John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
- galljaronim
- John Powell
- Posty: 1156
- Rejestracja: czw sty 14, 2010 21:23 pm
- Lokalizacja: Kęty
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Soundtrack już hula.
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 13135
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Sporo tego tematu już w pierwszych trzech utworach, jestem na tak
Tylko On, Williams John
Tylko on, Elton John
Tylko on, Elton John
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Po dwóch odsłuchach bezstrata pora na szerszą opinię, a jest o czym pisać, bo to album pełny sprzeczności, ale całościowo oceniam go jako pozytywne (ale nie mega, ani nawet duże) zaskoczenie - Powell jednak rokuje na coś innego niż animacje.
Hanowy temat uważam za nijaki. Porównując tylko do Trzeciej Trylogii, to do tematu Rey czy Marszu Oporu, to nie ma nawet startu. Do tego nie jest przygotowany w formie tematu koncertowego, ale jest to tylko jakaś pocięta sklejka, do tego krótka, brzmiąca po prostu jak utwór akcji, a nie temat, co słychać szczególnie po chaotycznym aranżu i orkiestracji. Może dlatego nazwano utwór "Adventures", a nie Han's Theme. Dla mnie to najsłabszy temat jaki John napisał od czasów Trzeciej Trylogii. Super technicznie itd, ale tu nucić nie ma co. Ot taka przyjemna zapchajdziura w pełnej symfonii, po której szczena mi nie opadła. Marek Łach powinien być zadowolony, bo Rey's Theme dalej najlepszym tematem w historii całej kariery Williamsa (porównując do poziomu tematu Hana )
Gdzie te wykorzystania muzyki Williamsa ze Starej Trylogii aż w takiej ilości, żeby trzeba było taki kredyt dawać na okładce, skoro poza dosłownymi wejściami na sekundę czy dwie paru fanfar w 3 trakach na krzyż, to jedynymi utworami, które wyraźnie jadą na starych tematach jest "Reminiscence Therapy" i "Into The Maw". Także znów marketing fan-service'owy okazuje się w sporej części kłamstwem. Paradoksalnie jednak jest to zaleta tego scoru, bo Powell wychodzi przez to obronną ręką i nie da się już powiedzieć tak jak ludzie zakładali, że nie robił nic tylko przez 70 minut nowe aranże starych tematów Williamsa.
Score jest w stylu Powella i to słychać. Wykorzystanie tematu Hana w 2 czy 3 trakach szczególnie na początku całkiem ok, szkoda tylko, że muszą one ciągnąć temat, który sam w sobie nie jest niczym specjalnym Słychać wyraźnie tą samą Powellową, troszkę irytującą już po tylu latach, perkę.
Użycie chóru to jest jakieś kuriozum. Jak usłyszałem te avatarowe chórki to facepalma zrobiłem. To w ogóle nie pasuje, wręcz śmieszy! Aż prosiło się tu dać męski chór z jajami jak np. w Deadpoolu 2 (oczywiście bez przekleństw i słów ), które te traki zrobił by dostojniejszymi, mroczniejszymi i poważnymi. Jakoś później na płycie Powell w "Savareen Stand-Off" to potrafił, więc tym bardziej nie ogarniam tego całkowicie chybionego pomysłu z marną kopią Avatara w pierwszej połowie CD.
Utwór "Chicken In The Pot" to jest jakiś ponury żart - jak usłyszałem tą bełkoczącą, najebaną Francuzkę, to chciałem wyłączać ten album i iść się wyrzygać. Czyżby Powell z wyprawy do Paryża przez przypadek wrzucił na CD nagraną dyktafonem scenkę z paryskiej knajpy? Inteligentne inaczej, tym bardziej jeśli mamy to tłumaczyć czymś w rodzaju muzyki z star-warsowych "Kantyn", a zapewne tak będzie, bo to pokazuje, że Powell słabo się czuje w jazzowym pastiszu.
Gdzie te pińcet tematów, którymi tak się Powell chwalił, skoro w zasadzie poza lirycznym, to żaden nie wybija się jakoś specjalnie, żeby go wychwycić i do niego wracać? Kolejne kłamstwo i rozumiem już te recenzje filmu, że nikt tam nie słyszał żadnych tematów poza Williamsem. Album praktycznie w 90% to action-score i cieszy, że nie jest to surowa muza, ale pełna kolorytu. Użycie tematów Williamsa pod koniec CD dodaje tej płycie dużego plusa i niweluje brak kropki nad i, na którą cierpiał Łotr - tam zabrakło więcej starych tematów, by score był jeszcze lepszy, mimo że był świetny.
