużyć, ale jako taki letni blockbuster funkcję swoją spełnia, na fw dałem to 6, ale i tak będzie to najsłabszy odcinek SW po resuscytacji, a do Łotra nawet nie ma co porównywać, wystarczy choćby porównanie droidów z obu filmów, gdzie karykaturalnej L3 do sympatycznego K-2SO ;) Natomiast bardzo nie spodobała mi się kolorystyka, ciężko już było patrzeć na te ciemne i mroczne kadry, choć już sama fabuła na czasie, szczególnie patrząc na ceny na stacjach, także film o kradzieży paliwka aktualny jak nigdy dotąd ;)

Muza filmie grała dobrze, czuć było ducha JW i to że oglądamy film z uniwersum SW. Może było nieco avatarowsko, perkusja i chórki, ale jak dla mnie to nie wada, a wręcz taki mały powiew świeżości w tej gwiezdno-wojennej symfonii.
Album świetny, choć nierówny, 1-7 mega, 8-11 ciepłe kluchy, 12-16 mega, no i niestety finał 17-20 znów rozczarowujący... Tematyka w sumie żadna, ale ten drobny motywik Williamsa był chwytliwy i się ostatecznie spodobał. Najlepsza oczywiście jest akcja, może ta perkusja, trąbki i Powellowskie chwyty, na tle muzyki Williamsa (Reminiscence Therapy) wypadały trochę śmiesznie, ale oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu i zabawę gwarantowały przednią. "Marauders Arrive" może rzeczywiście średnio tu pasowało, ale już track sam w sobie, bardzo mi się spodobał. Braków na albumie większych nie odnotowałem (nawet o jedno kuriozalne "Chicken in the Pot" za dużo), to nie Łotr, gdzie na CD zabrakło niemal całej muzyki akcji z finałowych kosmicznych nawalanek. Także, w mojej opinii Powell spisał się dobrze i dostarczył produkt mniej więcej taki jaki od jego oczekiwałem, radosny, pełen energii, z muzyką akcji pędzącą na złamanie karku i świetnie biorącym muzykę Big Johna w obroty. Może nie jest to szczególne osiągnięcie jeśli chodzi o Gwiezdne Wojny, jak i samego Powella, ale i tak wystarczy by na stan 26 maj został moim ulubionym filmowym scorem w tym roku.

ODPOWIEDZ