Troszkę smuci, że dostaliśmy bardzo porządny score robiony przez rok, bez żadnego porządnego tematu w sytuacji gdy Gjaczino tak samo dobry napisał w miesiąc i to bez takiej ARMII ludzi jak Powell. I nie oszukujmy się, gdyby nie marketing tego Solo użyciem Williamsa i wykorzystaniem jego tematu a szczególnie starych tematów, ten score byłby DUŻO słabszy w odbiorze. To jest też lekcja na przyszłość dla innych kompozytorów i decydentów, że nie da się robić filmów z sagi Star Wars nie używając w muzyce WYRAŹNIE i nie-sporadycznie starych tematów Williamsa!
Koło Smoka to oczywiście nie stało, zarówno całościowo, kompozycyjnie, jak i tematami. Sam temat główny ze Smoka zjada cały ten album. Smok 3 to też nie jest, oby! Solo to czwórkowa płyta, mogą sobie podać ręce z Gjaczinem, bo oboje godnie wypadli w następstwie Dżoneła. Daje kredyt zaufania dla Powella, byle by przestał wreszcie robić te bajeczki ciągle i zajął się poważnym kinem, a nie dla dzieciarni. W chwili obecnej to też najbardziej przystepny blocbusterowy score w tym roku, biorąc pod uwage wydanie i czas trwania - znacznie lepszy od Infinity War i lepszy od Pantery, ale tu już tylko dlatego, że jest ona źle wydana, bo samymi tematami Ludwig zjada Powella. Niestety, a może stety? No i obecnie to płytowo score roku, nie da się ukryć.
Hanowy temat uważam za nijaki. Porównując tylko do Trzeciej Trylogii, to do tematu Rey czy Marszu Oporu, to nie ma nawet startu. Do tego nie jest przygotowany w formie tematu koncertowego, ale jest to tylko jakaś pocięta sklejka, do tego krótka, brzmiąca po prostu jak utwór akcji, a nie temat, co słychać szczególnie po chaotycznym aranżu i orkiestracji. Może dlatego nazwano utwór "Adventures", a nie Han's Theme. Dla mnie to najsłabszy temat jaki John napisał od czasów Trzeciej Trylogii. Super technicznie itd, ale tu nucić nie ma co. Ot taka przyjemna zapchajdziura w pełnej symfonii, po której szczena mi nie opadła. Marek Łach powinien być zadowolony, bo Rey's Theme dalej najlepszym tematem w historii całej kariery Williamsa (porównując do poziomu tematu Hana )
Gdzie te wykorzystania muzyki Williamsa ze Starej Trylogii aż w takiej ilości, żeby trzeba było taki kredyt dawać na okładce, skoro poza dosłownymi wejściami na sekundę czy dwie paru fanfar w 3 trakach na krzyż, to jedynymi utworami, które wyraźnie jadą na starych tematach jest "Reminiscence Therapy" i "Into The Maw". Także znów marketing fan-service'owy okazuje się w sporej części kłamstwem. Paradoksalnie jednak jest to zaleta tego scoru, bo Powell wychodzi przez to obronną ręką i nie da się już powiedzieć tak jak ludzie zakładali, że nie robił nic tylko przez 70 minut nowe aranże starych tematów Williamsa.
Score jest w stylu Powella i to słychać. Wykorzystanie tematu Hana w 2 czy 3 trakach szczególnie na początku całkiem ok, szkoda tylko, że muszą one ciągnąć temat, który sam w sobie nie jest niczym specjalnym Słychać wyraźnie tą samą Powellową, troszkę irytującą już po tylu latach, perkę.
Użycie chóru to jest jakieś kuriozum. Jak usłyszałem te avatarowe chórki to facepalma zrobiłem. To w ogóle nie pasuje, wręcz śmieszy! Aż prosiło się tu dać męski chór z jajami jak np. w Deadpoolu 2 (oczywiście bez przekleństw i słów ), które te traki zrobił by dostojniejszymi, mroczniejszymi i poważnymi. Jakoś później na płycie Powell w "Savareen Stand-Off" to potrafił, więc tym bardziej nie ogarniam tego całkowicie chybionego pomysłu z marną kopią Avatara w pierwszej połowie CD.
Utwór "Chicken In The Pot" to jest jakiś ponury żart - jak usłyszałem tą bełkoczącą, najebaną Francuzkę, to chciałem wyłączać ten album i iść się wyrzygać. Czyżby Powell z wyprawy do Paryża przez przypadek wrzucił na CD nagraną dyktafonem scenkę z paryskiej knajpy? Inteligentne inaczej, tym bardziej jeśli mamy to tłumaczyć czymś w rodzaju muzyki z star-warsowych "Kantyn", a zapewne tak będzie, bo to pokazuje, że Powell słabo się czuje w jazzowym pastiszu.
Gdzie te pińcet tematów, którymi tak się Powell chwalił, skoro w zasadzie poza lirycznym, to żaden nie wybija się jakoś specjalnie, żeby go wychwycić i do niego wracać? Kolejne kłamstwo i rozumiem już te recenzje filmu, że nikt tam nie słyszał żadnych tematów poza Williamsem. Album praktycznie w 90% to action-score i cieszy, że nie jest to surowa muza, ale pełna kolorytu. Użycie tematów Williamsa pod koniec CD dodaje tej płycie dużego plusa i niweluje brak kropki nad i, na którą cierpiał Łotr - tam zabrakło więcej starych tematów, by score był jeszcze lepszy, mimo że był świetny.
Troszkę smuci, że dostaliśmy bardzo porządny score robiony przez rok, bez żadnego porządnego tematu w sytuacji gdy Gjaczino tak samo dobry napisał w miesiąc i to bez takiej ARMII ludzi jak Powell. I nie oszukujmy się, gdyby nie marketing tego Solo użyciem Williamsa i wykorzystaniem jego tematu a szczególnie starych tematów, ten score byłby DUŻO słabszy w odbiorze. To jest też lekcja na przyszłość dla innych kompozytorów i decydentów, że nie da się robić filmów z sagi Star Wars nie używając w muzyce WYRAŹNIE i nie-sporadycznie starych tematów Williamsa!
Koło Smoka to oczywiście nie stało, zarówno całościowo, kompozycyjnie, jak i tematami. Sam temat główny ze Smoka zjada cały ten album. Smok 3 to też nie jest, oby! Solo to czwórkowa płyta, mogą sobie podać ręce z Gjaczinem, bo oboje godnie wypadli w następstwie Dżoneła. Daje kredyt zaufania dla Powella, byle by przestał wreszcie robić te bajeczki ciągle i zajął się poważnym kinem, a nie dla dzieciarni. W chwili obecnej to też najbardziej przystepny blocbusterowy score w tym roku, biorąc pod uwage wydanie i czas trwania - znacznie lepszy od Infinity War i lepszy od Pantery, ale tu już tylko dlatego, że jest ona źle wydana, bo samymi tematami Ludwig zjada Powella. Niestety, a może stety? No i obecnie to płytowo score roku, nie da się ukryć.
#FUCKVINYL
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26144
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Dobrze, że niedługo znowu coś wydadzą i będzie kolejny score roku, a potem kolejny i kolejny...
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
no gdyby Panterę wydali jako coś ok. 65-minutowego, to wątpię żebyśmy w tym roku dostali coś lepszego, więc nie koniecznie musi tak być jak piszesz
#FUCKVINYL
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
ja to się nie mogę uwolnić od Rey's Theme, a nie od akcyjnych Przygód Hana, które NIE są tematem, co sam John zaakcentował tak a nie inaczej nazywając track A i sam Powell ma na tej płycie lepsze traki od tego
#FUCKVINYL
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10226
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Adam, użycie na okadce takiej formy kredytowania autorów ma zasadność bo Powell adaptuje nie tyle stare co nowe tematy Johna właśnie pisane dla Solo. O to się w tym rozchodzi.
- Pawel P.
- Metallica
- Posty: 1441
- Rejestracja: czw gru 29, 2011 21:36 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Rey's Theme to zupełnie inny temat, dla innego rodzaju postaci, nie ma co porównywać. Natomiast tu są dwa tematy, trochę jak w The Rebellion is Reborn, ale zagrane z Korngoldowskim wigorem. Coś wspaniałego.
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Ej, ej, na tym forum to głównie Ty o tym biadoliłeś, także powinieneś napisać:
i nie da się już powiedzieć tak jak zakładem, że nie robił nic tylko przez 70 minut nowe aranże starych tematów Williamsa.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
na tym forum tak, ale internet nie kończy się na szczęście na tym forum, więc użyłem ogółu, bo wystarczy poczytać inne jak ludzie biadolili gdy ten credits zobaczyli..
#FUCKVINYL
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Film ma fajne momenty, ale szału nie robi. Muzycznie dla mnie ten film nie istnieje, na pewno płyty nie kupię, oba Dżony się nie postarały A Wawrzek na pewno się ucieszy, że w filmie jest dużo #siłakobiety To tak w skrócie i spoiler-free
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 13135
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: John Powell - Solo: A Star Wars Story (2018)
Nie zgodzę się, film jest fajny a temat Hana jeszcze fajniejszy i ja płytkę odbieram już jutro
Tylko On, Williams John
Tylko on, Elton John
Tylko on, Elton John